fot. pixabay.com/pl/

Przeżywam Zmartwychwstanie jako Spotkanie. Zmysły i uczucia mogą mnie bardzo okłamywać, może mi się wiele rzeczy po prostu wydawać. Mogę się mylić w odbiorze uczuć, czy tego, co się mi zdaje.
 Może się tak zdarzyć, że nie dostrzegam Chrystusa tam, gdzie On jest, bo czuję inaczej. Wiele też rzeczy, najpobożniejszych nawet, może mi Go przysłonić. Troska o Niego samego, pragnienie, by dla Niego coś zrobić, też może mi zaślepić oczy.

Maria Go nie rozpoznała, tak bardzo była skupiona na tym, co zaplanowała (namaszczenie Ciała) i na swoim żalu, że nie rozpoznała Tego, za którym tęskniła, a który stanął przed nią. Mam wiele wiedzieć o swoich zmysłach i uczuciach, ale mam im nie dowierzać. Dopóki nie poznam Jezusa, nie spotkam Go twarzą w twarz, tak długo będę się mylił. Maria rozpoznała Jezusa dopiero po znaku. Wypowiedział jej imię w sposób, który ją otworzył na Spotkanie. Nikt nie wiedział, jak to zrobić, tylko On. To mi mówi, że tylko Jezus może otworzyć moje serce na Spotkanie. Tylko On jest w stanie pomóc mi przedrzeć się z poziomu moich uczuć i zmysłów do Siebie.

A później jest wyjście w przygodę. Idź do braci. Spotkaj się z kimś, powiedz kazanie, włącz FB, zadzwoń do kogoś, zrób to, co do ciebie należy. To Spotkanie jest tylko zapalnikiem, nie jest celem samym w sobie, jest kluczem do działania. Spotkanie jest tak silną sprawą, że trzeba o nim powiedzieć innym. Widzę po sobie, że jeśli idę na autentyczną modlitwę, nawet najkrótszą, to później chcę i potrafię wychodzić do innych. Jeśli zostaję bez niej, zaczynam się bać. Włączają się moje lęki, obawy i nieporadności.
 Tak też było z Marią. Dopóki Go nie spotkała, była skupiona na bólu, na tym, że nie ma Ciała, że nie wie, co zrobić. Nawet głupoty gadała, że może przenieść Ciało. Kobieto, jak ty chciałaś tego Nieboszczyka przenieść?

To naprawdę przekłada się na codzienność. Tę widzianą globalnie – całego Kościoła – kiedy Wspólnota nie Spotyka się ze Zmartwychwstałym, to zaczyna zajmować się sobą. Mówi o wielkich prześladowaniach, o krzyżu Chrystusa, mając wielkie brzuchy i nosy czerwone od wódki. Przekłada się też na moją. Zawsze, jak się z Nim nie Spotykam, do głosu dochodzą moje grzechy, szukanie siebie w relacjach, w byciu księdzem, jezuitą.

Kiedy wracamy do Spotkania, wtedy przestajemy się skupiać na sobie. Nie mamy na to czasu. Wtedy my robimy naszą robotę (idź do braci i powiedz im…), a On zajmuje się resztą. Potrzeba Spotkania i czułości (Rabbuni) między nami i Nim. Tak niewiele trzeba naprawdę. Reszta jest tylko szatą.
Spotkaj się z Nim.

GRZEGORZ KRAMER SJ
Więcej na stronie BÓG JEST DOBRY

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter