„Będzie to próba przeniknięcia człowieka. Sama postać jest ściśle historyczna. Niemniej pomiędzy samą postacią a próbą jej przeniknięcia przebiega pasmo dla historii niedostępne. W ogóle bowiem człowiek ma to do siebie, że niepodobna go wyczerpać historycznie. Pierwiastek pozahistoryczny w nim tkwi, owszem, leży u źródeł jego człowieczeństwa. Próba zaś przeniknięcia człowieka łączy się z sięganiem do tych źródeł”.

Karol Wojtyła, Brat naszego Boga

 W doświadczeniu człowieka jest strefa niedostępna dla oka obserwatora. Czasami jest ona nawet niezrozumiała dla samego przeżywającego. Coś, czego nie można zamknąć w zwykłym słowie opisu reporterskiego. Świadek historii może stworzyć zapis tego, co zostało mu naocznie przedstawione lub do czego doszedł, badając materiał historyczny. Jednak jest to zawsze tylko rama czasowa, badana na podstawie tego, co zewnętrzne. Karol Wojtyła pisząc swój dramat Brat naszego Boga, widzi w człowieku ogromną moc, która wymyka się historii. Jakby chce swoim dziełem ukazać, że człowiek to coś więcej niż historyczny zapis dziejów. W zetknięciu z życiem, natrafiamy zawsze na jakiś pozahistoryczny pierwiastek, który rzeźbi w ludzkim ciele coś poza samą tylko materią, biologią czy naturą. W tym dotyku pozahistorycznej rzeczywistości znajduje się źródło ludzkiej aktywności. K. Wojtyła chce ukazać człowieka, którego nie da się rozliczyć wyłącznie historycznie, nie sposób ukazać go tylko w ramach ludzkiego zapisu życia. Jakby chciał powiedzieć, że zapisowi historycznemu towarzyszy coś, co dzieje głęboko w człowieku, w jego człowieczeństwie otwartym na coś „innego”, co nie pozwala wchodzić w układy z łatwym i bezrefleksyjnym życiem. Jest to – jak powie Agata Przybylska, interpretatorka dramatów K. Wojtyły – transcendowanie swojej przymilności, która wyrwana z naznaczonego sobie czasu udowadnia istnienie czegoś poza historyczną skończonością. Pierwiastek pozahistoryczny stanowi więc tutaj jądro ludzkiej osoby, wyróżnia ją ze świata naturalnego i decyduje o jej tożsamości.   

Adam Chmielowski historycznie jest człowiekiem utkanym z decyzji zapisanych w czasie i przestrzeni. K. Wojtyła w swoim dramacie ukazuje jednak coś więcej niż tylko zwykły zapis śladów. Pokazuje, że w człowieku dokonuje się spotkanie z jakimś wewnętrznym nakazem, przynagleniem, które niepodjęte tworzy sytuację jakiejś zdrady, przede wszystkim zdrady samego siebie. Myślę, że moment ten uchwycił również w jednym ze swoich wierszy Sandor Marai:
„Być może czegoś zaniedbałem
(…)
Błąd popełniłem gdzieś straszliwy:
Był znak, lecz byłem zbyt leniwy,
By odpowiedzieć, gdy świat mamił
Pisaniem, flirtem, zabawami
 
Słyszałem sygnał telefonu;
Może sam Bóg zadzwonił, kto wie,
Szedłem grać w karty do salonu
I co innego miałem w głowie.
 
Co się popsuło? Panie, powiedz!
(…)”
Sandor Marai, Poranek czerwcowy
 
Czytając dramat Brat naszego Boga, natrafiamy na bardzo ciekawe określenie człowieka:

„MAKS: (…) w każdym z nas tkwi człowiek wymienny jak pieniądz i człowiek niewymienny, najgłębszy, wiadomy tylko sobie samemu.

STANISŁAW: A cóż robisz z owym wymiennym? (…)

MAKS: (…) nie zamierzam z nim walczyć. Wystarczy mi prosta świadomość tamtego, który jest niewymienny, i pewna przegroda między jednym a drugim, którą w sobie noszę (…) Wystarczy posiadać go przez świadomość. I przez świadomość oddzielać go od siebie”.

Człowiek wymienny i niewymienny nie jest równoległą kategorią do pierwiastka historycznego i pozahistorycznego. Wymienność i niewymienność dotyczą przede wszystkim relacji do innych. Dodatkowo w dramacie K. Wojtyły nabierają charakteru etycznego przez to, że łączą się z odpowiedzialnością. Człowiek wymienny rozprzestrzenia się za pomocą wystaw, na których prezentowane są dzieła jego życia, domaga się poklasku, kieruje się bilansem własnych zysków i strat, nie biorąc pod uwagę społecznego aspektu swej działalności. Życie takiego człowieka sprowadza się do wypełniania odgórnie narzuconych obowiązków. Powstająca w takich warunkach sztuka jest ekspresją własnego „ja”, dąży do zdobycia odpowiedniej pozycji społecznej. Taki człowiek toczy ‒ jak to powie autor dramatu ‒ swoje życie na płótnie, poprzez dzieło nie chce duchowej wymiany i co więcej, nie dopuszcza odbiorcy do uczestnictwa. Obserwator obrazu pozostaje tylko widzem, nie wchodzi w wewnętrzny świat napięć artysty. (Por. A. Przybylska, Samotność możliwa w człowieku, Kraków 2002, s. 121‒122)

Wymownym tekstem w tym momencie stają się słowa Lucjana z dramatu K. Wojtyły:
„LUCJAN: Określiłbym to w taki sposób: Adam ogromnie wiele spraw przetwarza sobą, a potem skutki tego zaznacza na płótnie. (…) Każdy z nas właściwie doszukuje się na płótnie różnych możliwych i kolejnych rozwiązań swojego życia; wasze życie rozgrywa się, toczy na płótnie. I dlatego wy nie możecie pojmować życia inaczej; wy jesteście związani z płótnem, uzależnienie od palety. – Adam inaczej. U niego potrzeba płótna i farb wlecze się z daleka za jego najgłębszym żywiołem. Zasadniczo żyje w sobie, rozwija się i kurczy w sobie, nie ma płótnie. Nie, nie. To nie jest typowy malarz.”

Przeciwwagą dla człowieka wymiennego jest człowiek niewymienny – najgłębszy, wiadomy tylko sobie samemu. Jego obecność zakłada istnienie jakiejś tajemnicy, wymyka się zdolnościom poznawczym, pozostaje nieokreślony i otwarty. Owo otwarcie przebiega w dwóch kierunkach: ku światu zewnętrznemu (co uwidacznia się w obcowaniu z innymi) i ku światu własnej głębi (co wskazuje na obecność Boga). Adam Chmielowski będzie w swoim życiu stopniowo odrzucał, albo mówiąc językiem Ewangelii ogałacał siebie z człowieka zewnętrznego utkanego tkaną układów w stronę człowieka otwartego na głębie. Próba opisania Adama zawsze będzie zdana na spotkanie z ludzkim wnętrzem, z jakąś siłą, która odbiera dotychczasowy spokój, uniemożliwia tworzenie na samym tylko płótnie bez zaangażowania w sprawę „innego”. Adam Chmielowski stopniowo przestaje należeć do samego siebie, malarskie środki wyrazu są zbyt ubogie do wyrażenie swoich odczuć. Obraz płótna stał się za słaby do wyrażenia tego, co ciągle wnosi wnętrze, wspomniany pierwiastek pozahistoryczny.

Zmaganie się z sobą samym jest bardzo mocno wpisane w życie Adama Chmielowskiego, który ma się stać Bratem Adamem. Jest to sytuacja człowieka przenikniętego do głębi ścieraniem się tego, co historyczne z tym, co wydobywa się z głębi ludzkiej duszy, co nie jest zrozumiałe dla ludzkiego tylko sposobu patrzenia i przeżywania. Czy człowiek może przed tym uciec? Może przed kimś tak, ale nie przed swoim wnętrzem, przed głosem, który tłumiony staje się jeszcze mocniejszy i bardziej niepokojący. Dobitnie to odczucie Adama oddaje K. Wojtyła:

„ADAM: (…) Nie mogę wybrać… (…) – jestem głęboko przekonany, że to wszystko razem to nic innego, jak ciągła ucieczka. (…) W pewnym znaczeniu przed samym sobą. Ale nie. (…) Przecież Maks także jest sobą, Maks także żyje w tym samym świecie, co ja, co każdy z nas. A Maks nie musi uciekać, nie ma poczucia, że jest ścigany… A zatem to nie jest… ucieczka przed samym sobą. (…) To jest ucieczka przed czymś, a może raczej przed kimś w sobie i przed kimś w tamtych ludziach.”

Ks. Tomasz Sroka
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter