Czesław, Czesio – jeszcze parę dekad temu bardzo popularne imię męskie w Polsce. Oznacza ono tego, który oczekuje sławy. Nie wiem, czy samo imię do tego predestynuje, ale renomę zyskali np. Czesław Niemen, czy Czesław Miłosz za swą działalność artystyczną. Istnieje również pojęcie złej sławy. Taką zyskał pewien generał tego samego imienia. Jednakże o zmarłych podobno źle się nie mówi, a zwłaszcza o takich, co kwity w mieszkaniu na połowę „elity” trzymali. Ja bym chciał jednak porozmawiać o lokalnym bohaterze. Czesio, bo tak ma na imię nasz bohater, nie jest byle kim. Wyższy od większości ludzi, góruje ponad ich głowami. Ma jednak kopyta i sierść podobną do tej, którą Jan Chrzciciel był przepasany. Do niedawna ten ambasador wielbłądziego gatunku był twarzą Strumieńskiego Betlejem. Czas przeszły jest tutaj adekwatny, bo niestety żywej szopki już nie będzie. A szkoda!

W kolebce dawnego Rzymu – Lacjum znajduje się niewielkie miasteczko Greccio. W tej malowniczej okolicy w 1223 roku św. Franciszek po raz pierwszy zorganizował żywą szopkę. Inscenizacja Bożego Narodzenia przedstawiała Drewnianą stajnię naturalnych rozmiarów wraz z figurami świętych. W tej scenerii wesoło biegały zwierzęta - owce, kozy, oraz osiołek.

Niektórzy to by chcieli, by te wszystkie zwierzęta miały co najmniej prawa równe ludziom albo i większe. Nie tak dawno temu oglądałem pewien filmik, w którym pewna nobliwa dama żaliła się na polski system prawny. No, bo jakże to tak, że jej się nie należy opieka nad Puszkiem, a koleżance z pracy na dziecko się należy. I tu znowu pojawia się Cesarstwo Rzymskie. To tam trzeba upatrywać genezy tego szaleństwa. Swetoniusz w swoich „Żywotach Cezarów” opisuje życie Incitatusa – ulubionego konia cesarza Kaligula. Jego rumak mieszkał w marmurowej stajni. Jego żłób był z kości słoniowej. Koń ubierany był w purpurę, a ponadto dzień i noc pilnowali go pretorianie. Zdaniem Kasjusza Diona Incitatus jadał jęczmień zmieszany z płatkami złota. Niestety wielki okrutnik Kaligula taką miłością nie darzył ludzi. Nie dziwota, że trzydzieści ran zadanych mu przez spiskowców zakończyło jego godny pożałowania żywot.

Konie to piękne zwierzęta i przez wieki były dużo bardziej cenione niż psy, czy koty. Aleksander Wielki miał swojego Bucefalosa, z którym zwojował niemalże cały ówcześnie znany świat. Padł niestety na terenie dzisiejszego Pakistanu, gdzie Aleksander postawił wielki pałac na cześć swego wierzchowca. Chciałoby się rzec to samo co Stefan „Siara” Siarzewski w „Kilerze” na końcu sceny, w której z Lipskim sprzedali Pałac Kultury. Swojego słynnego konia miał również Ziuk. Być może u kogoś w domu jeszcze wisi reprodukcja obrazu Wojciecha Kossaka – Marszałek Józef Piłsudski na Kasztance. To jedna z ikon domowego patriotyzmu połączonego z sentymentem do II RP. W rankingu na najsłynniejszego konia wygrywa jednak Mądry Hans należący do Wilhelma von Ostena. Rumakowi przypisywano niebywałe jak na konia zdolności. Liczył proste zadania matematyczne. Odróżniał akrody harmonijne od dysonansów, a ponadto był w stanie wskazać jaki mamy dziś dzień. Aby zbadać jego umiejętności powołano dwie komisje naukowe, w których tęgie głowy miały pole do popisu. W końcu ktoś wyjaśnił to, co dla wielu było zagadką, a Mądry Hans stał się całkiem zwyczajny. Na to wszystko powiem jedno. Koń by się uśmiał!

Strumieńskiego Betlejem nie będzie, ale mamy za to nowe ozdoby świąteczne na cieszyńskich ulicach. Należy docenić działania włodarzy, bowiem iluminacje rond robią wrażenie. Jeszcze większy zachwyt budzi oświetlenie fontanny na cieszyńskim rynku. Na dowód tego powiem, że co chwilę ktoś z moich znajomych wstawia na facebooku zdjęcie nowej aranżacji. Liczę, że w przyszłym roku zdobień w okresie świątecznym przybędzie. W naszym mieście mrok najładniej rozjaśnia neon na ścianie kościoła pw. Świętego Jerzego. Prosta forma i prosty przekaz bijący kolorami. Oto Bóg się nam narodził!

Paweł Czerkowski
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter