Jedna z ikon XX wieku Marilyn Monroe miała niegdyś powiedzieć: „Pieniądze szczęścia nie dają – dopiero zakupy”. Jest w tych słowach swoista prawda. Nie szelest banknotów, ani brzęk monet nas cieszy, lecz dobra, które możemy za nie kupić. Być może inaczej było w czasach, kiedy ludzkość posługiwała się szlachetniejszym środkiem płatniczym, albowiem złoto samo w sobie było wartością i ozdobą. Wiedział o tym zarówno król, jak i biedak. Uwiedzieni pogonią za złotem konkwistadorzy znikali pośród nieprzebytych puszczy w poszukiwaniu Eldorado – złotego miasta. Inaczej jest z papierkiem, któremu wartość nadają przepisy prawa. Bez nich mogłyby posłużyć co najwyżej za zakładkę do książki.

Nim feerie barw rozbłysną na nieboskłonie w sylwestrową noc, a musujący ruski szampan zapełni nasze kieliszki, nastąpi kulminacyjny moment w szale zakupowym. Mylą się ci, którzy sądzą, że wraz ze świętami wszystko ustało. Świat biznesu domaga się byśmy z kieszeni wysupłali ostatnie gorsze, a my to ochoczo czynimy. Być może uda się kupić za połowę ceny coś, czego bardzo pragniemy. Gorzej jeśli wrócimy z masą rzeczy, których potrzeby sobie wcześniej nie uzmysławialiśmy. Jest jeden plus. PKB rośnie. Nie jest istotne, w którym kraju.

Muszę się przyznać, że nie jestem szczególnym patriotą, jeśli chodzi o zakupy w cieszyńskich sklepach. I nie mowa tu o zakupach spożywczych, bo te z reguły robi się blisko swego miejsca zamieszkania. Chwała Bogu są Czesi, których można spotkać na każdym kroku, w każdym sklepie. To oni są głównym klientem w okolicznych sklepach, dlatego handel kwitnie. Ubolewam nad tym, że w Cieszynie nie ma dużego sklepu obuwniczego, który spełniałby wymagania każdego klienta. Buty to jedna z nielicznych rzeczy, których nie kupuję w sieci. Dlatego udałem się za nimi do Bielska.

W Bielsku główną atrakcją światowej turystki jest Sfera. W to miejsce ściągają rzesze ludzi z okolicznych wsi i miasteczek, a nawet Czesi i Słowacy. Kupujący ściągają tu niczym pielgrzymi do Mekki w miesiącu ramadan. Co prawda w Sferze Al – Kaby nie ma, ale z powodzeniem zastępują je dwie fontanny, w około których gromadzą się zastępy konsumentów podjadających lody w słodkim wafelku. Porównanie to jest celowe by wykazać, że zakupy mogą przerodzić się w nowy kult „złotego cielca”. Nie bez powodu właściciele sklepów bronią zakupów w niedziele. W końcu świątynie współczesności też potrzebują dnia, aby dzień święty święcić.

Sfera jest galerią, ale czy to znaczy, że znajdziemy tu sztukę? Czy jest to współczesne miejsce wystaw? Czy to tu swym mecenatem sztuki mogą się poszczycić ludzie pokroju Medyceuszy, czy Czartoryskich? Choć licznych wystaw tu nie brakuje, to absolutnie nie mają nic wspólnego ze sztuką. No może poza jednym obrazem. Przechodząc przez centrum handlowe zauważycie licznych mężczyzn opartych o ławki oraz barierki. Również i takich, którzy nerwowo przestępują z nogi na nogę. Z nadzieją patrzą na zegarki w oczekiwaniu na swe córki, żony i kochanki. Wyraz ich twarzy jakby skopiowany pędzlem wybitnego malarza z obrazu Piotra Breuegela Starszego – „Triumf Śmierci”.

Ktoś kto śledzi regularnie moje felietony może zapytać: Dlaczego tak się uwziąłem na te zakupy? Dlaczego z tego wszystkiego drwię? Otóż chcę wyjaśnić, że sklep to doskonałe miejsce by obserwować ludzi oraz ich zachowania. Takiego punktu obserwacyjnego nie miało SB. Nie miał też nigdy żaden wywiad. To tu się toczy ludzkie życie, a nie na warszawskich bulwarach widocznych ze studia „Dzień Dobry TVN”. Wydaje mi się, że kolejnym świetnym miejscem byłyby środki komunikacji miejskiej. Z tych niestety korzystam rzadko. Być może to mój błąd. Zapewne przez to ucieka tyle tematów do kolejnych rozważań. Należy jednak zaznaczyć, że nie jestem tylko biernym obserwatorem, ale i czynnym uczestnikiem. Wyśmiewam również siebie. Dystans jest objawem zdrowia i tego właśnie życzę wszystkim moim Czytelnikom w nadchodzącym 2017 roku.

autor: Paweł Czerkowski
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter