Gromnicę – zastąpiła karta zgonu, różaniec w dłoni wyparty został przez identyfikator z peselem. Chłodnia – stała się izbą bez żałobników, za to z aparaturą do stałego pomiaru temperatury. Śmierć oddziela się parawanem od reszty świata. Zegary w domach wybijają kolejne godziny. 

Dawniej…

Umierającemu człowiekowi towarzyszyły modlitwy o dobrą śmierć, kierowane do świętej Barbary. Wraz z ostatnim tchnieniem gaszono gromnicę i zatrzymywano zegar. Zasłaniano lustra, okna i szklane przedmioty. Odmawiano modlitwy w intencji zmarłego, zamykano powieki jego oczu, otwarte usta podwiązywano. Rodzina lub osoba z sąsiedztwa myła i ubierała ciało zmarłego, czesała włosy. Zmarłą zajmowała się kobieta, a zmarłym mężczyzna. W trakcie ubierania do zmarłego mówiono delikatnie i czule po imieniu, wierząc że ułatwia to ubieranie i ciało staje się bardziej podatne.

Strój zmarłego był odświętny, ludzi starszych ubierana na ciemno, nie zapominano o butach, gdyż wierzono, że zmarły nie może wejść boso do nieba. Młodej osobie ubierano strój jak do ślubu, chcąc zrekompensować jej przedwczesną, nagłą śmierć. Małe dzieci ubierano na biało. Ręce zmarłego składano do modlitwy. Dłonie oplatano różańcem.

Trumna stawała na środku izby. Układano ją „na marach”. Oprócz różańca do trumny dawano książeczkę do nabożeństwa. Niekiedy zakładano zmarłemu medalik z wizerunkiem Matki Boskiej czy Serca Jezusa. W rodzinach śląskich wiele uwagi poświęcano przedmiotom osobistego użytku. Do trumny wkładano również rzeczy, które zmarły używał za życia – okulary, laskę, fajkę. Nie zapominano o drobnej monecie. Dawniej dawano do trumny kawałek chleba i buteleczkę z wodą święconą.

Kościelny dzwon obwieszczał śmierć jednego z jego członków. Bijąc trzy razy z krótkimi przerwami wywoływał chwilę zadumy nad zmarłym i łączność z nim w modlitwie. Do dnia pogrzebu ciało zmarłego znajdowało się w domu. W tym czasie nie wykonywano prac w gospodarstwie i niektórych czynności w domu.

Jeśli człowiek umierał w szpitalu jego ciało zabierano do domu. Przy trumnie układano kwiaty, ustawiano krzyż, naczynie z wodą święconą i kropidłem, przygotowywano miejsce dla księdza, palono świece. W domu panowała cisza i nastrój powagi. Trwało czuwanie domowników i najbliższej rodziny przy zmarłym. Warto podkreślić, że śmierć w tym czasie angażowała całą społeczność lokalną. Dom odwiedzali sąsiedzi, przyjaciele, osoby z zakładu pracy zmarłego. W dzień pogrzebu, każdy kto tego chciał mógł odpowiednim gestem pożegnać zmarłego. Oficjalny akt ceremonii pogrzebowej rozpoczynało przybycie księdza.

Obecnie...

Dzisiaj w pogoni za życiem, na śmierć nie mamy czasu. A kiedy już przychodzi staje się bardziej anonimowa, bardziej obca, bardziej samotna… choć przecież to śmierć osoby, którą kochaliśmy całym sercem. Umierają znajomi, sąsiedzi, koledzy z pracy… czytamy powieszoną w gablocie klepsydrę, wzdychamy głośno „że taki młody”, „że szkoda” i gnamy każdy w swoją stronę. 

-  W rodzinie wielopokoleniowej, w której się wychowałem śmierć była częścią życia. Zawsze towarzyszyła jej troska o zmarłego, która scalała naszą lokalną społeczność. Dzisiaj… nie znam nawet moich sąsiadów – mówi z żalem pan Tomasz -Teraźniejszy świat nie chce dopuścić do tego, by śmierć „z butami” wchodziła w nasze życie. Nie powinna nam zakłócać pór dnia i nocy. Śmierć bliskich nam osób zepchnęliśmy na innych. Dbanie o zmarłego stało się usługą, zleceniem… Kiedy przychodzi angażuje obcych w swoją tajemnicę. 


Barbara Stelmach-Kubaszczyk

/Pomocą w opracowaniu były: Ludowe zwyczaje, obrzędy i pieśni pogrzebowe na Górnym Śląsku - K. Turek/

 

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter