Rozmowa Agnieszki Sroczyńskiej z Władysławą Magierą

Agnieszka Sroczyńska: 27 października br. w Kończycach Wielkich uczestniczyła Pani w odsłonięciu pomnika hrabiny Gabrieli Thun-Hohenstein. Jakie to uczucie odsłaniać pierwszy pomnik kobiety w regionie? Odczytuje to Pani jako osobisty sukces, owoc długiej drogi, jaką Pani przebyła na rzecz upamiętniania zasłużonych dla Śląska Cieszyńskiego kobiet, czy czuje się Pani wciąż na początku tej drogi?

Władysława Magiera
: Czułam się bardzo zaszczycona, że doceniono moją pracę i wójt gminy poprosił mnie o udział w tak ważnym wydarzeniu. Muszę jednak przyznać, że pomnik powstał nie z mojej inicjatywy chociaż może pisząc o Hrabinie przyczyniłam się pośrednio do wzrostu zainteresowania tą postacią. Niemniej akurat jej biografia była dość dobrze znana, a w rodzinnej miejscowości pamięć o niej jest szczególnie żywa. Ja zaś pisząc o niej opatrzyłam tekst wstępem i nie chodziło wcale o jej narodowość, chociaż początkowo chciałam pisać tylko o Polkach, a ona była przecież Austriaczką, ale o to, że od opisywanych przeze mnie pań różniła się pozycją społeczną. Pozostałe bohaterki albo same pracowały albo dysponowały majątkiem, którego dorobili się najbliżsi, zaś hrabina odziedziczyła majątek po przodkach i to jeden z największych na Śląsku Cieszyńskim. Uważałam więc, że na jej działalność charytatywną trzeba jednak patrzeć trochę inaczej. Wracając do uroczystości w Kończycach Wielkich to byłam bardzo wzruszona, bo to pierwszy pomnik kobiety mieszkającej na Śląsku Cieszyńskim, mam jednak nadzieję, że za nim pójdą następne, bo kobiet godnych upamiętnienia jest sporo.

Patrząc wstecz to chyba najbardziej przeżywałam uroczyste odsłonięcie 9 lamp, czyli rozszerzenie Uliczki Cieszyńskich Kobiet w 2013 roku. Uroczystość odsłonięcia lamp, ufundowanych przez rodziny i znajomych upamiętnionych bohaterek, wymagała wyjątkowej oprawy, o którą musiałam sama zadbać. Odsłaniałam też w 2014 roku tablicę Marii Bernatowicz-Geysztowt w Cieszynie i wtedy tez byłam bardzo szczęśliwa i przejęta.

Przy tej okazji zdałam sobie sprawę, jaką drogę przeszła historia cieszyńskich kobiet, opisana przeze mnie. To był efekt kuli śnieżnej. Była praca z młodzieżą, konkursy, spotkania, odsłanianie tablic, a przecież od wydania mojej pierwszej książki minęło zaledwie 9 lat. Pamiętam jak odsłanialiśmy w październiku w 2010 roku pierwszą tablicę poświęconą kobiecie, choć właściwie tylko w połowie, bo na ulicy Kiedronia upamiętniono tablicą małżeństwo: Zofię Kirkor-Kiedroniową i Józefa Kiedronia. Odsłaniała ją wnuczka Zofii, Elizabeth Rogers, która przyleciała aż z Nowego Jorku, gdzie mieszka. Nie było, mimo zaproszeń, przedstawicieli władz, prasy, nikt nie przeprowadził wywiadu z zacnym gościem. Początki były naprawdę trudne.

W jaki sposób zbierała Pani materiały do książek?

Większość materiałów zdobywałam na zasadzie wywiadów, bo nie ma wspomnień kobiet w archiwach i najtrudniej było dotrzeć do informatora. Wykorzystywałam znajomości moich znajomych, by spotkać osobę, która mogłaby mi coś powiedzieć. Często trwające około 2 godzin spotkanie nie wnosiło wiele nowych informacji, do biografii trafiały raptem 2-3 zdania, a czas płynął... Niektóre wywiady zrobiłam wręcz w ostatnim momencie. Czasem pisałam tylko w oparciu o opracowania i archiwa, wtedy jednak powstawał życiorys trochę encyklopedyczny, zawierający tylko suche informacje. Niekiedy tłumaczyłam z czeskiego, bo i z takich opracowań korzystałam. Nasz region jest wielokulturowy i wieloreligijny, źródła w języku czeskim to rzecz normalna.

Z jakimi trudnościami spotkała się Pani w swojej pracy?

Na początkowym etapie prac pojawiły się trudności bardzo prozaiczne, różne niespodzianki i figle płatał mi komputer. Pierwszą książkę wykasowałam, kiedy była już prawie gotowa i tylko dzięki synowi-informatykowi nie musiałam zaczynać wszystkiego od początku. Oczywiście największym problemem było wydanie książki. Pieniądze z grantów pokrywały zaledwie niewielką część kosztów, a przy pierwszej książce w ogóle nie wiedziałam, od czego zacząć. Odsyłano mnie w różne miejsca, zostałam z problemem właściwie całkiem sama. Wtedy trafiłam po drugiej stronie Olzy do prezesa Kongresu Polaków w Republice Czeskiej, dr Józefa Szymeczka, dzięki któremu pierwsza książka mogła w ogóle się ukazać. Ale nie tylko ułatwił wydanie tej pierwszej, wskazał także drogi, jak to robić. To procentowało w przyszłości i później przynajmniej z tym już nie miałam problemów.

Ponieważ oprócz pisania staram się także promować w różny sposób historię kobiet, odbyłam setki spotkań i to chyba nie wszystkim się podobało, bo kiedyś na rodzinnym podwórku usłyszałam, że wykład to nie kultura. Jeśli opowieść i to jeszcze często z prezentacją multimedialną nie jest kulturą, to co do niej zaliczamy? Na szczęście ta osoba już nie ma wpływu na lokalną kulturę.

Co było dla Pani najmilszą niespodzianką podczas pracy nad książkami?

Najmilsze niespodzianki czekały na mnie właśnie po spotkaniach autorskich i wykładach. Ludzie podchodzili do mnie i nie tylko gratulowali pracy, ale proponowali nowe panie, o których koniecznie trzeba napisać, i tak często zdobywałam nazwiska kobiet, bohaterek kolejnej publikacji. Poznałam wielu ciekawych ludzi, którzy starali się pomagać w bardzo różny sposób.

Nie dziwię się entuzjastycznemu przyjęciu Pani książek przez kobiety. Ale ciekawi mnie, czy proporcjonalnie duży entuzjazm okazywali, okazują również mężczyźni, czy jednak spotyka się Pani z większą rezerwą z ich strony?

Rezerwa to zdecydowanie za mało powiedziane. Chyba czuli się zagrożeni, nie wiem. Początkowo żadnego entuzjazmu z ich strony nie było. Teraz jest już lepiej, przyzwyczaili się. Początki były jednak ciężkie. Chociaż i na samym początku część traktowała to normalnie, a nawet była zadowolona, że ktoś podejmuje nowy temat, uzupełnia lokalną historię. Niestety, większość nie traktowała poważnie moich książek ani zainteresowania się kobietami. Nie dowierzali chyba, że może to być coś ważnego. A niektórzy wręcz wyśmiewali temat i chyba do dzisiaj nie są przekonani do historii kobiet Śląska Cieszyńskiego. Pamiętam jak w czasie poważnej dyskusji zapytałam o rolę kobiet w pewnym gremium i wtedy z braku argumentów rozmówca kompletnie mnie zlekceważył, wyśmiał kobiety, ale to podobno też sposób na wymiganie się od odpowiedzi. Ponieważ był to w tamtym miejscu temat poboczny, nie podjęłam wtedy dyskusji. Niektórzy historycy, oczywiście mężczyźni, nawet dzisiaj, pomijają wspominanie roli kobiet. Niestety, nadal tak się dzieje i tam, gdzie koniecznie powinno o nich być, jest bardzo niewiele, wręcz śladowo, nawet niezgodnie z historyczną rolą, jaką odgrywały. Na lokalnym podwórku też jeszcze nie przełamałam wszystkich barier, chociaż postęp jest ogromny i dzisiaj tylko nieliczni ignorują osiągnięcia kobiet. Patrząc z perspektywy uświadomiłam sobie, że to była jednak bardzo potrzebna praca, no a że trudna - nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Obecnie na cieszyńskim Rynku można oglądać wystawę zatytułowaną 100 kobiet na 100-lecie Niepodległej, do której powstania również Pani się przyczyniła. Zastanawiam się, iloma jeszcze inicjatywami zaskoczy Pani Cieszyniaków. A może podzieli się Pani którymś ze swoich niespełnionych jeszcze marzeń dotyczących upamiętniania kobiet?

Wystawa rzeczywiście powstała z mojej inicjatywy, a przy okazji jej otwarcia przyszedł mi do głowy inny pomysł, ale na razie nie chcę o nim mówić, jest zdecydowanie za wcześnie. Natomiast mogę powiedzieć, że chyba zdecyduję się na wydanie kolejnej książki o cieszyńskich kobietach. Będą to nowe biogramy, których część zamieściłam już w katalogu wystawy. Teraz trzeba jednak zebrać materiały i napisać życiorysy, bo na razie są to tylko encyklopedyczne informacje, a o tych kobietach naprawdę warto pisać. Najłatwiej mi mówić o książkach i dlatego marzę, by powstała choć jedna powieść o cieszyńskich kobietach, tzn. o jednej z nich lub kilku, które byłyby bohaterkami. Ponadto chciałabym, by ukazały się wiersze jednej z moich bohaterek w formie książkowej. Postać jest bardzo ciekawa, wiersze znalazła po wielu latach jej siostrzenica i są recytowane przy uroczystościach patriotycznych. Te piękne utwory są nieznane szerszemu kręgowi odbiorców, krewna wydała książkę w bardzo niewielkim nakładzie. Życiorys autorki już sam w sobie jest tematem na powieść.

Wcześniej marzyłam, że na stulecie Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego powstanie sztuka o kobietach w Radzie, bo wtedy można by było promować to wyjątkowe wydarzenie także poza naszym regionem. Ten fakt, tzn. udział kobiet w rządzie, wyprzedzający o dziesiątki lat sytuację zarówno w Polsce jak i w Europie, nie funkcjonuje w ogóle w świadomości, nie jest znany, a patrząc nawet na zjednoczoną Europę to naprawdę mamy się czym poszczycić. Niestety, sztuka nie powstała, władze miały inny pomysł na obchody i znowu nie wykorzystano sprzyjającej okazji. Z tym wiąże się kolejne marzenie, by informacja o udziale naszych przodkiń w Radzie przedarła się wreszcie do podręczników wraz z wyjaśnieniem, dlaczego u nas mogło dojść do takiego, wyprzedzającego epokę wydarzenia.
To, co zależy ode mnie ze sfery marzeń, ma szanse stać się rzeczywistością, ale powieści i sztuki chyba nie napiszę, co najwyżej mogę być jej współautorem. Może jednak w nowej rzeczywistości kiedyś coś się wydarzy, trzeba mieć nadzieję.

Dziękuję za bardzo pouczającą rozmowę. Mam nadzieję, że zainspiruje ona ludzi również z innych regionów do upamiętniania kobiet, które w sposób szczególny zasłużyły się lokalnym społecznościom
.
 
Władysława Magiera – historyczka, autorka kilkudziesięciu biogramów kobiet Śląska Cieszyńskiego, które zawarte zostały w 3 tomach pt. Cieszyński szlak kobiet, ukazujących się w latach 2010-2013. W 2014 r. wydała książkę Szlak Kobiet Śląska Cieszyńskiego, a w 2016 r. ukazał się drugi tom z tej serii. Życiorysy kobiet zamieszcza także w prasie, kalendarzach (cieszyńskim, śląskim, beskidzkim) i czasopismach ogólnopolskich oraz pisze artykuły do „Głosu Ludu” - gazety Polaków za Olzą. Biogramy kobiet znalazły się, dzięki jej zabiegom, także w naukowych opracowaniach i leksykonach wydawanych przez ośrodki naukowe w Katowicach czy Opolu. Promuje w licznych artykułach i na wykładach inne ciekawe postaci ze Śląska Cieszyńskiego. Jest pomysłodawczynią tematycznego szlaku turystycznego, który prowadzi śladami kobiet po obu stronach Olzy, współzałożycielką Uliczki Cieszyńskich Kobiet na Wzgórzu Zamkowym w Cieszynie. Regularnie nagrywa audycje w Radiu Katowice, a także czasami w TOK FM oraz Kwadransie Polskim Radia Ostrawa. W „Dzienniku Zachodnim” od kilku lat co tydzień ukazują się jej felietony o tematyce kobiecej. Jest członkiem Zarządu Głównego Macierzy Ziemi Cieszyńskiej i prezesem koła Macierzy nr 4. W czasie jednej kadencji była członkiem Zarządu Stowarzyszenia Uniwersytetu Trzeciego Wieku, a obecnie prowadzi jedną z jego sekcji – Przeszłość i teraźniejszość. W latach 2004-2012 była również członkiem Zarządu Koła Przewodników Beskidzkich i Terenowych w Cieszynie. Za swoją działalność została uhonorowana srebrną i złotą odznaką za zasługi dla województwa śląskiego i srebrną cieszynianką.
 
 
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter