Według Antoniego Benedikta autoprezentacja polega na podejmowaniu przez jednostkę zachowań zmierzających do kierowania wrażeniem w celu sprawowania kontroli nad obrazem własnej osoby, postrzeganym przez innych ludzi. Mówiąc prościej, jest to konsekwentne kreowanie swojego wizerunku w taki sposób, aby budził jednocześnie skojarzenia z naszą osobą.[1] Jak zatem powinna wyglądać dobra autoprezentacja? Przede wszystkim powinna działać w dwie strony, czyli na zewnątrz – przekonując innych do mojego dobrego wizerunku i wewnątrz – moje zachowania, działania i decyzje muszą być spójne z prezentowanym pomysłem na siebie. Najważniejszymi elementami autoprezentacji są: wygląd zewnętrzny, głos, mowa ciała, otoczenie. Dokonując więc przedstawienia własnej osoby rozpocznę od elementu, na który my, jako ludzie zwracamy największą uwagę – od wyglądu.

Nie trzeba być spostrzegawczym, żeby zauważyć, iż natura nie poskąpiła mi wzrostu. W kulturze zachodniej z uwagi na swoje centymetry mogłabym być uważana za osobę zdrową, posiadającą niewymuszony autorytet, wyposażoną w odpowiednią władzę i bogactwo. Rzeczywistość jednak nieco odbiega od wizerunku, którym gotowa obdarzyć mnie kultura zachodnia. Od kultury masowej, która głosi, iż piękno skrywa się w szczupłych kobietach też nieco odstaję, bo daleko mi do wymiarów 90-60-90. Niemniej jednak na posturę, jaką obdarzyła mnie natura narzekać nie mogę. Swoją „urodę” odziedziczyłam, chyba najbardziej po swoim ojcu. Choć, gdybym mogła mieć coś w tym temacie do powiedzenia, z pewnością wybrałabym zamiast greckiego nosa mojego taty – mały i zadarty nosek mojej mamy… Niemniej jednak moja charakterystyczna twarz przyciąga większą uwagę, czyni mnie nietuzinkową, nadaje charyzmy i stwarza ze mnie „kogoś”, kto nikogo nie naśladuje i kogo naśladować nikt nie chce.

Lubię w sobie… swoje niebieskie oczy i długie włosy. Ich kolor nie współgra jednak z romantyczną duszą. Nie mam w sobie naiwności, a inteligencji (tak myślę) też mi nie brakuje (choć kawały o blondynkach głoszą co innego). Uważam, że poniekąd odziedziczyłam w spadku po przodkach sporo stateczności, życiowej mądrości, przywiązania do tradycji i spokoju. Oprócz cech fizycznych, które widoczne są na pierwszy rzut oka, w dużym stopniu określa mnie ubiór. Zawsze dostosowany do sytuacji, ale przede wszystkim wygodny. Nie dla mnie wysokie obcasy (zresztą mój wzrost buntuje się przy nich), nie dla mnie zieleń, brąz, pomarańcz, żółć.

W czarnym kolorze czuję się najlepiej, bynajmniej nie jest on dla mnie oznaką przygnębienia, smutku, czy zamknięcia w sobie. Lubię też wszystko co białe, stonowane, pastelowe. Co nie krzyczy, nie zwraca nachalnej uwagi. Choć sama lubię być w centrum. Biżuteria? Tak, ale z umiarem. Obrączka, zegarek i złoty łańcuszek – pamiątka po mamie.

Głos to kolejny element autoprezentacji. Gabriel Łasiński wskazuje pięć cech mających wpływ na sposób naszej wypowiedzi, mianowicie: intonacja, siła głosu oraz tempo mowy, wysokość głosu, artykulacja, dialekt.[2] Jak zatem brzmię? Staram się, by mój komunikat był wyraźny, precyzyjny, zainteresował odbiorcę. Zawsze silnie identyfikuję się ze swoimi słowami, może dlatego wyrażając słowa na piśmie – podpisuję się pod nimi „obiema rękami”. Nie uznaję anonimów, złośliwych komentarzy, donosów. Uważam, że trzeba brać na siebie konsekwencje swoich wypowiedzi i mieć odwagę przyznawać się do nich. Unikam niecenzuralnych słów, choć… w skrajnych sytuacjach i one pojawiają się w moim języku. Unikam również krzyku, swojego i innych osób, bo ten gromadzi tylko negatywne emocje. Staram się konflikty rozwiązywać z kulturą, a jeśli nie idzie - wycofuję się z dyskusji. Odpuszczam.

Mowa ciała, czyli nasze gesty. One o nas mówią więcej niż chcielibyśmy przekazać. Co mówią o mnie? Uważam, że pokazują mnie, jako osobę spokojną, skupioną, poukładaną, odpowiedzialną. Podczas rozmowy staram się patrzeć rozmówcy w twarz, nie unikam wzroku, nie wchodzę w zdania. Staram się traktować ludzi tak, jak chciałabym, żeby oni traktowali mojego tatę. Wiem zabrzmiało to trochę niedorzecznie, ale wśród wielu rzeczy na świecie właśnie starość jest mi szczególnie bliska, bo to ona w dużej mierze stanowi moje otoczenie. Ponadto moja choroba, choroba mamy, wolontariat medyczny, niepełnosprawność taty… wszystkie te czynniki ukształtowały mnie, jako człowieka. Myślę, że dobrego człowieka, bo otwartego na innych i z ogromną dawką empatii (czasami zbyt dużą, która wyzwala we mnie smutek). Wśród znajomych jednak uważana jestem za osobę pogodną, z poczuciem humoru, dystansem do siebie i świata.

Jednym z elementów wpływających na to, jak jesteśmy postrzegani przez innych są wszelkie rzeczy, którymi się otaczamy – mieszkanie, samochód, gadżety, przedmioty. Ja owszem, jestem posiadaczką wielu z tych rzeczy, ale nie są one wyznacznikiem mojego szczęścia. Pieniądze mają dla mnie o tyle sens, o ile mogę dzięki nim uszczęśliwiać bliskich. Kiedy pracując na dwa etaty mogę choremu ojcu kupić aparat słuchowy i dostrzec w jego oczach zdumienie i radość.  

W codziennym życiu lubię otaczać się książkami, kocham słowa. Pisane, czytane. Po mamie oddziedziczyłam oprócz talentu do pisania wierszy, również miłość do gotowania i wypieków. Chyba też nieco odwagi od niej podkradłam, bo nie boję się wyzwań. Nie znam słów „nie umiem”, „nie mogę”, „nie dam rady”. Wolę mówić „no to patrz”. Jestem uparta, samodzielna, dynamiczna w działaniu. Problemem, z którym muszę się stale mierzyć stanowi jednak moja asertywność.

Ponadto jestem lokalną patriotką. Cieszyn na mapie całego świata jest moim miastem. Tu się urodziłam, tu dorastałam. Tu kocham, żyję, a rodzina jest moim światem. Jestem żoną, matką, córką, przyjaciółką, właścicielką domu pełnego zwierząt. To ja Barbara Stelmach-Kubaszczyk i moja autoprezentacja, czyli celowe działanie zmierzające do wywołania u osób z otoczenia społecznego, pożądanego przez jednostkę wizerunku własnej osoby.[3]

I na zakończenie.

Siedem sekund… tyle potrzeba, by każdy z nas wyrobił sobie zdanie na czyjś temat. Oceniamy twarz, garnitur, analizujemy sylwetkę i gesty. A przecież to dopiero początek. Prawdziwy człowiek często stoi obok.
 
 
Bibliografia:
  • Bronowicz M. : Komunikacja wizualna. Wrocław 21014, Wydawnictwo Astrum Medua,
  • Łasiński  : Sztuka prezentacji. Poznań 2000, Wydawnictwo eMPI5,

 

[1] M. Bronowicz: Komunikacja wizualna. Wrocław 21014,  Wydawnictwo Astrum Medua, s. 9.

[2] G. Łasiński: Sztuka prezentacji. Poznań 2000, Wydawnictwo eMPI5, s. 25.

[3] Tamże.

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter