/pixabay/

X Niedziela zwykła 6.06.2021 r.
(Rdz 3, 9-15; 2Kor 4, 13 – 5, 1; Mk 3, 20-35)

Zastanawiające… Narodziny i śmierć – dwa wydarzenia graniczne w życiu każdego człowieka. Dwa wydarzenia absolutnie decydujące o całości naszego życia, dwa wydarzenia, które prawie zawsze są przedmiotem szczególnej uwagi ludzi nam towarzyszących, a jednocześnie dwa wydarzenia, o których sami zainteresowani wiedzą bardzo mało albo prawie nic. O swych narodzinach nie wiemy zupełnie nic, o śmierci zwykle niewiele. Czy jest to fakt, którym w ogóle warto się zainteresować? A może trzeba po prostu wzruszyć ramionami i powiedzieć: no tak jest i co z tego? Pewnie można i tak, ale można też uczynić go przedmiotem zadumy i zastanowić się, czy przypadkiem przez to spuszczenie na te dwa graniczne wydarzenia zasłony tajemnicy Bóg nie chce nam jednak czegoś powiedzieć. Zasłaniając coś ukazuje coś, coś radośniejszego dla człowieka niż narodziny i ważniejszego nawet niż śmierć. Te dwa wydarzenia wyznaczają zewnętrzne, doczesne granice człowieka, o wiele ważniejsze zaś są jego granice wewnętrzne. Decydujące dla człowieka jest, jak wielkim się staje lub jak małym pozostaje jego wnętrze, czy w jego życiu dokonuje się wzrastanie. Św. Paweł mówi dziś Koryntianom i oczywiście nam, że „chociaż niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień”. Tak, w tym kryje się cała głębia chrześcijańskiej prawdy o człowieku: godząc się na umieranie jednocześnie człowiek mówi śmierci: „nie”, bo na umieranie godzi się człowiek wtedy, gdy mówi „nie” temu co zewnętrzne, gdy coraz skuteczniej oddala od siebie przywiązanie do tego, co materialne. Owocem zaś tego procesu jest wzrost tego, co żyje nad tym, co niszczeje, jest wewnętrzny wzrost.

Biblia utożsamia często świat, to, co materialne z grzechem. Grzech jest rzeczywistością każdego z nas. Św. Jan powie, że ten, kto mówi, że nie ma grzechu jest kłamcą. Dzięki ofierze Jezusa Chrystusa złożonej na krzyżu ta sytuacja człowieka nie jest beznadziejna. Bóg odpuszcza nam grzechy, podtrzymuje nas w owym wewnętrznym wzrastaniu aż do osiągnięcia stanu umożliwiającego przyjęcie daru jakim jest zbawienie. I to jest możliwe dla każdego. Pod jednym wszakże warunkiem – uznania swojej małości i grzeszności, ufnego rzucenia się w otwarte ramiona miłującego Boga. Odrzucenie tego warunku Pan Jezus nazywa grzechem przeciwko Duchowi Świętemu. Jest to uporczywe trwanie przy swoim, wbrew głosowi dobrze ukształtowanego sumienia, wbrew rozumowi. I nie chodzi tu bynajmniej o jakikolwiek schemat, ale raczej o świadomą odwagę podjęcia ryzyka nadziei wbrew wszelkiej nadziei. Adwersarze Pana Jezusa z dzisiejszej Ewangelii tak bardzo zafiksowali się na swoim zdaniu, że popadli w absurd oskarżenia Jezusa o konszachty z diabłem. Dochodzi do tego, że człowiek wiedząc, że nie ma racji upiera się przy swoim, zamyka się w obrębie samego siebie. Jak łatwo do tego doprowadzić świadczy fakt, że bliscy Jezusa posłyszawszy, że „odszedł od zmysłów”, poszli, aby Go powstrzymać. Czasami trzeba chronić się przed samym sobą, a zawsze prosić Boga o dar mądrości i roztropności.

Andrzej Kozubski, ks.
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter