/pixabay.com.pl/

Adwent utkany jest z walki między światłem a mrokiem.

Świt adwentu potrzebuje światła poranka, aby zaistnieć. Poranek budzi się dla ciemności. Ciemność jest oświecona blaskiem poranka, światłem świecy oczekiwania. Świeca w dłoni człowieka i nadzieja w sercu ma blask, który oświeci kroki ludzkiego istnienia.

 Po co jest adwent?

Człowieka pokrytego zimą i chłodem trzeba ogrzać, trzeba mu dać blask zapalany w sercu Boga, aby nie bał się swoich ciemnych dróg. Człowiek wychylony w stronę jasności szuka innego oblicza swego życia. Nie ciemność, ale jasność pozwala zobaczyć skrywane ludzkie rysy życia, upadki i grzechy. Walka toczy się o jasność, w której człowiek na nowo siebie zobaczy.

Adwent przygotowuje nas do spotkania z blaskiem, który oświeca jasnością swojej wszechogarniającej miłości ludzkie życie. Każde przebijanie się świtu w adwentowy poranek jest podobne do prześwitu jasności jaki czyni pojawienie się Chrystusa na Zmieni. To pokora Boga, kiedy „światłość prawdziwa” postanowiła wejść w to co ciemne i zawiłe od ludzkich łez. Bóg postanowił wejść w to co tak bardzo pogmatwane, nie z pogardą i odrzuceniem, ale z miłością i służbą. To właśnie miłością, czyli obecnością współodczuwającą pragnie budzić blaskiem poranka nasze uśpione życie. Bóg dociera ze swoim światłem w samo centrum ciemności. Noc, która ma być przez nas przeżyta jako noc narodzenia, musi być nocą do której jak pasterze zostaniemy zbudzeni przez Niebo. Człowiek zwany pasterzem swego bycia zasnął przy nim, zobojętniał, potrzebuje nowego świtu dla życia.

 W czas przed nami jest wpisane pragnienie świtu w pośrodku nocy. Ten poranny świt trzymając się nauki przyjdzie, ale do tego pośrodku nocy ktoś nas musi zbudzić. Potrzebna jest nam nade wszystko tęsknota za jasnością pośrodku nocy. 


Ks. Tomasz Sroka
 
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter