/pixabay/

Czy trzeba dzisiaj po najkrwawszym z wieków (dwudzieste stulecie), po obrazach jakie Gułag i Auschwitz zostawił po sobie i wycisnął w ludzkiej wyobraźni, przekonywać kogo, że człowiek jest nic? A stulecie obecne czy nauczyło się czego od swojego okrutnego poprzednika? Dziesiątki tysięcy przeganianych istot ludzkich z jednego kąta globu w inny, pod granicą polską wschodnią koczujące tabuny ludzkie manipulowane przez despotę krwawego Łukaszenkę i krwawszego jeszcze Putina, czy nie potwierdzają tej przerażającej konstatacji, że człowiek jest nicość i zero? Czyż epoka, która wszystkie dane po temu mając, by ulżyć człowiekowi, by go w trudach życia wesprzeć, stworzyła miast tego zjawisko przerażające ludzi – śmieci, ludzkich zbędnych odpadów, sama siebie nie skazuje na nicość i zagładę?

Biorę te słowa z listu pisanego przez Norwida do Konstancji Górskiej w roku 1862, kiedy jeszcze nikt nie przeczuwał, do czego tak naprawdę zdolny jest człowiek. Norwid zamożnej szlachciance osiadłej na stałe w Paryżu, dobrej swojej znajomej, pokłon czyni, jako że wierzyć mu kazała, iż człowiek jest nicość. Ale mimo tej konstatacji właśnie, jej milcząco przecząc, dobitnie podkreśla, że kroczyć trzeba miast ulicami (choćby i samego Paryża) ostrożnie,  bo pod kamieniami ludzka krew płynie szerokim czerwonym strumieniem. Może się mylili ci co ją przelewali, „ale wylewali tę krew ze wszystkich żył swoich na to, aby ci, co po ich śmierciach żyć będą, byli swobodniejsi i wyżsi, i szczęśliwsi”.

Czy za nicość płaci się taką nie do wyliczenia cenę? Czy to nicość woła o krew, o cały ocean poświęcenia? Snuje poeta swoje krwawe wspomnienia, okrutnie obrazowo i plastycznie je szkicując. Oto pod Solferino, małą wsią w północnych Włoszech znaną z krwawej bitwy z roku 1859 „skonało na placu pięćdziesiąt tysięcy serc ludzkich i w boleściach wielkich wyciągnęło się umierając – wnętrzności ich włóczyły się po zmieni – słońce świeciło – zgnilizna się szerzyła – psy lizały ciała poległych. Byli to ludzie, których matki i siostry kochały, a którzy padli konając  na to, aby ci, [co] po ich śmierciach żyć będą, byli wyżsi i szczęśliwsi”. Nicości się przecie nie kocha, kochając nawet tych, których jeszcze nie ma, a którzy już jaśnieją taką wartością, że krew się za nich i o nich wylewa. Potem poeta – sztukmistrz przywołuje na pamięć poległych w dwóch krwawych bitwach w Ameryce Północnej, gdzie walczyły Stany północne przeciwko Stanom południowym. Choć zawyżoną liczbę poległych podaje, podkreśla: „[...] ośmdziesiąt tysięcy trupów w jednym dniu na placu roztoczyło wnętrzności swoje czerwone krwią wylaną na to, aby ci, co po ich śmierciach żyć będą, byli troszkę wyżsi i szczęśliwsi”. Nie tylko współcześni promienieją wartością niezbywalną, ale i z przyszłości się wyłaniający motywują i prowokują działania ekstremalne teraźniejszych. Jest li człowiek nicością i zerem?

Potem rośnie człowiek w myśli Norwida, potężnieje już nie tylko ludzkimi potencjami, kiedy wieści zdarzenie następujące: „Za parę dni w Rzymie zbiorą się biskupi, aby imiona ludzi, których pomęczono w Japonii, postawić na ołtarzach, gdzie się stawia Sakrament, i w dymie kadzideł wielbić na wieki”. Oto człowiek wpromieniowany zostaje krwią przelaną w Boga, utrwalony w Nim na wieki. Czy Bóg nicość potęguje na wieczność, czy o jej trwanie zabiega?

Mimo jednak galerii całej krwawych i potwornych ekscesów, które świadectwem krzyczącym są najbardziej w głąb jestestwa ludzkiego wpisanego poczucia o niezbywalnej wartości człowieczeństwa, poeta trzeźwo wyjawia, iż tajemnica cała postępu ludzkiego na tym polega, aby poprzez wcielanie dobra i rozjaśnianie prawd, uniepotrzebniało się męczeństwo na ziemi. Człowiek rośnie na olbrzyma w przyjaznym sobie i dobrym świecie, z Bogiem w komunię coraz większą wkraczając, pozwalając Bogu siebie przygarnąć. Pisze autor Promethidiona: „Parę tygodni temu, na dzień świąt wielkanocnych, sto kilkadziesiąt milionów ludzi na świecie przyjęło Boga we wnętrzności swe, sercem i językiem”. To exemplum najmocniej kontrastuje z przeświadczeniem, że człowiek jest nicość.

Żeby człowieka spotwarzyć i zdewastować, trzeba długo i starannie pielęgnować w sobie przeświadczenie owo, że człowiek nic jest i zero. I znowu głęboka intuicja genialnego poety przychodzi nam w sukurs. W poemacie niezwykłym Rzecz o wolności słowa:

Nie inaczej z Człowiekiem: gdy nań kto poziera,
J a k  o n  j e s t, i purpurę mu królewską zdziera,
Oglądając go lichym od stopy do powiek,
Jak pyłu garść rwanego wiatrem...
...cóż... tam... człowiek?!

Trzeba człowieka sprowadzić do ścięgien, kości, mięsa, molekuł, systemu nerwowego, aby „nic” w nim widzieć, aby uczynić z niego igraszkę polityki, ekonomii, cybernetyki, reklamy i czego tam jeszcze. Gdy jednak tak się czyni, pozwala się tym samym, aby sens wyparował ze wszystkiego. Co zatem? Pozwolić trzeba, by rozbłysnął człowiek człowieczeństwem swoim, by mógł zadziwić niezwykłością swoją... pozwolić być... . Pisze Norwid:

Ale pył ów, odniesion harmonii stworzenia,
Kiedy atomem swoim w gwiazdę się zamienia,
I wielka rzecz stąd rośnie: co godzina, co wiek
Co Era – to mówimy wtedy:
...oto Człowiek!

Żeby słowo „człowiek” pisanym było z litery wielkiej, trzeba je wpisać w moc od niego większą tysiąckroć, ale moc, która go umocni, nie zaś przerazi i stłamsi. Piszę te słowa u progu Wielkiego Postu, czasu, w który wciela się prawda o Bogu umierającym za Człowieka i przez Człowieka. Przez człowieka idzie umieranie Boga, przez człowieka wieje i wybłyska Bóg. Raz jeszcze oddajmy głos niezrównanemu Norwidowi:

Tak Ludzkość, bez Boskości, sama siebie zdradza,
Aż dopiero gdy w eter opłynie niebieski,
Powraca jej majestat i szkarłat królewski, [...]
                                                                                                          
Ks. Leszek Łysień

           

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter