Za czasów nieboszczki monarchii austrowęgierskiej na naszych terenach zamieszkiwały różne nacje.  Koegzystencja Czechów, Polaków, Niemców i Żydów udawała się. Jeśli istniały jakieś konflikty to sprowadzały się najczęściej do słownych utarczek między sąsiadami. Brak większych zatargów świadczy raczej o pragmatycznym podejściu mieszkańców tych terenów. Co było spoiwem?

Niewątpliwą zasługą było długie panowanie cesarza Franciszka Józefa. Ludność Śląska Cieszyńskiego nie czuła się tak pokrzywdzona przez Wiedeń jak chociażby Węgry, czy Bałkany. Habsburgowie musieli z rozwagą prowadzić swą politykę względem różnych narodów. Druga sprawa to wyniesione doświadczenia wcześniejszych pokoleń z Wojny Trzydziestoletniej, Potopu Szwedzkiego, czy Wojen Śląskich. Praktyka pokazała, że zasypywanie podziałów, bądź ich nieeksponowanie jest lepsze dla tych ziem.

Śląsk Cieszyński był otwarty jednakże na osoby, których zwyczaje, wiara oraz kultura były sobie bliskie. Takimi filarami są oczywiście chrześcijaństwo, filozofia i wspólna kultura prawna odwołująca się do czasów rzymskich. Czy współcześnie też jesteśmy tacy otwarci? Na to pytanie próbują odpowiedzieć sobie wszyscy. Internet kipi. Telewizja wrze. Na portalach społecznościowych co trzeci post dotyczy imigrantów, a stacje informacyjne w koło wałkują ten temat. Dysonans pomiędzy oboma mediami jest ogromny. W telewizji głównie mówi się o potrzebie pomocy imigrantom. Natomiast sieć ukazuje głównie mankamenty otwartych drzwi dla obcokrajowców z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki.

Czesi są negatywnie nastawieni do przyjmowaniu uchodźców. Byłem zdumiony, kiedy prezydent Miloš Zeman (socjaldemokrata) ramię w ramię z prymasem Dominikiem Duką sprzeciwili się unijnej polityce związanej z rozdziałem imigrantów pomiędzy poszczególne kraje członkowskie. A więc da się współpracować ponad podziałami?

Polska tradycyjnie jest podzielona, choć wydaje się, że akurat przeciętni obywatele są raczej niechętni przyjmowaniu obcokrajowców.  I nie jest to związane wcale z naszą zaściankowością, czy brakiem tolerancji. Wytarty slogan powtarzany niczym mantra. W czasach kiedy dostęp do informacji jest powszechny sami możemy zobaczyć, co się dzieje w krajach, które z rozpostartymi ramionami przyjęły imigrantów. Na całe szczęście pomoc socjalna w naszym kraju nie sprzyja powstawaniu mniejszości narodowych, zwłaszcza islamskich. Z kolei rząd (choć niejednoznacznie) nie kwapi się by ich za unijne pieniądze przetrzymywać na terytorium Polski. Imigranci za cel obrali sobie takie raje jak: Niemcy, Francja, Szwecja, czy Anglia.  

Nie można mówić tylko źle o tym, że ktokolwiek miałby się u nas osiedlić. Zdrowy rozsądek nakazuje by przybyszów nie oceniać w ten sam sposób. W ostatnim czasie do Cieszyna zaproszono Państwo Wozniuk z Kazachstanu. Pani Larysa jest z pochodzenia Polką. Niestety jej dziadka pozbawiono możliwości życia w powojennej Polsce. Cała rodzina została przesiedlona w głąb Związku Radzieckiego. Właściwie nie powinniśmy mówić  o niej obca, tylko nasza. Pani Larysa czuje się Polką i zna język polski. Jest to klucz do tego by jej rodzina zasymilowała się z tutejszą społecznością. Zapraszanie repatriantów może być jakąś cząstką skutecznej polityki demograficznej państwa.

Nie można się zamykać całkowicie na świat. Jednakże przyjmowanie imigrantów w tym kraju nie powinno nam być przez kogokolwiek narzucane. Warto jednak stanowczo bronić prawa do bycia „gospodarzem”, a nie „milczącym sługą” w takich relacjach. Nie należy również wyzbywać się instynktu samozachowawczego w imię poprawności politycznej, multikulti i innych bredni. Prawo do obrony przed obcymi to jedno z podstawowych praw państw. Wcale nie mam zamiaru kogoś straszyć, ale warto poczytać sobie co się dzieje w Calais, czy w Niemczech. Jak się kończy pomoc ludziom, których wartości nie są oparte na pokoju? Czy mamy przyjmować pod swój dach ludzi, którzy usprawiedliwiają gwałty na tubylcach swoją wiarą? Myślę, że nie będziemy musieli odpowiadać na te pytania. Polska nie jest wymarzonym celem podróży imigrantów i to w pewien sposób jest dla nas zbawienne.

 

autor: Paweł Czerkowski

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter