/pixabay/
XXVII Niedziela zwykła, 3.10.2021.
(Rdz 2, 18-24; Hbr 2, 9-11; Mk 10, 2-16)
Jednym ze znaków czasu współczesnego świata jest to, że człowiek w nim żyjący ucieka przed decyzjami wiążącymi go na całe życie. Boimy się takich decyzji niedowierzając samym sobie, że jesteśmy do nich zdolni. Wolimy zostawić sobie furtkę, przez którą, w sytuacji kryzysowej, będzie można uciec. Wiąże się to z ogólną tendencją do relatywizacji prawdy i dobra.
Dzisiejsze czytania koncentrują się na małżeństwie. Jako sakrament, małżeństwo jest obrazem relacji Boga do człowieka, relacji miłości. Relacja ta jest absolutnie bezwarunkowa i bezkompromisowa. Stąd tak radykalne podejście Pana Jezusa do małżeństwa, do jego trwałości i nierozerwalności. Jakiekolwiek bowiem odstępstwo od takiego rozumienia małżeństwa, podejmowanie prób jego relatywizacji, jest zawsze niszczeniem obrazu miłości Boga do człowieka, jaki powinno w sobie zawierać.
Nieprzypadkowo dzisiejsza Ewangelia kończy się, jakby oderwanym od całości, epizodem pochwały Pana Jezusa skierowanej ku dziecku. Dziecko bowiem w swym myśleniu jest bardzo klarowne, nie potrafi jeszcze uciekać w relatywizm. Może więc, dbając o uczciwość wobec Boga i samych siebie, powinno być w nas więcej dziecięcej jednoznaczności niż relatywizmu i więcej umiejętności nazywania rzeczy po imieniu: dobra - dobrem, a zła - złem.
Andrzej Kozubski, ks.