Szkubaczki to okazja, by zrobić pierziny i zogłowki, ale też, by spotkać się i wesoło spędzić wieczór. Kiedy zima chłodem była ubrana, a dzień stawał się krótki, mieszkańcy wsi spędzali razem długie wieczory na szkubaniu pierza. Spotkaniom towarzyszyły żarty, przyśpiewki, a nawet potańcówki, które były formą zapłaty.

Popularny niegdyś zwyczaj, wraz z nadejściem kolejnych pokoleń odszedł w zapomnienie. Dziś jedynie podtrzymywany jest przez nielicznych gospodarzy czy lokalne KGW, a cenny niegdyś puch, który wypełniał poduchy i kołdry posagu panny młodej, jest raczej sentymentalną podróżą do czasów przeszłości i okazją do pokazania jak niegdyś pielęgnowano relację sąsiedzkie.

Starą tradycję postanowili przybliżyć i kontynuować mieszkańcy Brennej, gdzie po raz drugi spotkali się w Beskidzkim Domu Zielin „Przytulia” na tradycyjnym darciu pierza. Tutaj jak za dawnych lat przy jednym stole spotkali się starsi i młodsi mieszkańcy regionu, by nie tylko zająć się darciem pierza, ale również wspólnie śpiewać i rozmawiać.

Jak na miejscowy charakter wydarzenia przystało, nie mogło zabraknąć regionalnego jadła i górolskiej muzyki w wykonaniu kapeli "Brynioki". Wydarzenie nie tylko na nowo integruje ze sobą pokolenia, ale jest świetną lekcja żywej historii, która odkurza leciwą tradycję i odtwarza lokalne rzemiosło, na co od lat stawia gmina Brenna.

- To piękny zwyczaj. Cieszymy się bardzo, że młodzi ludzie poznają to rzemiosło dla wszystkich tych, którzy chcą się wysypiać na wygodnych, naturalnych pierzynach. Chcemy kontynuować ten cykl spotkań z nadzieją, że będzie to przynosić efekty. Przypomina mi to moje lata dziecięce. Dawniej o tej porze roku w Brennej i okolicach tak zawsze bywało, że spotykały się panie przy śpiewie i kawałach, by wspólnie pracować, rozmawiać i powspominać - mówił wójt Gminy Brenna Jerzy Pilch.

Foto i tekst Krzysztof Telma





















Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter