Niech nas Bóg chroni od głupiej dewocji i ponurych  świętych (św. Teresa z Awili) 
 Śmiejcie się, śmiejcie, chłopcy, to prosty sposób, żeby uciec od diabła (św. Ignacy z Loyola)

 Powiadają, że śmiech jest wyróżnikiem bycia człowiekiem. Tylko człowiek jawi się jako istota żywa zdolna do śmiechu. Toteż wielki Arystoteles (jak przystoi potężnemu umysłowi, co ogarnął całość wiedzy swojego czasu) nie pominął tej szczególności charakteryzującej istotę ludzką: „spośród istot żyjących śmieje się jedynie człowiek” - pisał. Parafrazując wypowiedź św. Teresy jako motto służącej, trzeba nam wołać stentorowym głosem: niech nas Bóg broni od tępych dywagacji filozoficznych, co niczemu nie służą, prócz marnej satysfakcji zanudzającego nas na śmierć filozofa, oraz od napuszonych i drętwych tak zwanych myślicieli. Zatem śmieje się człowiek, ale równocześnie śmiech budzi, do śmiechu skłania. Śmiejemy się ze zwierząt, u których spostrzegamy typowo ludzkie zachowania, ale podwójnie śmiejemy się z człowieka, który zachowuje się jak zwierzę, próbuje je naśladować, schodząc na przykład na psy. Zaiste, wiemy, że człowiek na psy schodzi wyjątkowo często, ale bodaj nie słyszano, żeby pies zszedł na człowieka. Śmiejemy się też z ludzi, którzy bardziej jak mechanizmy sztucznie skonstruowane się zachowują, niż jak istoty żywe. Takie cyborgi i przerażenie i śmiech budzą, a czego jest więcej, zależy chyba od okoliczności. Człowiek śmieje się pośród innych ludzi i z innych ludzi. Ileż to w śmiechu ludzkim wybrzmiewa odcieni różnych, ile tonacji w rozmaite sytuacje wpisanych: a to chichot, to śmiech gargantuiczny, sardoniczny, czyli szyderczy, gorzki, śmiech ironiczny, śmiech perlisty i wiele, wiele innych. Bogactwem śmiechu wypełniony jest człowiek.

Śmiech nie tylko, jak chce św. Ignacy diabła przegania, który ponurym jest księciem ciemności, od nadmiaru ciężkiej i tępej pychy strąconym w otchłanie mroczne. Powiada dewiza paryskiej Opery Komicznej: castigat ridendo mores – śmiech chłoszcze obyczaje, pozwala nam zdystansować się wobec nadętej sztuczności, hipokryzji zakłamanej, w pozory cnoty się przebierającej, spojrzeć z przymrużeniem oka na symulowaną powagę, której manifestowaniem chcemy wymusić dla siebie szacunek czy podziw bliźnich. Śmiech wolnym czyni wreszcie, mocen jest napiętą atmosferę w puch rozbić, pozwala wyrwać się z morowego powietrza sztucznej, wystudiowanej pozy i wyreżyserowanej gry. Nic tak w totalitarnym, na kosmicznej sztuczności i zakłamaniu radykalnym budowanym świecie nazizmu i bolszewizmu nie pomagało przetrwać, jak błyskotliwy dowcip, śmiechem pobudzony wymyk z kleszczy miażdżącego smutku i rezygnacji.

Zatem propozycję czynię nie byle jaką: gwoli rozrzedzenia nadmiernej powagi, jaką często nadyma się filozofia, pośmiejmy się z filozofów i z nimi nowym rodzajem śmiechu – śmiechem filozoficznym. Zanim to jednakże uczynimy, jako że polityka (ta z półki niższej – jako technika zdobywania, sprawowania i utrzymywania władzy) napiera na nas ze wszech stron, chcę przypomnieć (słowami S. J. Leca) politykom różnej maści i różnych kolorów, aby zasięgali porad gastrologów – co obywatel może jeszcze strawić!

Do filozofów wracajmy jednak. Znana jest powszechnie ich kłótliwość oraz ich przesadne (wręcz chorobliwe) koncentrowanie uwagi na własnym ‘ja’, ich już nie tyle megalomania, ale wręcz gigantomania. Jakimi to inwektywami nie obrzucali się szlachetni panowie filozoficznej profesji przynależni. Jakich to impertynencji nie wygadywali o sobie wzajemnie. Antystenes z Aten (założyciel znanej szkoły cyników), bardzo wyczulony na swoim punkcie, zapytany o korzyść, jaką ma z filozofii, odparł: „To, że mogę ze sobą rozmawiać”. Zaś Arystyp z Cyreny (założyciel szkoły hedoników) znalazł się na okręcie targanym silną burzową pogodą. Kiedy drżąc o swoje życie, trzęsąc się ze strachu jak tchórz jaki pospolity, został przez współpasażera rozpoznany jako mędrzec i zagadnięty: „my zwyczajni ludzie nie boimy się, a wy filozofie tchórzycie”, odparł bez namysłu: „to dlatego, że nie jest równa wartość życia, o które walczymy”. Kiedy Dionizos (tyran) kazał mu prowadzić wykład z filozofii na pewien określony temat odmówił tłumacząc: „byłoby rzeczą śmieszną, gdybyś ty ode mnie się ucząc, co należy powiedzieć, mnie uczył, kiedy należy to powiedzieć”. Oto przykład błyskotliwego poczucia wartości własnej oraz dowcipnego wskazania stosowanego miejsca dzierżącemu władzę. Arystyp otrzymał kiedyś od owego Dionizosa pieniądze, zaś Platon książkę. Kiedy robiono mu z tego wyrzuty, odpowiedział: „albowiem mnie brak pieniędzy, zaś Platonowi wiedzy”. Z wielkiego Platona kpił również, uważając go za pyszałka, wspomniany już przez nas Antystenes z Aten. Kiedy odwiedził podczas choroby wielkiego myśliciela, patrząc na miseczkę do której spluwał żółć, powiedział: „widzę tutaj żółć, ale nie widzę twojej pychy”. Kiedy jednak ostentacyjnie pokazywał dziury w swoim płaszczu, ironicznie zwrócił mu uwagę Sokrates: „poprzez dziury w twoim płaszczu prześwieca twoja próżność” Zaś inny cynik, Diogenes z Synopy (znany z beczki, w której zamieszkiwał), naukę Platona nazywał marnowaniem czasu. O jego szczególnej złośliwości wobec Platona niech poświadczy ten choćby „sztubacki” ale i błyskotliwy eksces: gdy Platon zdefiniował człowieka jako istotę żywą, dwunożną, nieopierzoną, Diogenes oskubał koguta, zaniósł do szkoły na wykład Platona i zawołał: „oto człowiek Platona”. Kpiono też i z Sokratesa, nazywając go „naprawiaczem świata”, „gadułą”, „wynalazcą pokrętnej mowy”, „blagierem”, drwiono z jego napuszonych pustych fraz, „dłubaniny”, „kwękania”.

Ale dosyć na tym. Lec (w Myślach nieuczesanych) pisarzom (różnej maści i kondycji) zdrowotną taką radę podsunął: W pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem. Skoro już zacząłem, musiałem do tego momentu doprowadzić pisaninę ową. Wiedzcie wszakże, że ku rozweseleniu, by ponure wieczory października trochę rozweselić, by choć odrobinę śmiechu wyrwać z Waszych gardeł. C. D. N.

Ks. Leszek Łysień

 

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter