Chyba każdy z nas ma rzeczy, które lubi robić najbardziej. A co najbardziej lubi robić Pan Bóg?

Oczywiście, na tak postawione pytanie nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Cokolwiek bym tu napisał, narażę się na miażdżące riposty teologów. Jednak, korzystając z faktu, że nie tworzę właśnie kolejnej części „Summy teologicznej”, a li tylko zwykły felieton, mogę przecież trochę puścić wodze fantazji i spróbować odpowiedzieć.
A nie ukrywam, że odpowiedź, której chcę udzielić, ma związek z nową odsłoną naszej „Gwiazdki”. Otóż, według mnie, Bóg najbardziej lubi zaczynać. Właśnie tak. Zaczynać i kropka. Nie ważne, co, byle dawać czemuś początek. Zaczynanie bardzo pasuje do Boga. Tam, gdzie jest początek, tam jest światło poranka, tam też mnóstwo zapału i dobrych chęci, ogromne perspektywy, ciekawość, oczekiwanie, zapowiedź przygody, wreszcie, chyba najważniejsze – tam gdzie początek, tam jest też nadzieja. U początku wszystko jest otwarte, wszystko się może zdarzyć, nic jeszcze nie jest przesądzone, każdy scenariusz jest możliwy, a skoro każdy, to przecież także ten dobry, a nawet – najlepszy. Początek życia dziecka, które, niezależnie od tego, gdzie i kiedy się urodziło, przecież może (ma na to czasem mniejsze, czasem większe szanse, ale przecież może) zrobić ze swoim życiem coś cudownego, żyć pięknie i szczęśliwie. Im dalej od początków, tym niestety w wielu przypadkach więcej zamkniętych drzwi, straconych szans, rozczarowania. Ale na starcie wszyscy mają otwartą drogę do zwycięstwa!

Bóg jest Bogiem początków. Lubi zaczynać. „Na początku było Słowo”. „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię” - i jej nie skończył! Zaczął ją stwarzać, uczynił wszystko na niej „bardzo dobrym”, ale nie doprowadził do doskonałości! To zostawił człowiekowi. Bóg tylko (a raczej „aż”) zaczął.
Jednak Bóg nie zaczyna tylko tak jak człowiek. W naszym działaniu większość rzeczy możemy zacząć tylko raz, potem już nie da się wrócić „do początku”, wymazać konsekwencji naszych decyzji i ewentualnych błędów (takie rzeczy jedynie w grach komputerowych). Natomiast Bóg, jak to Bóg, potrafi to zrobić. Pięknie mówi o tym Jezus, gdy opowiada nam historię syna marnotrawnego. Kiedy ów wraca do domu, przegrany i, aż się prosi, żeby to napisać, skończony, Ojciec robi mu „reset”, i wszystko zaczyna się od początku. Daje mu szatę, pierścień i sandały – symbole, że znów jest synem i dziedzicem, dokładnie tak, jak przed decyzją o odejściu. Nic nie stracił, nie musi iść z ciągnącym się za nim balastem wcześniejszych wyborów, nie ma zamkniętych żadnych drzwi. To obraz tego, jak  Bóg postępuje z nami. Nawet, gdy odejdziemy od Niego bardzo daleko, kiedy wracamy, czeka na nas nowy początek. I chociaż, owszem, musimy czasem znosić przykre konsekwencje grzechów, choćby w postaci przyzwyczajeń czy nałogów, to jednak to, co najistotniejsze, jest świeże i nowe – nasza szansa na świętość. Tu zawsze jesteśmy na początku i nigdy nie będziemy skreśleni, póki po tym świecie chodzimy. Tę nadzieję Bóg zawsze nam daje.

Dobrze jest pomyśleć czasem o sobie jako o kimś, kto jest „na początku” - kto jeszcze wszystko może. Pozwolić Bogu obudzić w sobie nową nadzieję.

P.S. My oczywiście w „Gwiazdce” też mamy nowy początek i bardzo liczymy na wsparcie w postaci modlitwy i życzliwości, żebyśmy jak najlepiej ten start wykorzystali.

ks. Grzegorz Pasternak
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter