Nigdy nie dość przemyśliwania Męki Pańskiej. Nie chodzi jednak o myślenie ukierunkowane na teorię, myślenie klasyfikujące i porządkujące, periodyzujące i takie, które daje w efekcie anatomiczny wręcz rozbiór zjawiska na czynniki pierwsze (albo cząstki elementarne). Nie chodzi o kartezjańską metodę analityczno – syntetyczną, o myślenie ekspansywne, które pod kanony wykoncypowane przez siebie wszystko chce podciągnąć. Takie myślenie do niczego się nie przyda, zastosowane do niepokojącej, porywającej Męki Chrystusa. Chodzi o myślenie zaangażowane (w najlepszym tego słowa znaczeniu), pełne czujności, wrażliwości o niespotykanym nigdzie stopniu natężenia, otwierania się na to, co nie do pomyślenia, myślenie problematyzujące, dobywające na światło dzienne coraz to nowe treści, nowe znaczenia z tych śladów, które zostawiły po sobie wydarzenia ostatnich dni Chrystusa na ziemi. A dni te dają do myślenia. Wszystko tutaj jest nie tak. Ci, którzy czuwać powinni wraz ze swoim umiłowanym Mistrzem, w godzinie krytycznej śpią w najlepsze, przywoływani przez Chrystusa do przytomności, w upartą drzemkę ciągle zapadają (tak w Ogrodzie Oliwnym). Ten, który Skałą nazwany został i wyznaczony na oparcie dla pozostałych, zapiera się znajomości z sądzonym i podejrzanym, choć wie, że jest niewinny. Daje się uwieść powalającemu i przemożnemu czarowi policyjnej i instytucjonalnej władzy. Ci uciekają panicznie, tamci w ukryciu pozostają. Jest jednak ktoś, kto niegodziwości i przewrotności dopełni ponad miarę. Jest Judasz i jego pocałunek. Pocałunek zdrady. Od prehistorycznych czasów całowanie było działaniem takim, że zbliżało, dawało poczucie bezpieczeństwa, czaru wzajemnej obecności pocałunkiem się obdarzających. Pocałunek miał zjednywać drugiego osobnika, osłabiać napięcie powodowane nieprzewidywalnością kogoś drugiego, innego, obcego. Całujesz, zatem chcesz bliskości, ciepła, bezpieczeństwa.

         Różne są pocałunki. Składane oficjalnie i w sytuacji bardziej czy mniej intymnej. Czytamy jeszcze z czasów dawnych, komunistycznych: „Przywódcy w Europie Wschodniej  (jeśli są ze sobą w dobrych stosunkach) przyciskają mięsisty policzek do policzka towarzysza. Radziecki przywódca Breżniew wsławił się ucałowaniem w usta  przywódcy Niemiec Wschodnich, Honeckera, oficjalnie uznając go za równego sobie, co oczywiście nie było prawdą. Pocałunek ustalał tymczasową rytualną równość”. Może być pocałunek składany na papieskim pierścieniu. Wówczas może on oznaczać bądź okazanie czci namiestnikowi Chrystusa na ziemi, bądź pokorne poddanie się jego władzy doczesnej. Pocałunek jest inicjowaniem głębokiej relacji, jest sygnałem nader wyrazistym otwarcia się na drugiego i zaproszeniem go do mojego (ukrytego i głęboko schowanego) świata. Jest on rzeczywistością tak finezyjną i ważną i skomplikowaną, iż Rzymianie starożytni wskazywali trzy rodzaje pocałunków głównych: osculum, pocałunek w twarz albo w policzek, oznaczał przyjaźń; basium, w usta oznaczał uczucie, suavium był pocałunkiem kochanków. Już na poziomie biologicznym (tak ważnym, ale dla człowieka nie decydującym) pocałunek jest działaniem, które człowieka otwiera, dynamizuje, przekształca. Pisze A. Blue: „Z punktu widzenia biologii w akcie pocałunku dwoje ludzi porozumiewa się jak równy w równym, usta z ustami, język z językiem. Daje to poczucie bliskości. Intimus, najgłębszy”. Od pocałunków (i gdzie składanych) zależało, kto był ważny, mniej ważny, najważniejszy. Pocałunek wyznacza niejako temperaturę relacji międzyludzkich. Pisze autorka już przywoływana: „Historycznie rzecz ujmując, im niższy status osoby, tym dalej od twarzy składała ona swój pocałunek. Równi sobie mogli całować się w usta lub policzki, lecz stojących wyżej całowało się w rękę, tych bardziej mocarnych w kolano, a stojących na najwyższym piedestale w stopę. Schylając się tak nisko, człowiek sam siebie umniejsza. Podobnie jak całowanie stopy, całowanie ziemi odsłania kark. Jest to symboliczny akt uznający własną niższość i potwierdzający poddanie się możniejszym, poprzez eksponowanie części ciała podatnej na zranienie”. Pocałunek jest zatem jakąś formą budowania bliskości, próbą szukania związku człowieka z człowiekiem. Związków mniej lub bardziej intymnych, głębokich, niepowtarzalnych.

         Znamy z ewangelicznej relacji inny jeszcze pocałunek złożony na ciele Chrystusa, bezpośrednio przed męką. Przypisuje się go Marii Magdalenie, do końca nie wiadomo czy była to ona, ale z całą pewnością był to ktoś, kto wiele zawdzięczał Mistrzowi, kto całowaniem nóg Jego chciał wyrazić i swoją bliskość i swoje uniżenie, a nade wszystko przywiązanie bezgraniczne, bo ustami pieczętowane, chciał wyróżnić, podkreślić Kogoś wyjątkowego, jedynego, szczególnego. Wzbudził jednak ów pocałunek zgorszenie, które wyrazem było budowania murów pomiędzy bliskimi, głęboko w Chrystusa wpisanymi i z Nim złączonymi na wieki, a stojącymi na zewnątrz, obserwatorami, niezdolnymi do wejścia w życiodajną więź. Pocałunek Judasza pomieszał wszystko. Sam gest pocałunku zawierał w sobie treści zdecydowanie naładowane pozytywnie, eksplodujące krzykiem o bliskość, intymność, przywiązanie, czułość. Zaś wykonany był w najbardziej wulgarnym i bestialskim celu: zdrady. Pisze A. Blue: „Jak wszystkie pocałunki, i ten był znakiem wyróżniającym osobę specjalną; lecz pocałunek Judasza w cyniczny sposób zaprzeczał samej istocie pocałunku. Pocałunek Judasza Iskarioty był nie tylko zdradą Chrystusa, był zdradą znaczenia zawartego w tym akcie, kupczeniem gestem powszechnie uznawanym przez nas za przyjazny czy czuły”. Wydaje się to być nie do wiary. Być może było (i ciągle jest) tak, że Judasz rozrywany był pomiędzy ciśnieniem świata, którego wyzwaniom nie był w stanie się oprzeć, które podsuwały mu wszelkie (najbardziej przewrotne działania), a pragnieniem bliskości, ciepła, przylgnięciem do Kogoś, Kto będzie opoką na zawsze. Może wypadkową tych sił, tych działań, był właśnie pocałunek zdrady: mieszanina bliskości i odstręczającej obcości. Nie dowiemy się nigdy.

 

 Ks. Leszek Łysień

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter