fot.  Marceli Konieczny


O powieści Jolanty Pietz: Cień zegara słonecznego (Fundacja Duży Format, Warszawa 2019).

   Dobra literatura nie zawsze rodzi się w wielkich aglomeracjach, nie zawsze musi być przypisana znanym nazwiskom. Ostatnio na rynku wydawniczym pojawiają się nazwiska debiutantów, a szczególnie debiutantek, które mają szansę zaistnieć na stałe w polskim piśmiennictwie współczesnym. O czym opowiada Jolanta Pietz w książce o tak obiecującym tytule? Antynomia światła i cienia mieści się już w tytule powieści. Czym bowiem jest zegar słoneczny? Według Słownika języka polskiego PWN: Zegar słoneczny to zegar wskazujący czas słoneczny danego miejsca na podstawie kierunku i długości cienia rzucanego przez pionowo ustawioną wskazówkę. Tym tropem pójdę, dzieląc się wrażeniami po lekturze niezwykłej książki.

   W kulturze szeroko pojętej żyje od zawsze topos światła i ciemności. Zawiera bowiem treści uniwersalne, łączy się z dobrem i złem, z latami bogatymi i ubogimi, z historią, która niesie nadzieje i klęski. Opowieści zawarte w tych zakresach niekoniecznie mówią o sprawach wielkich, znanych miejscach i wydarzeniach. Książkowa fabuła, umiejscowiona w niewielkim miasteczku wielkopolskim, Trzemesznie, obejmuje trudny czas - od połowy XIX wieku, a zamyka ją epizod z końca II wojny światowej. Są to ramy czasowe opowieści. Życie wielkopolskiej prowincji w zaborze pruskim determinuje brak samodzielności ojczyźnianej, niemożność realizacji narodowej, powstanie styczniowe, które pochłonęło wiele ofiar. Jest to więc czas ciemny.

  Jednak życie toczy się dalej, przynosząc lepsze chwile ludziom będącym bohaterami utworu. Miasteczko trwa mimo wszystko. Jest wielonarodowościowe, zamieszkują je Polacy, Niemcy i Żydzi. Wszyscy są wierni swoim tradycjom, współżyją, choć nie zawsze zgodnie, pracują , aby rozwijało się miejsce dane im do życia. Trwają na dobre i na złe, mimo czasów, nie wszystkim sprzyjającym. A to jest dobre czyli jasne.

  Oczy czytelnika radują obrazy ulic, domów, sklepów opisane z niezwykłą precyzją - wszak Autorka od zawsze tam mieszka, jest historykiem, biegle posługuje się znanymi sobie wiadomościami. Nie idealizuje miejsc, jednak czasem nadaje im wymiar magiczny, który przypomina nastrój opowieści Brunona Schulza, a także niezwykły Prawiek i inne czasy Olgi Tokarczuk.

  Fabułę utworu spaja postać Idy, mieszkanki Trzemeszna. Czytelnik poznaje epizody z jej życia - najpierw dziewczyny, potem kobiety, która chce wiele zrobić dla bliskich, dla polskich mieszkańców miasteczka, wreszcie mężatki i matki. Dzieje Idy obejmują lata 1872 do 1900, a powieść otwiera epizod jej śmierci w 1945 roku. Niezwykłość tej kobiety cechuje jej... zwyczajność. Jak każdemu, dany jest jej człowieczy los. Otacza ją krąg ludzi bliskich i odległych. Bardzo ważnych w jej życiu, jak ojciec, wierna służąca, żydowska przyjaciółka Sara, niemiecka pracodawczyni, polska młodzież, którą uczy języka ojczystego, ale też tajemnicza babka, która swoimi przepowiedniami chce zmienić jej życie. Kobieta protestuje też przeciw złym czynom ludzi z miasteczka, stara ochronić dzieci przed krzywdami, które spotykają je ze strony innych, pomóc rodzinie i przyjaciołom w trudnych chwilach. To jest jasna strona jej życia. Los nie oszczędza jej boleści i rozczarowań. Od najmłodszych lat odczuwa BRAK. Żyje bez matki. Straciła w powstaniu styczniowym swoją wielką, pierwszą miłość, utonął ukochany syn, Piotruś, odeszła Sara, ważna postać jej życia. Powracają tylko w snach i marzeniach. Zostaje więc skazana na nieobecność. I to właśnie jest jej głęboki cień.

Autorka pisze: „ Nieobecność była częścią jej życia. Wciąż musiała się z nią mierzyć/.../Dojmujący brak kogoś bliskiego, odczuwany fizycznie, psychicznie i duchowo/.../ To jest właśnie nieobecność. Brak, który boli.”

Uniwersalizm tych słów jest przejmujący. Każdy jest nań skazany. Zmusza do przemyśleń, dlaczego tak się dzieje. Być może, odpowiedź kryją słynne słowa poety-myśliciela C. K. Norwida:

Zawsze — zemści się na tobie: BRAK!
Piętnem globu tego — niedostatek:
Dopełnienie?… go boli!…(Fortepian Szopena)

Czym wypełnić nieobecność? Przez wiele lat bohaterka pisze listy do ukochanego, którego nie ma. I choć wie, że nie będzie odpowiedzi, prosi : Dotknij mnie słowem, skoro nie możesz dotknąć dłonią. /.../ I wejdź we mnie głęboko... daleko... by Twoje słowa wypełniły pustkę, która tu, we mnie.

Przez listy Idy wkraczamy w liryczną, intymną strefę powieści. W niosącą nadzieję wiarę, że dzięki słowu można podarować nieśmiertelność, przywrócić chwile minione, opisać najpiękniej, jak się potrafi. W ten sposób przez czas niesie się miłość...To bardzo ludzkie pragnienie oddaje też sens tworzenia historii zwykłych i niezwykłych. Podkreśla cel literatury, aby przez pisanie utrwalić miejsca i ludzi, którzy odeszli, ale zostają w tajemnicach swoich - i naszych- egzystencji na zawsze. Dawniej, tu i teraz.

   Żyje miasto Trzemeszno. Trwa w domach, kamieniach, ulicach ,w pobliskich jeziorach, jak głębokie blizny ludzkiego istnienia.
A gdzie jest Ida? Ida przemyka się cieniem po słonecznym zegarze.
Czytelniczka, zamykając książkę, nie ucieknie od pytania - ile z Idy we mnie? Refleksja, która towarzyszy wielkiej literaturze kobiecej, przynoszącej prawdę o każdej i o sobie. Więc urzeczona pięknem i mądrością opowiedzianej historii, jej głębokim liryzmem, zwracam się gorącą prośbą do Autorki: IDO, WRÓĆ!
 
Joanna Gawlikowska
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter