Serce króla w ręku Pana jak płynąca woda, On zwraca je, dokąd chce (Prz 21,1)

Jeśli mielibyśmy wskazać jedną rzecz, na której Bogu najbardziej zależy, z pewnością byłaby to wolność. Możecie zapytać - jak to wolność? A dobro? A miłość? Też są ważne. Ale najważniejsza jest wolność.

Od pierwszych rozdziałów Księgo Rodzaju Biblia podkreśla cały czas, jak Bóg pilnuje tego, żeby człowiek był wolny. Umieścił w ogrodzie Eden Drzewo Poznania Dobra i Zła. To znaczy: dał wolność, dał wybór. Mógł tego drzewa tam po prostu nie sadzić. Ale chciał mieć nas wolnymi, chciał, żebyśmy byli przy Nim dlatego, że tak zdecydowaliśmy.

Dalej: historia Kaina. Gdy wychodzi na jaw jego grzech, mord dokonany na bracie, uważa się za skończonego. Mówi: każdy, kto mnie spotka, będzie mógł mnie zabić! A tymczasem Bóg zapewnia go: „Ktokolwiek by zabił Kaina, siedmiokrotną pomstę poniesie!” Dał też Pan znamię Kainowi, aby go nie zabił, ktokolwiek go spotka (Rdz 4, 14-15). Jeśli chce nawrócenia grzesznika, to nie z lęku przed śmiercią, nie pod przymusem.

Następna jest historia Noego, która w swojej istocie ma przekazać jedno: Bóg nie będzie niszczył ludzi, którzy zdecydują się od Niego odejść (znakiem tej obietnicy jest tęcza). Jeśli przyjdzie na nich śmierć, to jako konsekwencja ich wolnych wyborów.

I jeszcze wiele można by wymieniać różnych historii biblijnych, pokazujących, jak Bóg zostawia nam wolność. Dlaczego to robi? Bo bez wolności nie może być mowy o dobru ani o miłości. Ks. Tischner pisze: nikt nie może być dobry z konieczności. Dlatego jeśli chcemy, aby ktoś był dobry, najpierw musimy zadbać o to, aby był wolny.

Zacząłem ten tekst od cytatu z Księgi Przysłów: serce króla w ręku Pana jak płynąca woda, On zwraca je, dokąd chce. Zapadł mi w pamięć kilka tygodni temu. Bóg chce prowadzić ludzi o sercach królewskich, nie niewolniczych. Jeśli pragnie, by ktoś zaufał Jego woli, to tylko dlatego, że sam tak decyduje, nigdy z powodu lęku, konieczności, przymusu, zwyczaju, konwencji. Ojciec Wojciech Giertych OP stwierdza w jednym ze swoich tekstów, że lepszy (dla rozwoju człowieka, jego dojrzałości) jest czyn wykonany z własnego przekonania, nawet jeśli nie do końca właściwy, niż dobry moralnie, lecz uczyniony dlatego, że inaczej nie wypada, że inni ode mnie tego oczekują etc. Czy umiemy w ten sposób myśleć, oceniać swoje zachowanie? Wiele dorosłych osób spowiada się z tego, że nie słucha rodziców. Prawie nikt z tego, że nie decyduje zgodnie z własnym przekonaniem.

Co wynika z takiego postawienia sprawy wolności, z uczynienia z niej koniecznego warunku dobra i świętości? Choćby to, że nigdy nie wolno nam w ewangelizacji, katechezie, szeroko pojmowanym prowadzeniu ludzi do Boga, uciekać się do jakiejkolwiek formy manipulacji. Powinniśmy się tu bardzo pilnować, szczególnie w dobie wszechobecnego „grania na emocjach” i „łapania” ludzi na rozmaite „haczyki”.

Ale jest jeszcze coś: obowiązek dbania o wolność wewnętrzną. O to właśnie, byśmy byli „królami”, czyli tymi, nad którymi nikt już nie stoi, którzy niczemu nie są poddani. Jak św. Paweł: Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę (1Kor 6, 12). Będzie przeszkodą dla wzrostu dobra w nas nasza lękliwość o to, co powiedzą inni, nasze przywiązanie do komputera, nasz nałóg nikotynowy czy jakiekolwiek inne zniewolenie. Tu zresztą wychodzi na jaw inna prawda: że wolność jest tam, gdzie dobro, bo tylko ono nie zniewala. Zło ma to do siebie, że nie lubi wolności (bo nie lubi Boga). Tylko dobro pozostawia nas wolnymi, bo jest Boże.

Warto patrzeć na swoją wiarę i swoje życie z perspektywy wolności. Na ile o nią dbam? Na ile moje decyzje, wybory, są faktycznie moje, podejmowane dlatego, że ja tak chcę i biorę za to odpowiedzialność. Bogu zależy na naszej wolności, więc chyba i nam powinno.
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter