Rzetelny ogląd czyniąc otchłannego życia i myśli autorki Wiedzy Krzyża, dojść musimy do wniosku, mało może potwierdzonego przez wyrafinowane metody nauk szczegółowych, ale za to intuicyjnie oczywistego i trudno podważalnego, iż w życie ludzkie wpisany jest jakiś plan, ktoś nim kieruje, ktoś rozumny stoi za zdarzeniami nanizanymi na czas, wydarzenia te kształtuje i modeluje. Jeżeli osoba o takiej rzetelności i uczciwości intelektualnej jak R. Ingarden expressis verbis zanotuje o uczennicy i asystentce Husserla: „Jestem przekonany, że Edith Stein nie napisała ani jednego słowa, w które nie wierzyła, nie zrobiła niczego w konformistycznym duchu”, to daje tym samym świadectwo, iż siostra Teresa pozwoliła się prowadzić sile, która strzegła jej oryginalności i autentyczności, tym samym z jej życia czyniąc budzące podziw dzieło sztuki. Wiarę Ojców tracąc jako nastolatka, nie poddawała się modnym wówczas nastrojom, ale dlatego, że grać nie chciała farsy rytuałów i obrzędów, które nic do niej nie mówiły. Właśnie dlatego, że w religii przodków oparcia nie znalazła, jej namiętnością i miłością zarazem stają się nauka i książki. Jako jedyny swój posag, wstępując do Karmelu w Kolonii, wniosła sześć wielkich skrzyń z książkami. I nie znowu dlatego, by otoczenie epatować popisami erudycji i elokwencji, ale by „prawdy się najgłębszej dokopać istnienia”. W iście augustyńskim duchu wyznaje: „Moja tęsknota za prawdą była mą jedyną modlitwą”.

         A kiedy podejmie decyzję o studiowaniu filozofii, to znowu nie po to, by otoczenie bulwersować swoimi feministycznymi fanaberiami i ekstrawagancjami, ale by namiętnemu i wyczerpującemu poszukiwaniu prawdy bez reszty się oddać. Wie, bo sama tego doświadczy, iż „studium filozofii to stałe chodzenie nad przepaścią”. Oddanie się filozofii to nie uprawianie uwodzącej gry słów i wznoszenie eleganckich teorii, ale bolesny trud przedzierania się temu, jak naprawdę sprawy się mają. Kiedy do Getyngi zawitała, by fenomenologię u Husserla studiować, to nie wiedziona próżną ciekawością i sławną szkołą, ale głębokim przeświadczeniem, że oto jest filozofia i metoda, która rzuci ją w objęcia rzeczy samych, w objęcia bytu takiego, jakim jest, wreszcie w ramiona Bytu Samego, czyli Boga. I tak się poniekąd stało. P. Wust znakomicie oddaje nastrojowość fenomenologii: „Od samego początku musiało kryć się w tendencjach tego nowego kierunku filozoficznego coś tajemniczego: tęsknota za tym, co obiektywne, co jest świętością bytu, prawdziwością i czystością przedmiotów, ‘rzeczy samych’. Bo chociaż u ojca nowego kierunku, u samego Husserla, nowoczesne przekleństwo subiektywizmu nie zostało w pełni przezwyciężone, to jednak właściwa pierwotnym intencjom tej szkoły otwartość na obiekt zaprowadziła wielu z jego uczniów dalej na tej drodze ku przedmiotom, ku stanom rzeczy, ku samemu bytowi, owszem: nawet do postawy katolickiej, której nic nie jest bardziej właściwego jak właśnie wieczne przymierzanie się poznającego umysłu do miarę stanowiących rzeczy. Fenomenologia uczy postawy radykalnej gotowości umysłu do zajmowania się rzeczami i poświęcania się im w stopniu niedościgłym”.

         Uczniowie Husserla, z którymi zetknęła się najpierw (najwybitniejsi to konwertyci na protestantyzm bądź katolicyzm) swoim myśleniem i swoją postawą powierzyli ją wszechogarniającej miłości Boga, bądź zainspirowali szukaniem, które in statu viae nie znajduje spoczynku. Zaś sam Mistrz (E. Husserl) swoich studentów wychowywał do bezwzględnej rzeczowości, do radykalnej intelektualnej uczciwości, do myślenia precyzyjnego i odważnego zarazem. A że jego najlepsza asystentka (i wrażliwością wrodzoną i metodą fenomenologiczną wydoskonalona) wyczulona była w stopniu niezwykłym na pulsowanie rzeczywistości, z uwagą wczuwała się w odgłosy światów i tego i tamtego. Nieprzypadkowo doktorat jej dotyczy zagadnienia „wczucia się”. W 1917 roku ujrzał światło dzienne (obroniony w 1916 roku), a ocenę otrzymał najwyższą: summa cum laude. Do perfekcji obyta z fenomenologią „wczuwa się” w dziejące się wokół niej sprawy. Oto zdawałoby się przypadkowy widok prostej kobiety, która w ramach swoich codziennych zajęć wchodzi na krótką chwilę do katedry, by omówić na poufnej rozmowie z Kimś jakiś nurtujący problem, coś powiedzieć, czegoś posłuchać. To daje do myślenia! Edyta jeszcze szuka, niespokojnie, ale precyzyjnie, wytrwale, być może nie wie, że sama jest już przez Kogoś oczekiwana, poszukiwana. Potem bierze udział w pogrzebie zbyt wcześnie poległego na wojnie wybitnego kolegi doktora Reinacha (znakomitego naukowca o ogromnych możliwościach intelektualnych). Jest rok 1917. Widzi jego żonę, która z odwagą, niezmąconą pogodą ducha i bezbrzeżną ufnością żegna swojego nad miarę tragicznie odeszłego męża. Notuje: „Ujrzałam pierwszy raz w życiu Kościół w jego zwycięstwie nad ościeniem śmierci. W tym momencie załamała się moja niewiara i ukazał się Chrystus w tajemnicy Krzyża”. Potem przyszła noc w domu swojej serdecznej przyjaciółki Jadwigi Conrad – Martius. Została sama. Gospodarze przebywali poza domem. Co robić w samotny wieczór? „Sięgnęłam na los szczęścia i wydobyłam obszerną książkę. Nosiła ona tytuł Życie św. Teresy z Avila, napisana przez nią samą. Zaczęłam czytać. Zostałam natychmiast zaabsorbowana  i nie przestałam czytać, aż dotarłam do końca. Kiedy zamknęłam książkę, powiedziałam do siebie, to jest prawda”.

         Nadszedł czas, kiedy nie stało już uczonej, książkowej mądrości, kiedy trzeba było dokonać czynu, podjąć decyzję, godzącą w sam rdzeń swojej istoty. 1. I. 1922 roku w Bergzabern przyjmuje chrzest w Kościele katolickim. Pozostanie na zawsze tajemnicą Edyty: secretum meum mihi (moją jest tajemnica), skąd taka decyzja, jak głęboko wdarła się przemożna obecność Boga w jej myślane i cierpiane życie. Jej krewna S. M. Batzdorff w wierszu Tante Edith niepokojąco pyta:

                                               Tante Edith,

                                               tak mało cię znaliśmy!

                                               Kim jesteś naprawdę?

                                               Mieszaniną teologii

                                               i fenomenologii?

                                               Żydowskich przodków

                                               I księżowskich doradców?

                                               Wyznawczynią

                                               dziwnych bogów?

                                               Co przywiodło cię do wiary

                                               w Żyda na krzyżu? […]

                                               Pozostawiłaś książki o świętych

                                               i filozofach,

                                               notatki z lektur, listy.

                                               Ale żadnego wyjaśnienia

                                               na temat swojego życia.

         Moją jest tajemnica. W 1933 roku wstępuje do Karmelu w Kolonii. Tam złoży śluby wieczyste. Nie przerwała aktywności naukowej. Husserl, choć nie był obecny fizycznie, kiedy wdziewała welon, kiedy zamykała się odgrodzona od świata za kratą klauzuli, pozostawił z tamtego czasu świadectwo przejmujące: „Nie sądzę, by Kościół miał neoscholastyka tej miary, co E. Stein. Dzięki Bogu, że w Karmelu wolno jej dalej pracować naukowo” To tam (w 1936 roku) ukończyła dzieło swojego życia Endliches und Ewiges Sein (Byt skończony i wieczny). Już dużo wcześniej wiedziała, że nie wystarczy, by siebie pojąć, tylko skończoności poświęcić wyczerpujące analizy, że nie staje rozumu, by ogarnąć można całość rzeczywistości. W rozprawie Fenomenologia Husserla a filozofia św. Tomasza z Akwinu w początkowych partiach filozofii jeszcze zbyt wiele przypisuje mocy: „[…] filozofia nie jest sprawą uczucia i fantazji, bujającego w obłokach marzycielstwa czy też osobistego widzimisię, że nie jest  - by tak rzec – sprawą smaku, lecz sprawą poważnie i trzeźwo badającego rozumu”. Ale dalej świadoma, że filozofia prawdy chce i pewności w zakresie nieograniczonym, to jednak wiara (świadomość własnej niewydolności poznawczej, ale też powierzenie siebie Komuś większemu, dalej widzącemu) może nas podprowadzić dalej w transparentość naszego bytu: „Jeśli wiara odkrywa prawdy, jakich na innej drodze nie daje się osiągnąć, to filozofia nie może z tych prawd wiary rezygnować, nie wyrzekając się zarazem swego uniwersalnego roszczenia do prawdy, a ponadto nie narażając się na niebezpieczeństwo, że również w ten zasób poznania, który jej pozostaje, wkradnie się błąd, ponieważ przy wzajemnym organicznym związku całej prawdy każda jej cząstka może się ukazać w fałszywym świetle, jeśli więź z całością zostanie przecięta. Zachodzi więc pewna m a t e r i a l n a  z a l e ż n o ś ć f i l o z o f i i  o d  w i a r y.

         Następnie: jeśli wierze przysługuje najwyższa pewność, jaką umysł ludzki może osiągnąć, i jeśli filozofia twierdzi, iż daje najwyższą osiągalną pewność, to musi ona sobie przyswoić pewność wiary. Dokonuje się to w ten sposób, że przyjmuje ona w siebie prawdy wiary, a następnie, że wszystkie inne prawdy przymierza do tych właśnie prawd jako do ostatecznego kryterium. Tak więc zachodzi również pewna f o r m a l n a  z a l e ż n o ś ć  f i l o z o f i i  o d  w i a r y”.

         Siostra Teresa Benedykta od Krzyża już całą sobą dotrzeć chce dalej niż rozum, który u niej funkcjonuje bez zarzutu, poddany najwyższej dyscyplinie. Ale on nie wystarcza. Pisze ostatnie swoje dzieło Wiedza Krzyża, które jest doskonalą interpretacją nauki św. Jana od Krzyża. Wiedza i Krzyż. Wiedza stanowi dokonanie samego rozumu. Jest jego własnym przedsięwzięciem. Krzyż to rzeczywistość, która nas niejako nawiedza, która przychodzi spoza nas, jak ciężar cierpienia i losu przekraczający ludzkie możliwości. Krzyż to nawiedzenie z Wysoka. Moce uzdolnień przyrodzonych zderzają się z siłami, które coś kwestionują, coś otwierają, prowadzą dalej, które nie są w dyspozycji ludzkiej. Co zatem pozostaje? Kiedy wiedza zostaje sprzymierzona z Krzyżem rodzi się wyznanie: „Jestem ze wszystkiego zadowolona – prawdziwą scientia crucis można osiągnąć, tylko przeżywając Krzyż do głębi własnej istoty. Byłam o tym przekonana od pierwszej chwili, i zawsze z całego serca mówiłam: Ave Crux, spes unica (bądź pozdrowiony Krzyżu, nadziejo jedyna)”. Dzieła tego nie zdołała ukończyć, a raczej zwieńczyła je własnym życiem, wiedzę zespoliła z Krzyżem najdalej, jak tylko było to możliwe. Jeszcze tydzień przed śmiercią męczeńską pisała kolejne strony swojego wchodzenia w dziwnego „Żyda na krzyżu”. Wiedzę Krzyża dopisała już innym atramentem – własną krwią.

         Jak dziwnie zespalają się genialne ekspresje poetyckie Norwida z rośnięciem Edyty ku światom najdalszym, które już tutaj otwierają swoje podwoje. Pisał wieszcz:

                                      Sieni tej drzwi otworem poza sobą

                                      Zostaw - - wzlećmy już dalej!...

                                      Tam, gdzie jest N i k t  i jest Osobą:

                                      - Podzieleni wszyscy, a cali!...

Edyta Stein lekko uniosła się dalej, niesiona lotem, który początek miał w nieodgadnionej przeszłości jej Narodu, a zwieńczenie w Tym, który jest kresem wszystkich istot ludzkich. Dróg zaś ku Niemu nieskończenie wiele, a każda inna, dziwna, tajemnicza. Być może życie siostry Benedykty, jak chciał Husserl, stanowi ilustrację jego ogólnej tezy: „W gruncie rzeczy we wnętrzu każdego Żyda jest poczucie absolutu i umiłowanie męczeństwa”. Pozostanie to na zawsze sekretem E. Stein.

 

                                                                  Ks. Leszek Łysień

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter