fot. pixabay.com

W kilku parafiach zakończyły się wielkopostne rekolekcje. Kościoły i kaplice są piękne bo jakieś pełniejsze niż zwykle. Parafianie wypełniają ławki liczniej niż w zwykłą niedzielę. Interesujące homilie, odrobina inspiracji w wielkopostnej konferencji, wygłoszonej przez ciekawego bo nieznanego może rekolekcjonistę. Edukacja owocna, jakieś nowe wiadomości i ciekawe treści zapisane na kartkach naszej pamięci. Zasób wiedzy religijnej jest szerszy.

Wracamy wyprostowani z równomiernie rozłożoną wiedzą i skruchą, trzymając w obu dłoniach otwarte teczki z wypełnionymi kartkami świeżo zapisanych treści. Im dalej od Kościoła tym wieje silniejszy wiatr trosk. Z każdym krokiem pozostaje mniej kartek, które rozwiewają się na wietrze odwracającym uwagę od otwartych teczek… Nie wracamy po nie, bo nie chce nam się wracać. W końcu goni nas czas.

Kolejne rekolekcje w naszym życiu. Kolejne piękne słowa, zdarza się, że trochę bolesne. Kolejne postanowienia. Właściwie to dobry, przykładny chrześcijanin jest już nawrócony. Korzysta z sakramentów, przyjmuje księdza po kolędzie. Wielki post więc to właściwie tradycja i generalne przygotowanie do świąt w wymiarze śmiertelnym. Lista zakupów, świąteczna współczesna szata i wiosenne porządki. W połączeniu z uczestnictwem we Mszy Świętej, rekolekcjami, lekturą duchową i może trochę pochmurną miną podsyconą refleksjami, bo przecież trwa Wielki Post. Połączone znakiem plus jak w matematycznym zadaniu, znakiem, który dziś do złudzenia przypomina znak krzyża… Lubimy dodawać. Kolejki do spowiedzi długie jak te po pączki w tłusty czwartek. Oby szybciej, sprawniej. Może dostaniemy jakieś słodkie słowo, spragnieni cukru, na diecie z wyeliminowanymi słodyczami bo przecież Wielki Post.

Proceduralnie jest wszystko w porządku. Zgadza się, załatwione. Procedury dzisiaj stają do konkursu z przykazaniami. Musi się zgadzać. Zanim staniemy w kolejce po rozgrzeszenie, rozgrzeszamy siebie sami. Przecież uczciwie  żyjemy, nie mamy wielkich grzechów. Tak naprawdę nie mamy z czego się spowiadać. Modlitwa jest, Msza Święta i bywa, że czasem coś więcej. Postanowienia bo przecież Wielki Post. Obowiązki nie zawsze umożliwiają nam te „więcej”. Kościół znowu straszy. Ponury ksiądz przybiera postną minę. Przecież czasy się zmieniły, przecież świat idzie do przodu mimo, że znów Wielki Post.

Stop! Nie popełniajmy wciąż tych samych błędów. Przechodzimy szybko przez czas Wielkiego Postu żeby nie zobaczyć czerwonego światła, które za chwilę się zapali. Czy coś się zmieniło we mnie, w nas od ubiegłych Świąt Wielkiej Nocy?  Czy w moim życiu są obszary, które wciąż są Golgotą? Skoro żyjemy i znów mamy szansę aby prawdziwie uwierzyć, aby prawdziwie spotkać się z Jezusem, to trzeba tę szansę wykorzystać. Jezus żeby się z nami spotkać niósł ciężar Krzyża oddając się w ofierze, a my śpimy jak strażnicy przy grobie i nie wiemy dlaczego wierzymy w cierpiącego Boga i czy naprawdę wierzymy w Jego Zmartwychwstanie.

Cierpienie jest głównym tematem przed Świętami Wielkiej Nocy. Ból Chrystusa, post, postanowienia. Te wszystkie diety, które wkładamy do szuflady z napisem duchowość i Wielki Post. Trywialny, bezkształtny wielki post, który jest nim tylko z nazwy? Mamy być bliżej Jezusa, nie tylko Jego cierpienia.

Licznie wyświetlane filmy, z opisu „dramaty historyczne” o Jezusie Chrystusie. Oglądamy je z zaciekawieniem, a kiedy kończą się ekranizacje wracamy do codzienności z poczuciem wzbogacenia swojej duchowości, karmimy się tymi mnożącymi się okruchami z medialnych, plastikowych koszy, podanych na ekranach markowych i coraz większych telewizorów.

Jerozolima, Kalwaria, Krzyż, krew, śmierć… To wszystko prowadzi do Zmartwychwstania. Do tego w co powinniśmy uwierzyć. Fakty historyczne, w które wierzą też niewierzący to zbyt mało, aby nazywać się wierzącymi katolikami. Post jest dla nas tworzeniem granic, a u Jezusa nie było i nie ma granic. Miłość jest bezgraniczna. Zmartwychwstanie daje kres granicy życia. On jest poza granicami naszego umysłu i zmysłów. Wiara jest poza granicami tych wszystkich ćwiczeń mających na celu samodoskonalenie. Do nadchodzących Świąt nie idźmy utartymi szlakami. Zacznijmy zauważać tych, którzy nie są naszymi kumplami. Zacznijmy wybaczać. Dziękujmy Mu za  Jego cierpienie, za naszą codzienność. Pracujmy nad poznaniem Go i nad relacją z Nim. Uwierzmy życiem w Ewangelię. Zobaczmy Jezusa tęsknotą w tych niezauważonych, w bliskich, w kimś kto stoi z nami w kolejce, w sklepie, w pracy, przy stole. Pomóżmy komuś innemu modlitwą. Podzielmy się w Święta nie tylko jajkiem ale sercem. Zróbmy najlepiej jak potrafimy wszystko przed czym dziś stoimy. Owocem Wielkiego Postu ma być miłość. Drzewo Krzyża to esencja miłości. Znajdźmy ją w studniach swoich serc, aby w Wielki Piątek ucałować Krzyż nie jak Judasz, ale jak Maria Magdalena. Jezus żyje, jest obok, idzie z nami. On czeka spragniony nas, nie pójmy Go octem gniewu, żalu czy nieustannego niezadowolenia.

Niech nasza wiara prowadzi nas dalej niż na Golgotę, poza granice emocji. Zróbmy coś lepszego niż zazwyczaj, aby to były lepsze święta niż zwykle. Dla Jezusa, w cichości izdebki serca, nikt nie musi o tym wiedzieć. Zdejmijmy z szyi pętlę z transparentem „Poszczę” i nie szukajmy korzyści dla siebie. Szukajmy Wiary i Ducha Świętego w każdej drzazdze drzewa Krzyża. Jeśli mamy być głodni przed Świętami, to głodni Boga.  Nie czekolady. Jesteśmy?

Iwona Sakrajda, 
Więcej

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter