Obserwując przechodni, nawet wiernych wychodzących z Kościoła, można bez trudu znaleźć wspólne cechy. Opuszczony, nieobecny wzrok, maseczka, która nie zmusza do uśmiechu, bo i tak go nie widać. Idziemy, każdy w swoim kierunku, już nawet bez drobnych gestów życzliwości. Większość właściwie wpisuje się w wielkopostną rzeczywistość, obarczeni swoimi krzyżami. Czasami zastanawiam się czy te maski nas tak uwierają, że wzrok coraz częściej kierujemy w stronę podłogi. Narzucona izolacja stała się nawykiem, który idealnie wkomponował się w pokolenie dzisiejszych czasów. Jeszcze kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu, na mieszkaniach widniały wizytówki z nazwiskami. Dziś wystarczy popatrzeć na klatki schodowe, czy domki zamknięte na wiele zamków. Wiele się zmieniło. Coraz więcej nas dzieli niż łączy.

Pandemiczna rzeczywistość zweryfikowała także nas. Ubiegłoroczny strach, troska o bliskich i głośne przystanki nad tym, co najważniejsze stały się trochę bardziej odległe. Wiele osób korzysta z możliwości uczestnictwa w zimowych sportach, z aktywnego wypoczynku, czy z innych możliwości wyjazdowych. Naturalne, potrzebne i oczywiste, ale czy teraz w momencie Wielkiego Postu stać nas jeszcze na to, aby się zatrzymać nad sensem zaistniałych wydarzeń w naszym życiu?

Coraz mniej emocji budzą ludzkie dramaty, coraz mniej pytań. Porusza mnie fakt tylu głosów w sprawie wspomnianych rozrywek i analogicznie cisza obok sytuacji, kiedy ktoś umiera w szpitalu bez dotyku dłoni, bez słów ”kocham”, bez bliskich, w samotności. Nie rozumiem dlaczego nie stać nas na zaangażowanie w sprawach zdecydowanie ważniejszych niż fakt gdzie i czy pojadę na narty, plażę, do SPA. Czasami jeden gest, telefon, drobna pomoc, może wiele zmienić.

Wielki Post. Dla nas, wierzących to czas zaproszenia do przemiany, do nawrócenia. Jaki był Twój rok po ubiegłorocznym Wielkim Poście? Trochę zdalnym, pozbawionym kontaktu bezpośredniego z rekolekcjonistami, wspólnotami? Umilkły już rozmowy na temat formy przyjmowania Komunii Świętej, niektórzy nadal poruszają się w zdalnej przestrzeni modlitwy, zapominając o tej najważniejszej strefie duchowości, o życiu i naszych uczynkach.

Pamiętam piękne inicjatywny wspólnych modlitw, wspólne intencje za chorych, za kraj. Dlaczego jesteśmy tak niekonsekwentni? Czas Wielkiego Postu powinien być czasem przemian każdego z nas. Życie bardzo wyraźnie pokazało w ostatnim czasie jaką ma wartość i ile znaczą te wszystkie pozorne sukcesy, zabezpieczenia, materializm.

Kolejny raz idziemy na łatwiznę, nie jedząc czekolady, czy odmawiając sobie jakiejś przyjemności. Coraz mniej w nas emocji i empatii. Od nich też stronimy?

Zastanawiam się nad tym, czy wszystkie mieszkania bez wizytówek, domy zabezpieczone niczym twierdze, nie są trochę obrazem naszych serc. Zamknięte na cztery spusty, anonimowe, chronione, niedostępne.

Kilka dni temu stałam w kolejce, w jednym z osiedlowych sklepów z żywnością. Zasady bezpieczeństwa zachowane, pani kasjerka bardzo sprawnie i trochę ”robotycznie” obsługiwała kolejno podchodzących klientów. Zrobiłam kilka kroków do przodu z radością, że moja kolej coraz bliżej, a zaopatrzyłam się w pokaźną ilość towaru i koszyk jakiś ciężki... Przede mną stała staruszka. Trzymała się kurczowo swojego balkonika rehabilitacyjnego. W ręku ściskała starą, zniszczoną portmonetkę. Na koszyku balkonika miała zawiniętego w foliowy worek rogala i kostkę masła, które zresztą było tego dnia w promocji. Drobne zakupy ,jednak sprawiające trudność. Widać było zaawansowaną zaćmę, mimo głębokiego spojrzenia jakim mnie obdarzyła. Poprosiłam, żeby przeszła do przodu kolejki, stając przede mną. Zaczęła mi dziękować drżącym, równie mocno, co jej dłonie, głosem. Coś jej wypadło, jakiś zwitek nieokreślonego czegoś. Chwilkę po naszej krótkiej rozmowie w kolejce zrobił się ruch, wszyscy klienci okazali się życzliwi wobec starszej, nieco zaniedbanej pani. Ktoś podniósł z podłogi to, co wypadło staruszce. Kasjerka jakby na chwilę zwolniła. Zanim jednak do tego doszło, starsza pani spędziła trochę czasu w kolejce.

Wspominam o tym, bo nie rozumiem dlaczego nasze postawy są tak zależne od innych. Czy boimy się życzliwości? Czy te zamknięte serca są pozbawione też okien i nie chcemy zobaczyć idącego obok nas Jezusa? Nie widzimy?

Dziś, zanim zaczęłam dzielić się tymi rozważaniami, miałam przyjemność spotkać podobnego fizycznie do wspomnianej starszej pani, z podobnym balkonikiem mężczyznę. Zaniedbany, z ledwością kierował swoim chodzikiem. Potykał się, koła spotykały przeszkody. Minęłam go. Po chwili zawróciłam, podeszłam do „walczącego” z byle jakim chodnikiem człowieka, chwilkę porozmawialiśmy. Okazał się nadzwyczaj uprzejmy. Pożegnaliśmy się gestem życzliwości. Wróciłam do domu ubogacona tym spotkaniem. Dzieląc się, nawet okruchami dobra, zyskujemy znacznie więcej niż osoba obdarowana.

Ten sam Jezus, który niósł krzyż i Zmartwychwstał, ten sam Jezus niesie krzyż dziś. Pytanie tylko, czy jesteśmy wśród tego drwiącego tłumu, krzycząc „Na krzyż!”, czy jesteśmy zamknięci na cztery spusty i dokładnie, zgodnie z procedurą myjemy ręce?

Może dziś ten krzyż to balkonik, samotność, strach, izolacja lub żałoba? Może głód lub głód miłości, obecności?

Wielki Post nie jest nam dany, aby najpiękniej jak można celebrować rytuały religijne. Poprzedni rok pokazał nam, że bez nich też będzie Zmartwychwstanie - efekt miłości, nie procedur, czystych rąk i strachu. Wiara jest w stanie oczyścić naszą zainfekowaną egoizmem miłość. Po to jest Wielki Post.

Iwona Sakrajda
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter