/fot. pixabay/

Kochany Jezu,
Chciałam dziś dostrzec Cię w braciach.
Czy nie przeoczyłam Twojego spojrzenia?
Chciałam usłyszeć Twój głos. Znowu przegapiłam szepty?
Chciałam Ci dać kroplę miłości, nie ocet słów. Dotknąć twarzy, ogrzać ciepłem serca, a tylko mój zimny strachu chłód...

Jak to z nami jest?
Pełni zapału do niesienia Boga, do czynienia dobra, spotykamy się z rozczarowaniem sobą. Dlaczego czynienie dobra nie przynosi oczekiwanych rezultatów?
Serce. Głębia. Tam odbywa się filtracja naszych intencji.
Bywam gościem dworca kolejowego w swoim mieście. Mimo bardzo zaniedbanego architektonicznie klimatu tego miejsca wspomniane wizyty przyniosły mi bogate doświadczenia.
Tych kilka wspomnień z bezdomnymi, którzy zamieszkują dworcowy teren, niezwykle mnie ubogacają.
Nie jest moją intencją o nich opowiadać, jednak sytuacja sprzed kilku miesięcy przychodzi mi na myśl dość często.
W deszczowe popołudnie pojechałam na dworzec w celu zrobienia tzw. dobrego uczynku. Nie spotkałam nikogo. Wróciłam rozczarowana.
Dlaczego o tym piszę?
Dlatego, żeby przypomnieć o tym, że sami nie możemy nic.

Najwidoczniej opisana sytuacja była chęcią zaspokojenia mojej własnej próżności pod przykrywką jakiegoś dobra.
Poczucie rozczarowania jedynie to potwierdziło. Przecież to szczęście, że nikogo nie było, nikt nie potrzebował pomocy. Rozczarowanie sobą, że intuicja słaba...
Rozróżniamy dobro i zło. Jednak nasze serca i to, co kieruje nimi do wybrania któregoś z nich, zna tylko Bóg.
Mam wiele podobnych doświadczeń w życiu, również takich, których byłam odbiorcą. Ktoś okazał mi jakieś dobro, a mimo to nie zrobiło ono na mnie żadnego wrażenia.
Sama zrobiłam coś dobrego, bo "tak trzeba, wypada " lub też w głębi siebie oczekiwałam korzyści czy wzajemności dla mnie. Można być zniewolonym w jakimś stopniu chęcią bycia dobrym. Takie dobro - ośmielę się napisać - niewiele znaczy.
To jak w relacjach. Daję, żeby brać?
To żadna miłość.
Oceniamy, wypowiadamy się, oceniamy. Ten jest dobry, tamten gorszy. A może właśnie ten gorszy jest lepszy ode mnie?
Prawdę o nas i o tym, co nami kieruje, nasze pragnienia i powody, zna tylko Bóg.
Wiem już, że jeśli efekt moich działań daje słaby rezultat, to czas na weryfikację tych działań.
Kierując się bezinteresownością, wolnością czynu, wpatrując w Jezusa, zawsze poczujemy w sercu słuszność i Jego pokój. Można się zgubić w świecie ocen, skal, wiary w siebie, w oczekiwaniu wzajemności i wynagrodzeń.
Efekty naszych działań zobaczymy, kiedy zakończymy naszą życiową wędrówkę. Nie zbierajmy nic dla siebie. On wystarczy.
Pielęgnacja relacji z Panem sprawi, że zobaczymy Go tak, jak On tego chce. On sam użyje naszych rąk, ust i serc.
Pielęgnacja relacji z Panem, nie pielęgnacja czynienia dobra. Żyjąc z Nim, stajemy się wolni.
Pozwólmy Bogu zająć się naszym życiem. Tak na sto procent, bez żadnych "ale ".
Wtedy możemy Go prawdziwie spotkać. W wolności serca, bez obaw, czy się powiedzie czy nie, bez nagród i pochwał. Bez nas samych. Niech On prawdziwie żyje w nas. Od teraz.
 
Iwona Sakrajda


Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter