/W Cieszynie przy ul. Bobreckiej spełniają się marzenia Sabiny i Piotra/


Kiedyś robiły je nasze mamy i babcie. Wystarczyło kilka chwil i kilka składników, by zwykłą z pozoru rzecz zamienić w niezapomniany smak dzieciństwa.


Pamiętacie - ileż to razy zapieczona w towarzystwie pieczarek i żółtego sera – bułka, okraszona porządnie ketchupem przywracała na dziecięcej twarzy uśmiech i wprawiała w dobry humor? Jeśli tak to znaczy, że dorastaliście w świecie, w którym życie toczyło się na podwórku, a centrum towarzyskiego spotkania był osiedlowy trzepak. Dziewczynki uwielbiały grać w gumę, a chłopcy w kapsle. Zbierało się puste puszki po napojach, opakowania po papierosach i historyjki obrazkowe, które znajdowały się w gumach Donald.

Ci, którzy nie znają smaku domowych zapiekanek mogą go jednak w Cieszynie odnaleźć. Hit dawnych czasów, fast food lat 70 i 80-tych powrócił za sprawą osób, których marzeniem było dzielić się z innymi wspomnieniem dzieciństwa. Tym zaś, którzy go pamiętają - przypomnieć szczęśliwe chwile. Skłonić do wspomnień, do chwili zadumy, rozmowy…, bo jak mówią właściciele Sabina i Piotr Słowik: „ZAPIE-KANA” przede wszystkim ma być miejscem spotkania. Miejscem, które zbliża, otwiera na drugiego człowieka.

- Nazwa miejsca, w którym dziś serwujemy domowe zapiekanki nie jest przypadkowa. Zależy nam na tym, by wszyscy, którzy nas odwiedzają czuli się tu dobrze… by spotkania z ludźmi napełniały ich radością, być może zmieniały coś w ich sercach. W końcu Kana Galilejska to miasteczko, w którym Jezus dokonał pierwszego cudu, przemieniając na weselu wodę w wino. Tutaj też uzdrowił człowieka – mówi Sabina Słowik, podkreślając, że „ZAPIE-KANA” to nie tylko spełnienie ich marzeń, o które usilnie zabiegali już od wielu lat, ale przede wszystkim dar Pana Boga. – Bez Niego nie udałoby się zrealizować żadnego z naszych zamierzeń. Bez Niego nie odnaleźlibyśmy w sobie odwagi, by jedyne pieniądze jakie posiadaliśmy (z odszkodowania męża za wypadek przy pracy) zainwestować w działalność.

Z pomocą przyszło wiele osób. – Jedni wspierali słowem, inni modlitwą. Nigdy nie zabrakło wokół nas dobrych ludzi, którzy wierzyli w nas i nasze marzenia – podkreśla Pani Sabina, dodając – Nie wszystko, co sobie zaplanowaliśmy szło po naszej myśli. Wiele razy pod nasze nogi spadały kłody, które wydawało się wtedy, były nie do pokonania. Pojawiały się też łzy i ludzka niemoc, która prosiła „Boże teraz Ty się tym zajmij, bo mi już brakuje siły”. I tak z Bożą pomocą rozplątywały się supełki naszego marzenia, bo Bóg nigdy nie pozostawił nas samych sobie. Krok po kroku i dzień po dniu wspólnie dotarliśmy do miejsca, w którym jesteśmy dzisiaj i w które włożyliśmy wiele serca.

I to serce widać tu na każdym kroku. Widać też kobiecą rękę Pani Sabiny i czuć swojski smak jej zapiekanek, które kiedyś również serwowała moja mama.



Gorące, pachnące, prosto z pieca… Nasza ulubiona to „Letnia Biesiada” – mówią siedzący przy stoliku młodzi ludzie. Faworytów jednak jest wielu. Jedni przychodzą tu na „Smak Dzieciństwa”, inni na „Beskidzką” lub „Serową Biesiadę”, jeszcze inni cenią zapiekankę „Szefa”.

Cieszę się, że takie miejsce powstało w Cieszynie. Cieszę się, że jego właściciele budzą wspomnienia u tych, którzy jadali je w rodzinnym domu. U tych zaś, którzy próbują ich po raz pierwszy wywołują na twarzy błogi uśmiech i zapisują w pamięci nowe wspomnienia młodych lat.

- Z radością ogłaszam, że warto mieć marzenia… marzenia, które z Bożym błogosławieństwem stają się realne... – śmieje się Pani Sabina.



/fot. www.facebook.com/
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter