/pixabay/

 
Miłośnicy egalitaryzmu (ideologii głoszącej bezwzględną równość wszystkich ludzi) mogliby poczuć się bardzo zadomowieni w Ewangelii przepisanej na dzisiejszą niedzielę. Czyż Chrystus nie dyscyplinuje upojonych własną wyższością i nie każe im stanąć w szeregu razem z wszystkimi innymi? Masz draniu za swoje. Chciałeś piąć się w górę, tymczasem miejsce twoje jest jak wszystkich innych w równym szeregu. Na sztandarach wielkiej rewolucji francuskiej wypisano hasło równość. Może ono najbardziej fascynowało. Przy ogromnych nierównościach społecznych, sztywnej i potęgującej się stratyfikacji społecznej hasło zrównania wszystkich musiało porywać. Oto król będzie równy praczce, arystokrata chłopu, szlachcic żebrakowi etc. Można będzie wyrównać krzywdy, szewc będzie mógł (nie ponosząc żadnych konsekwencji) napluć ministrowi skarbu w twarz, zdzielić do batem. Praczka pozbawić życia hrabinę, która ją nieludzko spotwarzała, traktując jak narzędzie. Oto nadchodzi bezgraniczna kraina szczęśliwości, odpłaty, wyrównania rachunków, równości zbawiennej.

Posłuchajmy fragmentu tekstu F. Nietzschego o niespotykanej sile rażenia, i przenikliwości godnej proroka. Pisze myśliciel o stanie świata po śmierci Boga: „Gdzie się Bóg podział? – zawołał – Powiem wam! Zabiliśmy go – wy i ja! Wszyscy jesteśmy jego zabójcami! Lecz jakżesz to uczyniliśmy? Jakżesz zdołaliśmy wypić morze? Kto dał nam gąbkę, by zetrzeć cały widnokrąg? Cóż uczyniliśmy, odpętując ziemię od jej słońca? Dokąd zdąża teraz? Dokąd my zdążamy? Precz od wszystkich słońc? Nie spadamyż ustawicznie? I w tył i w bok, i w przód we wszystkich kierunkach. Jestże jeszcze jakieś na dole i w górze? Czyż nie błądzimy jakby w nieskończonej nicości?”. Oto umarł Bóg. Nikt już w Niego nie wierzy. Wszystko stało się takie samo. Zbrodnia równa jest świętości. Któż oceni, że tak nie jest. Podłość nie różni się od szlachetności. A raczej wszystko, co podłe jest szlachetne, zaś wszystko co szlachetne podłe jest. Dobro w zło przechodzi, zło w dobro. A właściwie ani dobra ani zła nie ma. Nie ma już żadnego na górze i na dole. To jest kwintesencja śmierci Boga. Przestrzeń stała się homogeniczna – jednorodna. Któraś z postaci powieściowych Dostojewskiego zapytuje: jeśli nie ma Boga, to jak ja jestem kapitanem? W świecie bez Boga, tym co nas różnicuje jest tylko siła fizyczna. 

Czy takie zrównanie wszystkiego głosi Chrystus? Przecież zachowane zostaje miejsce pierwsze i ostatnie, zatem kolejność rangi, zatem ktoś jest wyżej, ktoś niżej. Więcej jest warta świętość niż zbrodnia, więcej miłość niż nienawiść. Czyż bez uporządkowanego wedle stopnia ważności świata żyć można po ludzku. Max Scheler, niemiecki myśliciel odsłonił wartości, które są uporządkowane hierarchicznie. Jedna wartość na tej drabinie wartości jest niżej, inna wyżej. Te niższe stanowią podstawę, oparcie dla tych wyższych, ale wyższe nadają sens niższym. Wartości biologiczne (np. życia, zdrowia, kondycji fizycznej) są niżej niż wartości etyczne (dobra, szlachetności, wielkoduszności, sprawiedliwości). Bez życia nie ma dobra. Ale to dobro nadaje sens życiu. Jedno i drugie jest ważne, ale jedno ważniejsze od drugiego. Wszystko wedle góry i dołu czytane jest. Byle tylko góra nie chciała stawać się dołem, zaś dół górą. Byle wartości biologiczne nie chciały zastąpić wartości etycznych. Zdrowie ważniejsze niż szczerość, uczciwość, szlachetność. Stoczymy się wówczas w prymitywizm zwierzęcy.

Ważna jest równość tylko w jednym wymiarze: równości wobec prawa. Tutaj przywileje na nic się nie zdadzą. Jak zbrodnię popełnił senator, musi być sądzony ukarany tak samo, jak menel pierwszy lepszy spod budki z piwem, który taką samą zbrodnię popełnił. Ale wiemy, że właśnie tutaj mamy najczęściej do czynienia z równymi i równiejszymi. Okazuje się zatem, że ludzie w takim samym stopniu pragną równości, co nierówności, a zależne jest to od tego, co korzyść komu przynieść może. Jeżeli Bóg stoi na straży nierówności, to trzeba uciskać słabszych, bezbronnych, wedle społecznych stanowień stojących niżej czy to z racji urodzenia, czy statusu majątkowego, sprytu, przemyślności. Tak czy inaczej słychać będzie jęki i płacz uciśnionych. Ale jeżeli Bóg stoi na straży równości, wówczas muszą spaść głowy, które podniosły się za wysoko, które pychą chciały się wynieść nad miarę ponad przeciętność, nijakość i pospolitość. Gorzka ironia pobrzmiewa z Myśli nieuczesanych Leca: „Ci, co przerośli epokę, chodzą często ze spuszczoną głową”, bądź: „Kto nie mieści się w szufladce, niech sobie szykuje trumnę”. Tutaj już musi się lać krew strumieniami, jak za czasów wszystkich rewolucji.

Sięgnijmy jeszcze raz po Dostojewskiego z powieści Biesy. Jest tam postać powieściowa o nazwisku Szigalew. Jest to człowiek pogrążony w jakimś obłędzie umysłowym, jest fanatykiem równości i niewolnictwa na skalę niespotykaną. To postać najbardziej chyba przerażająca w wizyjnych kreacjach pisarza. Może to przeczucie upiornego Lenina. Nie wiemy. Początek planów i zamierzeń stanowi anarchia absolutna. „Zaczynam od nieograniczonej wolności, lecz kończę na nieograniczonym despotyzmie”. Znowu znajdujemy się w świecie bez Boga. Nie ma dołu ani góry. Jest masa ludzka, tłocząca się jak robactwo, pożerająca się bezwzględnie. Posłuchajmy zatem: „U niego każdy człowiek społeczeństwa pilnuje drugiego i ma obowiązek denuncjować go. Każdy należy do wszystkich, wszyscy do każdego. Wszyscy są niewolnikami równymi w niewolnictwie. W wyjątkowych wypadkach – oszczerstwo i zabójstwo. Lecz zawsze równość. Zaczyna się od zniżenia poziomu wykształcenia, wiedzy, talentów. [...] Żądza wiedzy jest żądzą arystokratyczną. Byle rodzina, byle miłość – a już rodzi się pragnienie własności. Zabijemy to pragnienie! Puścimy w obieg pijaństwo, oszczerstwo, denuncjację! Puścimy niesłychaną rozpustę! Każdego geniusza zgasimy dzieckiem. Wszystko pod jeden strychulec. Równość całkowita”. Tekst i zamysł w tekst wpisany przerażający. W świecie równości i narzucającym równość jest przemoc, jest zakłamanie, jest nieludzkie pomieszanie wszystkiego, jest diaboliczny zamęt.

Chrystus otwarcie stoi za nierównością jako źródłem bogactwa. Nie chodzi o utrwalanie i stabilizowanie hierarchii sztucznych, tłamszenie jednych przez drugich, wdziewanie szat różnicujących, ale wzajemne bogacenie i dopełnianie się ludzi, którzy różne stopnie drabiny pomieszkują. Ci, co stoją niżej na szczeblach drabiny społecznej, nie są mniej warci, ale co innego widzą, zaś treścią tego widzenia mogą informować i doskonalić tych, co stoją wyżej, zaś ci z wzajemnością to samo czynić. Oto sens nierówności, oto logika świata, w którym jest jakieś wyżej i niżej wedle Ewangelii.
 
Ks. Leszek Łysień
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter