/pixabay/

V Niedziela Wielkanocna, 15.05.2022 r.
(Dz 14, 21b-27; Ap 21, 1-5a; J 13, 31-33a. 34-35)

Im bliżej wniebowstąpienia, tym bardziej – możemy tak założyć – to co Pan Jezus mówi dotyczy najważniejszych spraw, staje się dosłownie Jego testamentem dla nas. Dzisiaj daje nam zapewnienie, że z chwilą Jego odejścia do Ojca nic się nie skończy, wręcz przeciwnie, odchodzi po to, żeby przygotować nam dalsze życie, nieporównywalne w żadnej mierze z życiem doczesnym. Co więcej, tak naprawdę w ogóle nas nie opuszcza, ale pozostaje na zawsze w założonym przez siebie Kościele. Kościół staje się dzisiejszym sposobem życia Syna Bożego, który jak słyszeliśmy w zeszłym tygodniu, jest bramą, przez którą do tego nowego życia się wchodzi. Chodzi o Kościół rozumiany jako Ciało Chrystusa, czyli o nas w przeróżny sposób przyporządkowanych do Jezusa. Ciało Chrystusa to żywy organizm funkcjonujący w czasie, a więc podlegający zmianom. To właśnie przez zmianę definiuje się czas.

Pan Jezus zapowiadając, że Jego uczniowie będą dokonywać większych dzieł niż On sam, te zmiany sankcjonuje. Powierzone Mu dzieło wcale nie zostało ukończone, ale przeciwnie, jest w nieustannym rozwoju. Każdy zaś rozwój rządzi się podobnymi prawami: koniecznością porzucenia obowiązującego dotychczas sposobu myślenia, brania pod uwagę osiągnięć innych ludzi i dyscyplin, liczeniem się z nową mentalnością będącą rezultatem wielu czynników. To zabiegi nieraz bolesne, bo wymagające od człowieka odejścia od wygodnych przyzwyczajeń i schematów zwalniających często z odpowiedzialności. A jednak konieczne, aby nie stać się zawadą – jak kiedyś Piotr – na drogach Bożej nieograniczoności.

Pan Jezus w dzisiejszej rozmowie z uczniami wskazuje na miłość jako na znak rozpoznawczy chrześcijan. Nazywa ją nowym przykazaniem. O tej nowości świadczyć zdaje się wysokość na jakiej stawia poprzeczkę swoim naśladowcom. Otóż najwyższym stopniem miłości jest miłość nieprzyjaciół. To coś absolutnie nowego. Przez wieki dziejów Starego Testamentu obowiązywała co najwyżej zasada „oko za oko, ząb za ząb”; Pan Jezus tę zasadę zastępuje powinnością otwarcia się na tych, którzy nam źle czynią. Czasy, które przeżywamy są trudnym egzaminem z tego najważniejszego przykazania. Stawiają nas wprost przed tymi, którzy nam źle czynią. Czy w tej sytuacji rzeczywiście jestem chrześcijaninem?

Andrzej Kozubski, ks.
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter