/fot. pixabay.com/pl/
Robię swoją robotę, jestem w tym czym jestem, na ile potrafię, ale widzę, jak to wszystko jest małe, skończone, nieporadne.
To są te momenty, kiedy życie nie cieszy (nie w sposób depresyjny), kiedy widzisz znikomość tego, co robisz; dziwność ludzi i swoją. Kiedy uświadamiasz sobie kruchość i swojego życia i mało-jego-znaczeniowość dla świata (i znów nie chodzi o pragnienie bycia pępkiem).
Wiem, że to jest jakaś moja rana, ta melancholia. To nie tylko mój charakter. To coś ważniejszego. Dziś odkrywam ją, jako zaproszenie do wewnętrznej emigracji, pustyni.
Byłem wczoraj na wystawie o całunie turyńskim. Moje serce poruszyła figura, zrobiona na podstawie obrazu z całunu. Naturalnej wielkości i pozie. Zabił mnie ten obraz. Patrzyłem na niego i jedno, co mi po głowie chodziło to zdanie, które napisałem parę dni wcześniej o św. Janie. Za Tobą poszedłem. To było dziwne doświadczenie. Patrzeć na niego i słyszeć to zdanie właśnie. Za Tobą poszedłem.
Czasem tak sobie myślę, jak ugryźć to, że On jest Mężczyzną. To wcale nie jest takie proste i oczywiste. Nie chce poprzestawać na tym, że nazwę Go Bogiem i finito. On jest mi bliski, ale ta bliskość nie jest łatwa, automatyczna, na wyciągnięcie ręki. To odnalezienie się w Jego obecności, to uczucia, to słowa, którymi trzeba próbować to nazwać.
Za Tobą poszedłem i to jest dziwne. Dziwne, bo wszyscy na ten temat próbują mędrkować i wierzący i niewierzący. I jedni i drudzy próbują to jakoś ogarnąć, a tego nie da się, do cholery, ogarnąć. Nie da się napisać, co znaczy mieć relację z Bogiem, z Jezusem. Nie da się zrobić nic, by to przedstawić. Bo stajesz wobec zimnej brązowej figury, i możesz powiedzieć, za Tobą poszedłem. Aj.
- GRZEGORZ KRAMER SJ
Więcej na stronie BÓG JEST DOBRY