pixabay

Naprawdę nie wiem, jak zareagowałabym, gdybym spotkała Boga. Jak bym postąpiła - padła na kolana czy stanęła jak wryta? Pomyślałabym, że oszalałam? Czy też uznała to za cud i zbawienną wizję? Pewnie zadałabym jakieś pytanie... Jest tyle pytań, na które chciałabym usłyszeć odpowiedzi, a udzielić mi ich może tylko sam Bóg.

Spytałabym o stworzenie świata. Zawsze fascynowało mnie to, jak go wymyślał. Jak zadecydował o wyglądzie atomu, komórki, roślin, zwierząt, człowieka? Jak udało mu się skonstruować tak wspaniale działającą machinę, jaką jest ludzki organizm, bogaty w idealnie współdziałające detale, złożony z miliardów wyspecjalizowanych elementów? Jak wyobraził sobie kolory? Wszak i człowiek ma wyobraźnię, często buduje rozmaite maszyny albo pisze historie o stworzeniach nie z tego świata, jednak te wyimaginowane istoty wciąż są w jakiś sposób podobne do tego, co już widzieliśmy. Nie potrafimy (przynajmniej tak mi się wydaje) wymyślić czegoś całkowicie innowacyjnego, co choć w niewielkim stopniu nie miałoby odzwierciedlenia w już stworzonym. Wiem, że Stwórca jest wszechmogący, ale wciąż jest dla mnie niepojęte, jak można wykreować coś tak wspaniałego.

Bardzo chciałabym też zapytać o inne galaktyki, planety, układy słoneczne. Czy gdzieś tam powstała inna cywilizacja, o której nie mamy pojęcia, a której tak usilnie poszukują niektórzy naukowcy? Czy istnieją inne wymiary i czasoprzestrzenie? Może w tym, jak mniemamy, trójwymiarowym świecie nie jesteśmy w stanie dostrzec wymiaru czwartego? A może i piątego, szóstego? Pytanie to zaczęło mnie szczególnie nurtować po przeczytaniu książki Edwina A. Abbotta pt. Flatlandia, opisującej przygody pewnego kwadratu z krainy płaszczaków poznającego tajniki trójwymiarowego świata, którego wcześniej nie był wstanie dostrzec. Chociaż Księga Rodzaju nie wspomina nic o innych światach i wymiarach, nie możemy być w stu procentach pewni, że one nie istnieją. Wszak w Biblii nie ma też opisu atomu czy choćby prądu elektrycznego, a obecnie znamy je.

Kolejna rzecz, która mnie nurtuje to pochodzenie wszelkiego rodzaju zła, trujących roślin, krwiożerczych zwierząt, chorób i mutacji dotykających żyjące na Ziemi stworzenia. Czy wszelkie plugastwa są dziełem dobrego Boga? Jak mi wiadomo, to człowiek wybierając grzech, przyczynił się do powstania zła. Jednak, zdaje mi się, że chodzi tu o zło w człowieku. Człowiek zdał sobie sprawę z wolnej woli i wszelkich haniebnych czynów, jakie może popełniać. To jednak nie wyjaśnia istnienia pasożytów i chorobotwórczych bakterii. Czy więc zawdzięczamy je Szatanowi? Czy diabeł ma moc stwórczą? Wydaje mi się to dość nieprawdopodobne, choć oczywiście nie wykluczam tej kwestii zupełnie... W raju człowiek żył w zgodzie z przyrodą i zwierzętami, a więc - czy jadł mięso? Czy zwierzęta żywiły się sobą nawzajem? Czy istniały pasożyty? Choć próbuję jak mogę, nie udaje mi się znaleźć odpowiedzi na te pytania...

Zapytałabym też Boga o to, jak wygląda niebo. Czy w raju, który znajduje się przecież poza czasem i przestrzenią, jest miejsce na aktywność? Jak wiemy, żeby wykonać czynność potrzebujemy określonego czasu, a przestrzeń jest niezbędna do przemieszczania się. Uczymy się, że niebo to bardziej stan, niż miejsce. Jak zatem „żyje się” w Królestwie Niebieskim? Czy jest to ciągłe uczucie szczęścia, bez żadnych zmian? Za każdym razem, starając się to sobie wyobrazić, widzę siebie, wiszącą w pustce, otuloną „kokonem szczęścia”. Wydaje mi się to dość dziwne i wręcz przerażające. Czy z nieba będziemy mogli obserwować poczynania naszych bliskich na Ziemi? Będziemy (jak to myślałam, będąc młodszą) bawić się, robić to, co sprawia nam radość? A może otrzymamy „wizję”, w której spełniają się wszystkie nasze marzenia? Kwestia ta bardzo mnie zastanawia.

I jak w ogóle do tego raju trafić? Kluczem są oczywiście przykazania. Dwa najważniejsze - te o miłości do Boga i bliźniego zawierające w sobie wszystkie pozostałe. Ale skąd mam wiedzieć, że kocham dostatecznie? Jak miłować Boga całym sercem, całą duszą i całym umysłem, kiedy sama nie pojmuję ani swojej duszy, ani serca i umysłu? Nie wiem, czy byłabym w stanie zginąć za wiarę. Mam nadzieję, że tak, lecz wątpię, czy wytrzymałabym straszne tortury, podobne do tych zadanych chociażby Świętemu Melchiorowi Grodzieckiemu. Natomiast w kontekście drugiego przykazania, o miłości do drugiego człowieka, wiem, że czyniąc dobro innym, czynię je również Bogu. Ale czy to wystarczy? Jak inaczej okazywać miłość Bogu? Jak zbudować z Nim relację, stać się Jego przyjacielem? Uczymy się, że przez modlitwę, ale skąd mam wiedzieć, że połączyła mnie z Bogiem przyjaźń? Czy to się czuje? Czy może zacznę rozumieć Go bez słów, jak to jest w przypadku naszych ziemskich przyjaciół?
Kolejnym z zajmujących mnie pytań jest kwestia powołania. Jak mam wybrać? Skąd wiedzieć, czy jest mi pisane żyć w rodzinie, w celibacie, w zakonie? Czy lepiej pójść w tę stronę, a może w tamtą? W przyszłości chciałabym być lekarzem, ale czy to na pewno moja droga? Czy się do tego nadaję? Może więcej dobra uczyniłabym, zostając kimś zupełnie innym? Jak wsłuchać się w głos powołania? Jak je rozeznać? Może już usłyszałam odpowiedź, nie zdając sobie z tego sprawy. Może poznam ją dopiero po podjęciu decyzji. Co jeśli okaże się zła? Pan Bóg zna naszą przyszłość i wie, że w danym momencie zgrzeszymy, w innym zwątpimy, zawahamy się. A jednak wciąż nas kocha i daje nam wolną wolę. Lecz jeśli już nasz los został zapisany, to jaki mamy na niego wpływ? Cieszę się, że nie znam przyszłości, której mimo starań nie mogłabym zmienić, ale jednak stojąc przed wyborem, czasami żałuję, że nie wiem, którą drogą powinnam pójść.

Pytań nasuwa się znacznie więcej: jak będzie wyglądał koniec świata? Czym jest szczęście? Jak je osiągnąć? Jak się doskonalić? Czy moi bliscy zmarli są w niebie? Czy ich tam spotkam? Czy dziecko zagrożone aborcją, które duchowo adoptowałam i za które się modlę zostało ocalone? Pytania rodzą kolejne pytania. Można tak w nieskończoność.

Naprawdę nie wiem, jak zareagowałabym, gdybym spotkała Boga. Które z pytań zadałabym pierwsze? Może zagadnęłabym o coś zupełnie innego? Czy w ogóle bym się odezwała? Mogłoby zabraknąć mi odwagi, może nie wykrztusiłabym słowa. Ale On zna wszystkie moje wątpliwości. Odpowiedziałby mi na nie? Patrząc na mój esej, widzę, że więcej w nim pytajników niż kropek. Sama jestem pełna znaków zapytania i taka pewnie pozostanę. Do czasu, gdy spotkam Boga.

Justyna Wawrzacz
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter