/fot. pixabay/

Rabbi! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz? Odpowiedział im: Chodźcie, a zobaczycie.

Gdzie mieszka Bóg? Dobre pytanie. Odpowiedź wydaje się prosta, Bóg mieszka w świątyni, w kościele, w tabernakulum. Oczywiście teologicznie będzie to poprawna odpowiedź, ale w miłości chodzi o coś więcej niż teologia. Gdzie więc On jest? Czy tylko w zimnej świątyni, w złotym lodowatym tabernakulum zamkniętym na cztery spusty? Otóż nie. Bóg nie da się zamknąć tylko w kościółku, nawet najpiękniejszym. On chce być z nami, pośród nas, w naszych trudach, bólach, radościach, chce wejść w nasze życie, w to wszystko co jest bliskie naszemu sercu. On mieszka w szpitalach, w hospicjach, w zakładach fryzjerskich, w więzieniach, pod mostem, na ulicy, ba, nawet w domach publicznych. Mieszka wśród „swoich”. Bo wszyscy są JEGO. Wszyscy, bez wyjątku, „WYJĄTKI” istnieją tylko w naszych głowach i sercach…

Bóg przede wszystkim mieszka w drugim człowieku, którego często potrafimy tak „pięknie” potraktować dowalając mu z całych swoich sił. Jak można adorować Boga, modlić się do niego i klęczeć w kościele składając pobożnie rączki, a wychodząc z kościoła zrównać Boga z błotem w drugim człowieku? Krótkowzroczność Boga  boli… Wyjdź w kościoła i zobacz gdzie ON mieszka. W chmurkach na pewno GO nie znajdziesz. Rozglądaj się uważnie, bo patrzysz, a nie widzisz…

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter