/pixabay/

XIV NIEDZIELA ZWYKŁA B
Marek 6,1-6

Mądrość jest Mu dana

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze. A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: "Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?" I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: "Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu, może być prorok tak lekceważony". I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

Od mieszkańców rodzinnego miasta możemy wiele oczekiwać. Przede wszystkim serdecznego przyjęcia, bezpieczeństwa, życzliwego spojrzenia. Czego możemy oczekiwać od tych, wśród których wzrastaliśmy, którzy nas znają? Co oni myślą o nas, co o nas mówią, jak reagują? Co mówią o naszych rodzicach, rodzinie, jak wspominają nasze wzajemne relacje?

Jezus niesie w sobie tajemnicę, niewiadomą. To budzi nieufność, podejrzenia. Wydaje się mieszkańcom Nazaretu, iż, skoro Jego rodzice są ludźmi prostymi, a w rodzinie nie znajdują osób wyjątkowych, Jezus powinien być taki sam, jak Jego rodzina. W mieszkańcach jest postawa przyjmowania tego, co widzą i wiedzą o Jezusie. Nie próbują, nie starają się zaufać temu, co niewidzialne. Stają przed tajemnicą, z którą nie są w stanie się uporać. Uznają, że to, czego nie widzą i czego nie wiedzą o Jezusie, On tego nie posiada. Jezus jest bezsilny wobec niewiary ludzi, pośród których żył przez trzydzieści lat.

Zdumienie mieszkańców, zdziwienie, zaskoczenie tym, jaką jest mądrość Jezusa, nie otwiera ich na Niego, lecz zamyka; nie zbliża, lecz oddala. Jezus odczuwa ból osamotnienia wśród swoich. Z czym nie mogą sobie poradzić mieszkańcy Nazaretu w relacji do Pana? Z Jego mocą i mądrością. A to objawia Jego boskość. Nazarejczycy przyjmują człowieczeństwo, lecz nie przyjmują Bóstwa Chrystusa. Chcą zrozumieć w swoich umysłach to, co widzą i słyszą. Ich pytanie jest zasadne: "skąd On to ma"? Gdzie się tego nauczył, kto był Jego mistrzem, od kogo otrzymał to, co widzimy i o czym słyszymy od innych?

Tam, gdzie zatrzymujemy się wyłącznie na człowieczeństwie Jezusa, nie znajdujemy odpowiedzi na wiele pytań. Potrzeba pójść dalej, czyli w tajemnicę Jego Bóstwa. Mieszkańcy Nazaretu jakby się bali pójść ze swoimi pytaniami odważnie do przodu. Nie szukają odpowiedzi w wymiarze nadprzyrodzonym, lecz doczesnym. Przyjmują założenia, które stają się dla nich pułapką. Skoro Jezus jest synem Maryi i Józefa, to nie może być w Nim moc i mądrość Boża. Nazarejczycy nie wychodzą poza to, co jest ich osobistym doświadczeniem zmysłowym.

Tym, co jest barierą, mówiącą o ich braku wiary, to lekceważenie Jego nauczania i brak zaufania do Niego jako Proroka obdarzonego Boską mocą uzdrawiania. Lekceważenie jest formą zamknięcia się na Tego, który chce być poznany.

Zastanawiające jest to, że za Jezusem idą uczniowie, których powołał. Zostawili wszystko, nie mieli wątpliwości, zaufali Mu w jednej chwili. Tymczasem Ci, którzy znają Go dłużej, nie ufają Mu, nie wierzą, lekceważą. Czują się obrażeni, dotknięci z powodu Jego mądrości i mocy. Przeczuwają zagrożenie dla swej wiary i dalszego uporządkowanego życia według przepisów Prawa. Działanie Jezusa uznali za nieodpowiedzialne i graniczące z szaleństwem.

Mieszkańcy Nazaretu nie przynoszą do Jezusa swoich chorych, jak to było w innych miastach. Nie przychodzą z pytaniami, lecz z zarzutami, oskarżeniami, niepokojem zmierzającym do wyeliminowania Go ze swojej społeczności. Jego krewni przyłączają się do uczonych w Piśmie i kapłanów, zarzucając Mu bluźnierstwo. W oczach tych, których znał, z którymi żył przez trzydzieści lat nie jest Zbawicielem, lecz zwodzicielem.

ks. Józef Pierzchalski SAC
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter