fot. pixabay

Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, powiedział: "Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony". Zapytali Go: "Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?" Jezus odpowiedział: "Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: "Ja jestem" oraz: "Nadszedł czas". Nie chodźcie za nimi! I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec". Wtedy mówił do nich: "Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie.


Trzeba mieć głęboką wiarę, żeby wytrwać przy Bogu, podczas doświadczeń. Ale doświadczenia, które bolą już były i teraz, w tej czy innej formie, nadal są obecne w naszym życiu. Pewne sprawy zawaliły się, a inne, być może, są w trakcie burzenia. Wszystko przemija. Czasem to bardzo boli. Trudno określić do końca - dlaczego? Choć przyczyny takiego stanu rzeczy można ująć w słowa.

Przypomnijmy sobie, jak nas oszukano. Pewne wydarzenia sprawiły, że odsunęliśmy się od pewnych osób, wspólnot, dotychczasowych przyjaciół. Ewangelia mówi o trzęsieniach ziemi, wojnach i przewrotach. To się dokonuje w nas i wokół, lecz w innym wymiarze. Wiele spraw traci na znaczeniu w naszych oczach. Uświadamiamy sobie, oczywiście po jakimś czasie, że to, co bolało, nie było dla mojego zniszczenia, czy rozpaczy, lecz dla umocnienia na czas, w którym szczególnie potrzebna będzie wytrwałość w dobrym.

Gdy patrzymy, jak na naszych małych podwórkach życia pewne osoby zwalczają się, rzucają ostrymi słowami, mającymi coraz większą moc rażenia niż kula z karabinu - może poważnie osłabną w nas wiara. Po co to wszystko? Dlaczego ktoś robi wszystko, aby dokopać drugiemu? Wiele jeszcze z katalogu, jakby dotychczas nienaruszalnego naszych poglądów, może ulec różnym przewrotom. Czego się zatem trzymać? Co może dać poczucie większej lub mniejszej, koniecznej stabilizacji, która jest tak ważna, jak zaufanie? Jezus mówi: "Ja jestem". To jest nasza stabilizacja.

Czego oczekuje od nas Chrystus? Byśmy potraktowali każdą przykrość, upokorzenie, zniesławienie, brak zainteresowania ze strony innych moją biedą, za wezwanie do męstwa. W takim niekorzystnym splocie sytuacji, o których była mowa, jest mój czas na świadectwo. Ależ, przecież jestem słaby. Dlatego umożliwiam Bogu, by objawił we mnie i przeze mnie, swoją moc. Nie umiem być: mądrym, pokornym, cierpliwym, czystym, modlącym się pośród rozproszeń. Jezus potrafi i prowadzi. Doświadczając własnych ograniczeń, wchodzimy w doświadczenie Boga, który je w nas przekracza.

Umiejętność radzenia sobie w życiu, nie opiera się wyłącznie na ludzkiej inteligencji, czy wrodzonym sprycie, lub znajomościach, które mogą mnie na czas jakiś, w sposób iluzoryczny podbudowywać, przy faktycznym braku doświadczania osobistej wartości przed Bogiem. Umiejętność życia sprowadza się do życia w wewnętrznym przeświadczeniu: "Pan jest moim obrońcą". Nie trzeba kalkulować, jak należy się bronić. Bóg myśli o mnie i daje mi moc wymowy i mądrość słowa. Jeszcze jedno wydaje się być ważne: ci, którzy byli przyjaciółmi, mogą się od nas odwrócić. Ci, którym powierzaliśmy tajemnice naszych zranień, rozniosą je do innych, jak czyni to brukowiec, rozpisując się o ludzkich nieszczęściach. Nie pomogą w pewnych sytuacjach ani więzy krwi, ani duchowe, ideowe powiązania. Skąd wziąć siłę do wytrwania w dobrym? Jezus mówi: "Ja jestem". Trzeba zająć się Nim z taką troską, z jaką dotychczas dbałem o moich przyjaciół, znajomych. Potem przyjdzie czas, że powrócimy do nich, ale już z Panem.

ks. Józef Pierzchalski SAC

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter