pixabay.com/pl


„Jestem do niczego”, „Nie dam rady”, „Nie nadaję się”, „Nie umiem”, „Boję się”. Takie komunikaty można często usłyszeć. Zresztą sama często obrzucam się podobnymi stwierdzeniami i chyba nawet jestem w tym dobra. Czasami myślimy, że pokora to taka skromność i brak wiary w siebie. Tyle, że ta samokrytyka chyba nie ma nic wspólnego z pokorą. Często myślimy, że człowiek pokorny to trochę nieudacznik ze spuszczonym wzrokiem, z brakiem talentów, z brakiem wiary w siebie, trochę niewidzialny, trochę przezroczysty.

Brak wiary w siebie i brak poczucia własnej wartości ma oczywiście różne podłoża i jest szerokim problemem na licznych płaszczyznach życia. Przede wszystkim jednak może prowadzić do braku realizacji siebie, do blokady w odkrywaniu i rozwijaniu swoich talentów. Może być przeszkodą do spełnienia marzeń czy odkrycia swojego powołania. Biorąc to pod uwagę raczej nie jest niczym dobrym. Boimy się krytyki, niepowodzenia, negatywnych opinii i cichutko udajemy pokornych.

Dzisiejszy obraz człowieka pewnego siebie i realizującego siebie to taki, który odnajduje się w świecie pełnym szumu, aplauzu, znaczących znajomych. Człowiek pewny siebie ma wysoko uniesioną głowę, szczupłą, zadbaną sylwetkę i wprost proporcjonalnie gruby portfel. Im więcej liter przed nazwiskiem i im więcej zer na koncie tym lepiej. Zapach markowych perfum jest jak balon, który pęka przy dotknięciu małej szpileczki lub aureola tego świata. Brak tych wszystkich czynników rekompensujemy sobie zakupem środków zastępczych w sieciówkach czy na ryneczkach. Ładnie i stylowo ubrani zakładamy protezy pewności siebie. Braki w realizacji marzeń czy pragnień tłumaczymy ubytkami w naszych korzeniach, niedopatrzeniach i błędach wychowawczych, okolicznościach życia, braku środków własnych w inwestycje w marzenia.

Trudno o pewność siebie będąc posiadaczem bogactwa wad, niewykorzystanych talentów, niespełnionych marzeń czy niewykorzystanych szans.

Wizerunek dzisiejszej spełnionej, szczęśliwej osoby nie jest do końca zbieżny z wartościami, które wyznajemy więc oglądamy się na drugą, skrajnie inną postawę. Smutek, jakiś lekko zarysowany uśmiech od czasu do czasu. Trzeba być pokornym więc lepiej od życia brać te „mniej” niż „więcej”. Stajemy się niezauważalni, nieprzystosowani do świata. Czy na pewno o to chodzi? Rezultat jest taki sam. Pycha, próżność i fałszywa pokora nie dadzą nam radości ani dowartościowania. Markowe gadżety, bywanie w głośnych miejscach czy też niechciana do końca dekapitacja ziemskich dóbr nie mogą nikogo podnieść na wyższy poziom poczucia swojej własnej wartości ani na poziom swojego osobistego szczęścia. Prawdziwe poczucie szczęścia, poczucie spełnienia i pewność siebie może dać tylko miłość. Jesteśmy na świecie właśnie z tego powodu, że Ktoś nas bardzo kocha. Jesteśmy wyjątkowi, cenni, indywidualni. Każdy z nas jest Bożym dziełem. Każdy z nas się wyróżnia i każdy ma równie ważną rolę do spełnienia. Bóg nas kocha i dając nam życie dał nam potrzebę bycia szczęśliwymi, to nasze powołanie. Szczęście właśnie.

Wiara w siebie to też wiara w sens naszego życia, który jest znacznie szerszy niż nietrwałość, choćby na wieloletniej gwarancji, bo mimo wszystko nietrwałej. Nie możemy się bać spełnienia marzeń i bać się poczucia szczęścia. Gdyby Zacheusz rozmyślał tylko o tym czy może się wspiąć na drzewo…? Każdy z nas ma jakieś mniejsze lub większe marzenia, dążenia, cele. Trzeba wybrać te największe bez żadnych obaw i wspiąć się na nie jak Zacheusz na sykomorę. Na chwilę znaleźć się ponad tym światem i jego wartościami. Z tej perspektywy zobaczyć Jezusa, który właśnie przechodzi. Jeśli On do nas przyjdzie, a przyjdzie na pewno, to będzie nam błogosławił w naszych pragnieniach i miejscach do których nas posyła. Już dziś warto zauważyć swoje dobre strony, nie porównywać się, bo jesteśmy inni, różni. Jak kwiaty. Stokrotki, tulipana nie możemy porównać do róży czy lilii. Wszystkie są piękne i wyjątkowe, choć różne i różnych rozmiarów to wszystkie to kwiaty.

Warto wstać, wspiąć się na swoją sykomorę i zobaczyć życie. (pamiętając przy tym, że sykomora to mocne drzewo o szeregu zastosowań, zupełnie jak nasze marzenia)

Wszystkie wady, które urosły do ogromnych rozmiarów na konserwantach sztucznych wartości muszą ustąpić miejsca miłości, która jest w nas. Ta miłość to Bóg, który trzyma nas mocno za rękę jak rodzic swoje dziecko w tłumie, żeby się nie zgubiło. On chce i pragnie naszego szczęścia, nie tylko jego namiastki. Będąc z Nim w relacji zaczniemy spełniać Jego pragnienia względem nas a wtedy okaże się, że to są też nasze własne szczęścia i nasze własne marzenia. Może się okazać, że jesteśmy naprawdę szczęśliwi, naprawdę cenni, wartościowi i możemy znacznie więcej niż nam się wydaje. Wiara to nie okolicznościowe widowisko. Wiara w Chrystusa to wiara w miłość i wielkość naszych choćby malutkich żyć i ich największy sens. Bóg daje nam marzenia i pomaga w ich spełnieniu. Powinniśmy je realizować.

Nikt tak jak On nie pragnie bardziej naszego szczęścia. Przecież Bóg nie wybiera ludzi z kompletem zalet. Bóg te zalety daje. Korzystajmy. Dla Boga, dla innych i dla siebie. Szkoda czasu na czekanie, jeśli czeka na nas szczęście.

Iwona Sakrajda
źródło: 

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter