Na początku było słowo, a na końcu frazes (S. J. Lec)

 

         Jak każde zjawisko źródłowo ludzkie, również i śmiech musi kiedyś wybrzmieć, musi się wyczerpać. Ale zanim to nastąpi, raz jeszcze pośmiejmy się wraz z myślicielami i z nich samych. Podglądnijmy zatem, jak miały się sprawy filozofów z płcią wprost przeciwną (czyli piękną). Tales z Miletu odpowiadał matce, która uporczywie zmuszała go do małżeństwa: jeszcze nie pora. Kiedy zaś zaczął się starzeć, mówił: już nie pora. Najbardziej chyba doświadczonym na różne sposoby przez płeć nadobną był Sokrates. Kiedy urokliwa Ksantypa mu nawymyślała, a potem wylała kubeł wody na głowę, filozof ze spokojem iście stoickim zwykł był puentować całe zdarzenie: czy nie mówiłem, że kiedy Ksantypa grzmi, to potem lunie deszcz? Mówił też, że pojął za żonę jędzę, tak jak jeźdźcy wybierają narowiste konie. „I tak jak oni, jeśli potrafią ujeździć takiego konia, dadzą sobie radę ze wszystkimi, tak i ja dzięki temu, że mogę wytrzymać z Ksantypą, potrafię współżyć ze wszystkimi ludźmi”. Na pytanie, czy się żenić, Sokrates udzielał iście sokratejskiej (ironicznej) rady: ożeń się, a będziesz tego żałował, nie żeń się, a także będziesz tego żałował.

         Pełne niespodziewanego dynamizmu było spotkanie z kobietą św. Tomasza z Akwinu. Zatroskani o jego karierę bracia, chcąc aby zrezygnował ze swoich rojeń o wstąpieniu do zakonu dominikanów, pochwycili go, uwięzili w zamku, oraz sprowadzili kobietę lekkich obyczajów (dzisiaj w języku politycznej poprawności powiemy: kobietę horyzontalnie dostępną), aby go „po swojemu” przekonała do planów rodzinnych wobec niego. Jakież musiało być jej zdumienie, kiedy zamiast intymności i czułości spotkała rozjuszonego, ogromnego młodzieńca, który z płonącym polanem pogonił ją po salach zamkowych. Jakoż pouczał filozofów F. Nietzsche, iż „żonaty filozof należy do komedii”. Znana jest opinia wspomnianego już poprzednio rozkapryszonego Schopenhauera o kobietach (niech mi płeć piękna wybaczy: wstydzę się niezmiernie za nią): „Niską, wąską w ramionach, szeroką w biodrach, krótkonogą płeć może nazwać piękną tylko zamroczony popędem płciowym męski intelekt. Słuszniej płeć niewieścią można by nazwać nieestetyczną. Faktycznie kobiety nie mają zmysłu, czy też wyczucia ani do muzyki, ani do poezji, ani do sztuk plastycznych. Jeśli takowe udają i demonstrują, to jest to tylko małpowanie z chęci podobania się”. Kobiety cechuje „rozrzutność granicząca z szaleństwem”, „instynktowna przebiegłość”, „nie dający się wytępić pociąg ku kłamstwu”. Ku pocieszeniu pań powiem, że dzisiaj tak charakteryzować można nade wszystko polityków i opisanie to dokładnie utrafi w koterię ową.

         Przykład Kartezjusza jest świadectwem i potwierdzeniem tego, że filozofowie nie mieli wielkiego szczęścia w spotkaniach z kobietami. Wielki myśliciel zaproszony został przez królową Krystynę do Szwecji, aby jej filozoficznych nauk udzielać. Zadanie przed nim stojące, jak też nade wszystko osoba monarchini zmieniły całkowicie dotychczasowe zwyczaje filozofa. Ze względu na mizerne zdrowie lubił pozostawać w łóżku do południa. Tymczasem w obecnej sytuacji musiał wstawać już o piątej rano, gdyż właśnie wtedy królowa życzyła sobie prowadzić z nim filozoficzne dysputy. Te spartańskie wymogi życia sprawiły, że Kartezjusz nabawił się przeziębienia i nim zdążył Szwecję opuścić, pierwej ostatecznie z tym światem się pożegnał.

         O niezwykłej umiejętności wyłączania się filozofów z życia codziennego, z bieżącej chwili, wiedzą wszyscy, którzy co nieco z biografiami myślicieli się zapoznali. Wspomniany już Tales z Miletu wychodził na dwór wieczorną porą, aby badać niebo rozgwieżdżone. Kiedyś tak się zapamiętał w obserwacji cudów niebieskich, że wpadł do studni. Wówczas służąca, która świadkiem tego incydentu była w te słowa zwróciła się do niego: „Ty Talesie, nie mogąc dostrzec tego, co jest pod nogami, chciałeś poznać to, co jest na niebie”. Stąd się wzięło określenie filozofa jako istoty, co w niebo patrzy a w łajno wchodzi. Kiedy Sokratesem zawładnęła jakaś myśl nowa, potrafił zastygnąć w bezruchu i trwać tak dzień cały i całą noc, jak wspomina jego przyjaciel Alkibiades.

         Całkowitym przeciwieństwem takiego oderwania się od spraw tego świata był pedantyczny i punktualny myśliciel z Królewca, Kant. Przedmioty na jego biurku musiały zajmować nie tylko ściśle określone miejsce, ale i leżeć w dokładnie określonej pozycji. Zdarzyło się, że podczas wykładu stracił wątek, widząc, że studentowi w pierwszej ławce brakuje guzika u surduta. Po kilku wykładach jego pedantyczny umysł zaakceptował tę drobną nieregularność. Jednak student guzik przyszył. Ustalony rytm kantowskiej znowu uległ rozbiciu. Kant niezwłocznie poprosił studenta o odprucie guzika. Współczesny Kantowi jego biograf tak opisuje przebieg wizyt Kanta: „Kant przychodził każdego popołudnia, zastawał Greena śpiącego w fotelu, siadał obok niego, pogrążał się w rozmyślaniach i zasypiał także; potem nadchodził dyrektor banku Rufmann i czynił to samo, aż wreszcie o określonej porze wpadał do pokoju Motherby i budził całe towarzystwo, które potem do siódmej zabawiało się interesującą rozmową. Punktualnie o siódmej zebrani rozchodzili się, toteż często słyszałem, jak ludzie mieszkający przy tej ulicy mówili: nie ma jeszcze siódmej, bo profesor Kant jeszcze nie przechodził”. Zaiste można nastawiać zegarki wedle spacerów filozofa, ale chyba z myślenia filozoficznego nie zawsze można brać miarę. Już czcigodny Cyceron powiadał, oświecony głęboką intuicją, iż nie ma takiej bzdury, takiego absurdu, który nie spłynąłby z ust choćby największego geniuszu filozoficznego. I takoż wielki Kant dowodził, że muzyka jest sztuką niższego rzędu, a to z tej racji, że muszą jej słuchać także ci, którzy tego nie chcą. Zaś malarstwo stoi wyżej, bowiem przed obrazem stojąc, gdy się nie podoba, wzrok można odwrócić w inną stronę.

         Tak oto prowadzą nas po ścieżkach, rozpadlinach i dolinach śmiechu ci, którzy respekt wzbudzać powinni swoją profesją i zakrojem umysłu. O jednym to świadczy: nic na tym świecie doskonałego nie ma, a ci, co chcieliby perfekcją się nadymać, tym większy śmiech budzą.
 
Ks. Leszek Łysień
 
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter