/pixabay/

(Rdz 9, 8-15; 1P 3, 18-22; Mk 1, 12-15)

Dopóki żyjemy zanurzeni w czasie, dopóty towarzyszą nam przeróżne zmiany. Zmieniamy się my sami, nie tylko fizycznie, o czym można się przekonać oglądając stare fotografie, ale też mentalnie, psychicznie ciągle ewoluujemy, nabierając nowych doświadczeń, zmieniając nieraz poglądy, wartościowania, oceny. Bywa i tak, że coś co wydawało nam się absolutnie słuszne dzisiaj już takim się nam nie jawi. Bardzo wiele zła dokonywało się i dokonuje się w świecie w imię koniunkturalnie pojmowanego dobra, sprawiedliwości czy moralności. Wszak ci, którzy zabili Jezusa mniemali, że wyświadczają przysługę sobie, swoim dzieciom, religii i w konsekwencji Bogu samemu. W tym czasowym a więc zmiennym świecie ważne jest aby od czasu do czasu zadawać sobie bardzo fundamentalne pytania o to na przykład co uważam za cel swojego życia, jaka droga moim zdaniem do tego celu prowadzi i czy bardziej lub mniej na tej drodze się znajduję. W zgiełku codzienności takie pytania nie mają dostatecznej siły przebicia, i albo zagłusza je nadmiar, powodujący, że jedynym moi zmartwieniem jest to czy zrobić zakupy w Żabce, czy w Lewiatanie, albo brak nie pozwalający mi na wyjście poza pytanie o to jak przeżyć.

Pustynia, na którą wychodzi Pan Jezus przed rozpoczęciem swej publicznej działalności jest ze wszech miar symboliczna. Jest przede wszystkim symbolem konieczności zdobycia się na luksus porzucenia na chwilę właśnie tego, co zagłusza we mnie owe fundamentalne pytania. Znacznie trudniejsze będzie tu zdystansowanie się od braku niż od nadmiaru, jednak w obu wypadkach jednakowo potrzebne. Dopiero wtedy człowiek jest w stanie dojrzeć prawdziwe zagrożenia. Pan Jezus na pustyni przebywa w towarzystwie lwów, hien, skorpionów, jadowitych węży. Do tego trzeba dodać potworne rozterki duchowe przedstawione w Ewangelii jako pokusy szatańskie oraz dobijające wieści o uwięzieniu Jego przyjaciela Jana Chrzciciela. To wszystko po to, aby Jezus powrócił bogatszy w prawdziwie ludzkie doświadczenia, a my abyśmy zobaczyli w Nim jednego z nas, który powraca jako niepokonany. Skąd ta siła? Z łączności z Bogiem, którą to symbolizują usługujący Mu aniołowie.

W Środę Popielcową uczestniczyliśmy w obrzędzie posypania popiołem. Patrząc tradycyjnie popiół jest symbolem przemijania, obracania się wszystkiego w nicość. Czy jednak tylko taki jest wymiar popiołu? Chyba nie. Przemijanie i w konsekwencji śmierć jest udziałem wszystkich i wszystkiego na ziemi. Popiół jest symbolem przekonania, że nie wszystko przemija, że jednak coś ze wszystkiego pozostaje, coś, czego nie da się już zniszczyć. Do takich wniosków dochodzi się jednak nie w zgiełku otaczającej nas codzienności, ale na pustyni. Spróbujmy się tam udać w czasie tego Postu, choćby na małą chwilę. Może powrócimy mocniejsi, może z nowymi pomysłami na własne życie, a może tylko z bardziej słyszalnym pytaniem: dokąd zmierzam…?

Andrzej Kozubski, ks.
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter