/pixabay/

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: "Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu". Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to, szemrali: "Do grzesznika poszedł w gościnę". Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: "Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie". Na to Jezus rzekł do niego: "Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło".


W jakim kierunku zmierza moje "chcę jeszcze, chcę koniecznie"? W pragnieniach trzeba się rozwijać. Człowiek jest taki, jakie są jego pragnienia.

W spotkaniu Jezusa mogą przeszkadzać inni ludzie. Zawsze może być jakiś powód wyjaśniający brak mojego zaangażowania się w poznawanie Jezusa, w szukanie Go.

Czy spodziewam się czegoś od Pana? To nieoczekiwanie niczego więcej poza zobaczeniem jak przechodzi, nie udzieliło się Zacheuszowi. Małe pragnienia przeszkadzają zobaczyć i doświadczyć więcej.

Biegnąc naprzód z tym wszystkim co mnie obciąża, zaczynam odczuwać dziwną lekkość, jakby wsparcie ze strony Tego, który również biegnie, biegnie naprzeciw na spotkanie ze mną. Biegnąc naprzód napotykam to, co pomoże wznieść się ponad ludzi przesłaniających mi Jezusa. Zacheusz znalazł drzewo.

Co poniósł Zacheusz na drzewo, na które się wdrapał? Na drzewie trzeba coś zostawić, stracić, żeby przyjąć odnowę myślenia, patrzenia, żeby zacząć rozumieć siebie, przyjąć nową wrażliwość, która zna współczucie, zrozumienie, uświadomienie tego, że ja kogoś skrzywdziłem.

Zaufać drzewu, jak Zacheusz. Dokąd biegł Zacheusz? Tam gdzie była siła, żywotność. Wydawało mu się, że już wszystko posiadł. Drzewo rośnie w nas. Jest nim Chrystus. Trzeba zdążać do tego co we mnie żyje, tchnie świeżością, nadzieją. Trzeba odkryć drzewo na które trzeba się wdrapać aby spotkać Pana. Trzeba odkryć swój krzyż.

ks. Józef Pierzchalski 
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter