/fot.ixabay.com/pl/

Relacja Agnieszki Kostuch ze spotkania z okazji Światowego Dnia Poezji w Bibliotece Miejskiej w Cieszynie, dn. 21.03.2019 r.

„dostajemy szału / kiedy nas pytają / po co nam poezja”

Zaczynam od cytatu z wiersza pani Beaty Kalińskiej „My Poeci”, którego wysłuchałam podczas spotkania zorganizowanego 21 marca w Bibliotece Miejskiej w Cieszynie z okazji Światowego Dnia Poezji, bo to spotkanie było właśnie okazją do usłyszenia odpowiedzi na pytanie: po co jest poezja? A próbowali ją dać w swoich wierszach członkowie Cieszyńskiej Studni Literackiej: Joanna Gawlikowska, Elżbieta Holeksa, Beata Kalińska, Ewa Łokuciejewska, Stanisław Malinowski, Henryk Pasterny, Krystyna Roszak, Jolanta Skóra, Marek Wawrzyczek.

Wiersze o poezji, poetach nie należą do rzadkości. Jednym z najbardziej znanych jest wiersz Wisławy Szymborskiej „Niektórzy lubią poezję” (zacytowany również podczas tego spotkania), kończący się przewrotną puentą: „tylko co to takiego poezja. / Niejedna chwiejna odpowiedź / na to pytanie już padła. / A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego / jak zbawiennej poręczy.” Nasuwa się zatem pytanie: jeżeli nawet noblistka miała problem z definicją poezji, to czy można jej wymagać od poetów-amatorów? Ale cieszyńscy poeci stawiają sobie wysoko poprzeczkę i do amatorów poezji już nie należą. Twierdzę tak nie tylko w oparciu o odbiór tego jednego spotkania. Wiem, że grupy literackie przedstawiają różny poziom. Nie zawsze stawiają sobie za główny cel rozwój jej członków. Mogą wręcz utwierdzać w fałszywych sądach na temat ich twórczości, a wtedy stają się towarzystwami wzajemnej adoracji, spełniającymi jedynie funkcje towarzyskie. Cieszyńska Studnia Literacka ma ambicję być czymś więcej niż grupą przyjaciół, spotykającą się raz w miesiącu w Bibliotece. Tę moją tezę najlepiej potwierdza wysoki poziom wierszy członków grupy.  Świadczy on o ich poważnej, długiej pracy nad warsztatem, ich dużej świadomości poezji, oczytaniu i wiedzy w ogóle. Oczywiście wiersze są też przejawem ich wrażliwości, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu.  Nie przejawia się ona ckliwym sentymentalizmem, melancholią, ale raczej empatią wobec drugiego człowieka i zrozumieniem jego spraw, oczywiście na czele ze swoimi (bo bez dużej samoświadomości nie można być dobrym poetą).

Nie dziwię się, że na początku spotkania pani dyrektor Biblioteki Izabela Kula po słowach przywitania, wskazując na członków grupy, z promiennym uśmiechem wyznała: „Ja ich kocham”. Bo ja również, po wysłuchaniu kilkudziesięciu wierszy tego popołudnia, poczułam do nich bliskość i wdzięczność, że chcą dzielić się z innymi tym, co mają w sobie najintymniejszego, najcenniejszego. Czytane przez autorów wiersze były przeplatane pięknymi, mądrymi cytatami na temat poezji  znanych poetów (od Jana Kochanowskiego przez Tadeusz Różewicza po Stanisława Grochowiaka), pisarzy (Stanisław Lem, Jarosław Mikołajewski), a nawet piosenkarzy (Stan Borys, Jim Morrison). Dlatego osobne słowa uznania należą się autorce scenariusza spotkania - pani Beacie Kalińskiej, za stworzenie klimatu łączącego poetów różnych pokoleń. To bardzo ważne, by przywoływać swoich Mistrzów, m.in. przy takich okazjach jak Światowy Dzień Poezji. Tadeusz Różewicz wypowiadał się bardzo krytycznie o tych, którzy tego nie czynią: „Niektórzy twórcy starają się uczynić na czytelnikach wrażenie, że wyskoczyli z własnej głowy. Nie wiadomo skąd. Wystrzegają się mówienia o swych nauczycielach (…) Natomiast ja utrwalam ślady, po których wędrowałem do poezji”. („Kwartalnik Artystyczny” 2/1994)

Dodatkowym diamentem, który zabłysnął podczas tego spotkania, była Hanna Stoszek. Przepięknie zaśpiewała piosenki Okudżawy („Modlitwa”), Nohavicy („Sarajewo”) czy utwór do słów Osieckiej („Wariatka tańczy”). Jak na uczennicę gimnazjum wykonała je zaskakująco dojrzale.

Na koniec spotkania pani dyrektor Biblioteki podziękowała poetkom i poetom wręczając każdej i każdemu z nich różę. Bez wątpienia słowa podziękowania należą się również dla niej, za to, że czyni Bibliotekę miejscem przyjaznym poezji i jej twórcom.

Dla tych, którzy nie dotarli na spotkanie, przytaczam kilka z zaprezentowanych wierszy:

 

Beata Kalińska

My Poeci

 

My Poeci

kuglarze słowa

zaklinacze świata

oddychamy ziemią i snem

oraz dzieciństwem

które w nas furkocze

jak powietrze w rękawach

doświadczamy podróży

u kresu której stoi matka

młoda i cierpliwa

tłumaczy świat jak jabłko

Robak ma na imię Kazik

pali haszysz

i czasem nosi spluwę

z pestki wyrośnie człowiek

drzewo albo smutek

My Poeci

ulubieńcy  hippisowskiego Boga

dostajemy szału

kiedy nas pytają

po co nam poezja

Idziemy boso w deszcz

dym światło wąskie ulice

rozgarniamy na boki

kulawe kamienice

dmuchamy w siwy

policzek mniszka

i tak długo trzęsiemy

łodygą życia

aż spadnie wiersz

ciepły i pachnący jak niedzielne ciasto

 

Marek Wawrzyczek

Poezja

 

 

Pierwszy raz widziałem ją w dzieciństwie

nasze oczy się spotkały

na ich dnie zobaczyłem siebie.

Już wtedy mnie pokochała.

 

Potem nadeszła młodość

udawałem, że jej nie dostrzegam

śmiałem się z niej

w dzikich objeciach Bogów

piłem wino.

 

W towarzystwie innych dziewczyn

mówiłem:

Ona jest dla mnie zbyt sentymentalna

Gardziłem nią, popadając w nowe szaleństwa.

 

Jak Bachus błądząc

po podejrzanych spelunkach

bawiąc się

i szydząc

ze wszystkiego

i wszystkich

z kiścią winogron

i ustami suchymi od alkoholu.

 

Innym razem

chodziłem grać.

 

Euforycznie rozpromieniony

samo słowo GRA

wprowadzało mnie

w stan hipnozy

i maniactwa

prowadząc do

krańcowego egocentryzmu

i nowych form obłędu

 

Aż razu jednego

gdy wracałem pełen drwiny

z boiska

czy też knajpy

nie pamietam....

 

....

ona sama podeszła

 

i dotknęła mnie

 

Ewa Łokuciejewska

Męka pisania


Czy znasz?

 Słyszysz to?

 

Cichy szelest piasku spływający na pustą kartkę.

Jak z zepsutej klepsydry sączy się i wsiąka w krew.

Tętno coraz cięższe,

zapchane arterie skrzypią,

 a chrzęst dudni w skroni.

 

Znam.

Ciągle to słyszę.

 

Są myśli, których nie można cofnąć.

Odkładają złogami w żyłach.

Nic nie będzie już takie, jak było.

Choć to tylko myśli

Są realniejsze od krwi

sączonej w piach.

I o wiele gorsze.

 

Joanna Gawlikowska

oszustwo metafory

 

przecież mógłby mieć jej noc

widok na drzewo srebrnoksiężycowe

stuk pociągu o trzeciej nad ranem

i biegnące sufitem zabłąkane światła

 

chciałaby zatrzymać jego sen

co bezbłędnie sunie pięknem słowa

dyrygując kolorem oczu jak muzyka

pieści głosem zmarszczki poezji

 

może dają sobie z siebie

najcenniejszy w pragnieniu

skrawek czasu zanurzony w utopii

dom z chmur drogę na klepisku

 

aczkolwiek to wszystko nijak się nie nazywa

od dawna wiadomo iż metafora

żelazną kurtyną broni

przed brednią dosłowności

 




Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter