fot. pixabay.com/pl/

Życie bywa wymagające. Codzienność, która niesie szereg trosk, materialny jej wymiar, obowiązki. Każdy bywa w tych miejscach.
Biegniemy przez życie, nie zważając często na jego upływ i zapominając o limicie czasu.

Zdarzają się chwile, kiedy zapominamy o tym, że wszystko obok nas jest tylko iluzją, przemijającą rzeczywistością. Dla mnie „przypominajką” o tych prawdach jest przyjaźń. Mówimy o miłości, o patrzeniu w oczy, o partnerstwie. Jasne, miłość jest sensem życia. Mimo to, przestrzeń przyjaźni jest dostępna dla wszystkich, bez względu na status partnerski, społeczny, zawodowy i uważam, że to trochę niedoceniona miłość.

Jezus nazwał nas  swoimi przyjaciółmi. To ważne podkreślenie istoty tej relacji.

Dla mnie więź przyjaźni jest świętością.

Dzisiejszy nastawiony na „ja” świat jest pełen rozłamów. Socjologowie zajmują stanowiska w obliczu ogromnej i niestety wciąż rosnącej liczby rozwodów. Małżeństwo przestaje być trwałą twierdzą. W myśl „Zamienię Ciebie na lepszy model”(Jak śpiewa Kasia Klich). Filozofowie sprzed setek lat pisali więcej o przyjaźni, niż o małżeństwie. Od zawsze potrzebujemy przyjaźni. Platon, znany wszystkim grecki filozof, przekazał piękną myśl: „ Bóg robi przyjaciół przyjaciółmi, bo ich sprowadza ku sobie”. Niewątpliwie jest to łaska, dar od Boga. Najwyraźniej jest to wymiar Boży, więź dusz, coś ponad dotykalną jednością.

W dobie dzisiejszego postępu, w dobie elektroniki, komunikatorów i telefonów, paradoksalnie rozmowa staje się trudnością. Często relacje, które tworzymy są powierzchowne, nietrwałe i kruche. Świat chce pokazać nam, że można mieć wszystko szybko, bez wysiłku. Z przyjaźnią nie jest jak z hasłem, które wpiszemy w wyszukiwarkę. Nie ma niczego, co przypomina portale randkowe z przyjaciółmi. Przyjaźń prawdziwa i trwała, taka, która daje bezpieczeństwo i uskrzydla, wymaga wysiłku, poświęcenia, inicjatywy.
Pracuję zawodowo z ludźmi z problemami natury psychicznej. Dostrzegam, jak wiele problemów i zmagań determinuje samotność. To ona jest największym czynnikiem  generującym strach, lęk, niepewność i niskie poczucie wartości. W efekcie poczucie braku sensu i bezużyteczności.

Kiedy mam problem, jakąś trudną sytuację lub odwrotnie, kiedy spotyka mnie jakaś radość, spontanicznie myślę o przyjacielu. Chcę się podzielić swoimi emocjami. Radość smakuje wtedy podwójnie, a problem jest o połowę lżejszy.

Mądrość Syracha pokazuje prawdę o przyjaźni.( Syr 6, 5-17). Warto tam zaglądać, aby utrwalać tą przestrzeń i przypominać sobie o jej roli w życiu.

Przyjaźń to nie emocje, to spełnione obietnice, czyny i lekarstwo na egoizm, drzemiący w każdym z nas.

Literatura od wieków jest pełna bogactwa w postaci listów między przyjaciółmi.

Święty Franciszek Ksawery i Święty Ignacy Loyola korespondowali wzajemnie, nadając życia swojej relacji. Pisał Zbigniew Herbert do Czesława Miłosza, deklarując stałość uczuć, nazywając „dziwną miłością” swoje emocje. Jeszcze wiele innych znanych nazwisk, które mogą inspirować i zachęcać do przeżywania głębiej relacji przyjaźni. Nie zapominając o wskazówkach i znaczeniu przyjaźni opisanej na kartach Pisma Świętego.

Wymiar miłości do przyjaciela jest inspiracją do biegu myśli z serca, które tylko w tej przestrzeni mogą się urodzić. Poznajemy więc samych siebie, bardziej i bliżej. Dostrzegamy swoje potrzeby, zalety i wady, wzbogacając relację z samym sobą. Rozwijamy się. Dążymy do bycia lepszym.

Trudno dziś o zaufanie, trudno o bezinteresowność i wrażliwość. Jednak pokonanie trudności, daje owoce w postaci szczęścia. Wymaga pracy i czasu. Z wynagrodzeniem.
Najlepszy nasz Przyjaciel, Jezus - Mistrz miłości, stał się Przyjacielem, który ukochał nas tak bardzo, że oddał za nas życie. Co więcej, ukochał nas tak , że zostawił siebie w chlebie. Tak tęskni, że chce być bliżej niż możemy sobie wyobrazić. W uniżeniu, prostocie, kawałku chleba. Został chlebem, żeby dać nam siebie, swoją Boskość, bliskość, miłość. W czymś powszednim, zwykłym. Tym jest przyjaźń. Zwykłe proste gesty i sytuacje, zmienia w niezwykłość.

Nikogo z nas nie stać na taką przyjaźń. Jednak, ten wzór powinien ją definiować. Oddając siebie w miłości, zyskujemy Boga. Również w wymiarze ludzkim. Jak, jeśli nie przez przyjaciół Bóg posyła nam swoje uściski? Jak, jeśli nie przez przyjaciół się o nas troszczy?

Oczywiście, nie wszystkie relacje trwają całe życie. Dziś nadużywamy wielu słów, znaczeń. Błędne myślenie, które wskazuje świat. Im więcej, tym lepiej. Nie w tym wymiarze. Przyjaciół można mieć kilku, jednak tylko z nielicznymi wchodzimy w zażyłość, wpuszczając do miejsc, czasem przez nas samych dotąd nieodkrytych. Do miejsc w naszej psychice, duszy, sercu. Odkrywamy te miejsca wiele lat, budując przy tym niezwykłą więź, umacnianą  czasem.

Tak jak tworzymy bliskość z przyjacielem, od najmniejszych i najdrobniejszych codziennych spraw, do wzniosłych, czasem dramatycznych, czy pełnych szczęścia, tak podobnie jest w przyjaźni z Jezusem. On też chce być z nami w codzienności, w radościach i smutkach.

Piszę do swojej przyjaciółki nieustannie wiadomości. Od istotnych spraw, poprzez zakupy, muzykę, której słucham, czy opis książki, którą czytam do duchowych dylematów. Wystarczy, że nacisnę „wyślij” i już wie, co nowego u mnie. Z ciekawością dopytuję o jej samopoczucie i resztę, czasem zupełnie nieznaczących zdarzeń.

Wiem, że mój Największy Przyjaciel, też czeka na wiadomości, że dla Niego moje zdarzenia są ważne. Warto i Jego zapytać o „samopoczucie” pośród codzienności, do której Go zapraszam. Skupiając się na Nim, zapominam o sobie. To jest najpiękniejsze.

Do naszych przyjaźni trzeba zaprosić jeszcze Jego. Jezusa. Wzajemna modlitwa musi być znakiem równości w zadaniach między przyjaciółmi. Tylko wtedy wynik będzie zgodny z oceną Nauczyciela Przyjaźni. Tylko wtedy, będzie prowadził do rozwiązania, do wspólnego kroczenia do wieczności i wspólnego wzrastania.

Mówi się, że wiara jest dodatkowym zmysłem. Uważam, że wiara ma swoje własne zmysły. W jej optyce dostrzegam przyjaźń, bezinteresowność, życzliwość i dobro.
Czasy romantyzmu, filozofów greckich i mistrzów literatury, którzy głosili istotę przyjaźni przeminęły, ale nie przeminęły czasy wiary.

Jezus, żeby nas sobą nakarmić musiał umrzeć. My też musimy czasami „umierać” żeby karmić sobą innych. Nasze głośne „ja” powinno umierać.  Przy tym, że karmiąc przyjaciół, karmimy też siebie. Pokarmem najpiękniejszym. Miłością. Nie egoizmem głodnego „ja”. Paradoks wzajemności.

Marzę o spotkaniu z Nim, takim jak z najbliższymi dla mnie osobami. O prawdziwym przytuleniu Jezusa, o biesiadowaniu z Nim i Jego spojrzeniu. Póki co, uściskam Go w przyjaciołach, dziękując, że przez moje, słabe i puste ręce Bóg chce kogoś przytulić, że mną kogoś kocha.

Przyjaźń jest darem, łaską, ale też pracą. Pracą nad sobą, swoimi słabościami. Przyjaźń jest prezentem od Boga. Można się nim cieszyć i chwalić, ale rozpakować go można tylko modlitwą i wysiłkiem. Wtedy dopiero widzimy jej prawdziwe piękno, nie tylko doczesne, nietrwałe, przemijające. Nie tylko jej piękne opakowanie.
Dbajmy o nasze relacje, zapewniając im wzrost i świeżość. Może list, spontaniczne spotkanie, uśmiech?

Dziękuję Ci za moją przyjaźń Panie. Kochaj mną i uzdalniaj do bycia najlepszym przyjacielem dla tych, których do mnie posłałeś…

 Iwona Sakrajda
 
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter