Starość - tam idziesz
- Szczegóły
- B.Stelmach-Kubaszczyk
- Popychani, potrącani, wypychani, wykpiwani, lekceważeni idą chyłkiem pod murem ze swoimi siatkami, torbami, w starych płaszczach, w wypłowiałych sukienkach, w rozdartych butach. Zgarbieni, posiwiali, pomarszczeni, z laskami i bez lasek, zalatujący naftaliną. Jeszcze czasem chcą zabrać głos. Wtedy snują jakieś opowiadania o starych czasach, o jakichś swoich bohaterstwach albo przynajmniej o bohaterstwach swojego pokolenia, ale szybko przycichają, bo widzą, że to nic już nikogo nie obchodzi. Starzy ludzie – probierz naszej miłości. Sprawdzian, czy jesteś chrześcijaninem, czy jesteś człowiekiem… - zaglądam do książki i od razu zauważam tekst, który nie tylko przykuwa moją uwagę, ale i skłania do szybkiej refleksji. Szybkiej… bo w tym zabieganym świecie nie ma miejsca na dłuższą chwilę zamyślenia. Wertuję więc w pośpiechu kartki na których ks. Mieczysław Maliński zawarł tyle życiowych prawd i dostrzegam zdanie, które z pewnością znajdzie się w podsumowaniu felietonu, któremu nadałam imię „Starość - tam idziesz”.
Idealnie byłoby, gdyby nasz ukochany rodzic mógł spędzić życie, do ostatniej jego chwili we własnym domu, otoczony miłością i troską najbliższych mu osób. Uśmiechnięty, spełniony, ciągle pełen pasji i zaradny, jak wtedy, gdy dla dzieci na dwa etaty pracował. Świat nie jest jednak idealnym, a starość – ta z plakatów i folderów – niestety z rzeczywistą starością niewiele ma wspólnego. Uśmiechnięta i zadowolona starsza pani, która patrzy na nas z opakowania pielucho-majtek lub starszy, wysportowany mężczyzna zachęcający do łykania tabletek wspomagających pracę serca, to wizerunek seniora, który – jeśli już myślimy o starości – mija się z realnym życiem szerokim łukiem.
Jak wygląda przeciętna starość?
Ma siwe włosy, kłopoty z pamięcią, pajęczynę zmarszczek na twarzy, drżące dłonie, pochylone plecy… Czasami niedowidzi, czasami niedosłyszy… Jej dni podobne są do siebie. Często samotna, w dużym mieszkaniu czeka na kogoś, kto nie przyjdzie. Nie budzi już szacunku, a raczej staje się udręką dla młodych. W autobusie nikt jej nie chce zauważać, od jej nieporadności odsuwa się ludzki wzrok… choć przecież jeszcze wczoraj piekła najlepsze pączki i szale robiła dla wszystkich.
Nie neguję, być może starość, jak z reklamy się zdarza, ja jednak częściej dostrzegam starość zatroskaną o jutro. Zatroskaną o to, czy wystarczy pieniędzy na wykupienie lekarstw… czy syn lub córka przyjadą w odwiedziny… czy będzie miał kto zawieź do lekarza, albo zrobi zakupy, gdy śnieg zasypie chodniki… Widzę starość zmęczoną, w przyniszczonych butach, z firanami w oknach, które zerwały się z żabek i wiszą. Widzę starość w której milkną telefony, urywają się przyjaźnie. Gdzie obcych ludzi prosi się o rozmowę. Widzę starość, która się potyka i ukradkiem płacze. Widzę starość, która szuka sposobu, żeby wcześniej umrzeć… która niedojada, gubi klucze, zapomina twarzy dzieci. Widzę starość okrutnie samotną. Niewyobrażalnie samotną. I widzę ludzi – obojętnych na samotność i obojętnych na starość, jak gdyby ona zdarzała się tylko nielicznym. Tylko tym, co źle żyli. Nie kochali.
Odsunęliśmy tę naszą starość na bok. Odepchnęliśmy od siebie, jak gdyby nigdy miała nie nadejść. Teraz jesteśmy młodzi, teraz żyjemy, teraz świat nas bawi. Świat pełen jest możliwości, a my te możliwości chcemy z niego wycisnąć niczym cytrynę. I ciśniemy… i gnamy, i gonimy, i zdobywamy, i kolekcjonujemy, i zapominamy… że też będziemy kiedyś tym staruszkiem w autobusie, trzymającym się kurczowo uchwytu, żeby nie upaść twarzą na podłogę… że też kiedyś ktoś będzie z telefonem przy uchu udawał, że nie widzi tych zaciśniętych dłoni, tych zmęczonych nóg, tych zgarbionych od życia pleców. … Że też kiedyś poczujemy się jak ryba wyrzucona na brzeg…
Trudno sobie wyobrazić własną starość, szczególnie kiedy ma się naście lat. Trudno kiedy ma się dwadzieścia, trzydzieści i więcej… ale czy tego chcemy czy nie – ona kiedyś nadejdzie. Wkradnie się po cichu w nasze codzienne życie. Da znać o sobie szybciej niż myślisz. Zaboli w kościach, które jeszcze wczoraj były młode. Przerzedzi bujną czuprynę, rozsypie plam po rękach. Założy na nos za ciężkie okulary, rozleje gorącą herbatę. Usiądzie przy oknie i westchnie - życie to chwila.
Dzisiaj starość jest codziennością kogoś innego, jutro będzie twoją. Dlatego o jedno cię proszę, słowami ks. Mieczysława Malińskiego – „Nie gardź ludźmi starymi. To twoja podobizna, twój kształt, ku któremu idziesz. Obyś go przyjął z jak największą godnością”.
Barbara Stelmach-Kubaszczyk