źródło:  https://www.facebook.com/parafia.jasienica/

 

O języku poezji i twórczej ewangelizacji opowiada Ks. Leszek Łysień.

Agnieszka Sroczyńska: Pierwszy raz usłyszałam o  istnieniu Księdza rok temu, a to za sprawą Księdza Tomka Sroki, który zaprosił Księdza w roli prelegenta na „Rekolekcje z kawą” do Cieszyna.  To, czego wysłuchałam – dzięki nagraniu spotkania udostępnionemu w Internecie KLIK – bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Wypowiedział Ksiądz wówczas m. in. takie słowa: „Nie da się mówić językiem nauki o Bogu. (…) Chodzi o to, by znaleźć adekwatny język do wyrażania Tajemnicy, która domaga się przemilczeń, metafory, dwuznaczności, swoistej językowej precyzji – celnego ujęcia jednym słowem tego, co niedostępne potocznej percepcji, co się wymyka, co się ukrywa (…) tę szczególną epifanię, ukrywającą się obecność trzeba uchwycić w języku. (…) Dlatego uważam, że język poetycki jest predestynowanym do tego, by być językiem religijnym”. Mówiąc szczerze, pierwszy raz usłyszałam tak zdecydowane stwierdzenie dotyczące wykorzystania języka poetyckiego do nazywania rzeczywistości duchowej, przekazywania doświadczenia wiary. Zastanawiam się, w jaki sposób, dzięki komu dojrzał Ksiądz do tego przeświadczenia?

Ks. Leszek Łysień: Ludzka ekspresja językowa jest niezmiernie bogata. Ale bogata jest też rzeczywistość, która domaga się językowego odsłonięcia, nazwania. Różne wymiary rzeczywistości różnych domagają się języków, ale też różne języki roszczą sobie pretensje do adekwatnego wyrażania tego bądź innego wymiaru. Jest zatem język traktatu, eseju, argumentacji logicznej, jest też język poezji. Nie chcę wchodzić w teoretyczne uwikłania dotyczące języka poezji. Przywołam poetę ogromnego kalibru (który posługiwał się z wyjątkową biegłością innymi również językami – choćby eseju czy powieści), Czesława Miłosza. W „Traktacie poetyckim” znajdujemy wprost wyrażoną myśl: ,,Bo więcej znaczy jedna dobra strofa / Niż ciężar wielu pracowitych stronic”. Pyta Pani o poetów, którzy przywiedli mnie do bacznej uwagi skierowanej na język poezji, jawiącej mi się jako via regia (królewska droga) prowadząca do progu doświadczenia Boga. Na pierwszym miejscu wskażę samego Chrystusa. Pisarz P. Johnson podkreśla, iż Syn Boży był nie tyle kaznodzieją, retorem, broń Boże, wykładowcą wzniosłej etyki, ale poetą nade wszystko. Posługiwał się przecie obrazami, przebłyskami intuicji, paradoksalną logiką takich zestawień, które odsłaniały drugie dno rzeczywistości, porywały wyobraźnię. Siła skojarzeń przywołuje mi pytania, które stawiał Ksiądz Pasierb: czy poetycko chrześcijaństwo chłoniemy w siebie? Poetycko czyli twórczo, nieszablonowo, prowokacyjnie. Pytał dalej znakomity myśliciel: czy w naszym przekazie chrześcijaństwo jest wspaniałą przygodą z Bogiem, ryzykowną i trochę szaloną, czy nudną rutyną, tępym szablonem, praniem mózgów w letniej wodzie święconej? Teraz zapytam ja: czy w XIII wieku (który był jednocześnie złotym wiekiem chrześcijaństwa i jego zatruciem na niespotykaną skalę) Chrystusowej Ewangelii nie ocalił właśnie poeta o niezwykłej wrażliwości i poetyckiej intuicji, Franciszek z Asyżu? Wskażę teraz (choć nie wymienię ich wszystkich) tych poetów, bez których najprawdopodobniej nie spotkałbym się nigdy z wyjątkowością Chrystusa i ewangelicznego orędzia: Słowacki, Mickiewicz, święty Jan od krzyża, Anioł Ślązak, Norwid, Miłosz, Herbert.

A. S.: Podczas tego samego spotkania mówił Ksiądz o poetach, że: „są niezbędni, ale jednak wciąż na marginesie rzeczywistości Kościoła. Przedziwne… Czy sami siebie tam umieścili? – nie”. Za taki stan rzeczy obarczył Ksiądz odpowiedzialnością „pewne siły zdogmatyzowane widzące Kościół jako oblężoną twierdzę”. Ksiądz – przeciwnie – przywołuje poezję w swoich książkach, zaprasza muzyków do Jasienicy i organizuje z nimi spektakle poetycko-muzyczne. Jaki jest odbiór ludzi takiego ewangelizowania?

L. Ł.: Z całą pewnością poeci nie najlepiej postrzegani byli przez establishment religijny. Chrystus, poeta świata, skonał na krzyżu. Święty Jan od krzyża był prześladowany przez Inkwizycję. Anioł Ślązak nie mógł znaleźć swojego miejsca w społeczeństwie. Czy trzeba mówić o Norwidzie, albo nieufności, którą wśród ludzi Kościoła wzbudzają do dzisiaj Miłosz czy Herbert? Przecież dla krzepkiego osadzenia się religii w świecie, wydolniejszy jest język prawa kanonicznego, traktatu, dekretu, czy watykańskich dokumentów z ich nieznośną barokową draperią władczego dialektu. O dziwo, promowanie poetyckiego języka pełnego wrażliwości, wyczucia spraw ostatecznych, pozwalającego człowiekowi na uwolnienie się od nacisków świata, wymogów ekonomii i wolnego rynku, budzi pośród wiernych ogromne zainteresowanie. Myślę, że jest to jakiś znak czasu, że pogubieni ludzie, tak bardzo przytłoczeni ciężarem rzeczywistości i rozmaitych instytucji (w tym instytucji Kościoła) szukają kanałów, którymi można dotrzeć do ożywczego tchnienia i promieniowania Ewangelii.

A. S.: Jako filozof jest Ksiądz zaskakująco krytyczny wobec uprawiających filozofię. Chwilami podczas lektur książek Księdza autorstwa odnosiłam wrażenie, że ceni Ksiądz wyżej poezję i bardziej jest skłonny zawierzyć poetom, przynajmniej niektórym, niż filozofom. Przypomina mi Ksiądz w tej postawie Prof. Ryszarda Przybylskiego, który bardziej wierzył poetom niż filozofom i kolegom po fachu, czyli krytykom i historykom literatury. W jednym z listów do Tadeusza Różewicza pisał: „poważne ludzkie problemy, w moim mniemaniu, poeci zawsze lepiej stawiali i rozwiązywali aniżeli filozofowie. Kocham presokratyków od szkolnej ławy, ponieważ w gruncie rzeczy byli poetami.” (T. Różewicz, R. Przybylski, „Listy i rozmowy 1965-2014”).

L. Ł.: Wśród moich kolegów zajmujących się filozofią dostrzegam rzeczywiście ciekawe zjawisko ,,zmęczenia filozofią”. Oczywiście mam na myśli filozofię akademicką, systemową, tonięcie w żargonie filozoficznym, który płodzi jedynie bezkrwiste widma idoli filozoficznych. Jeśli chcemy uchwycić rzeczywistość w samym jej rdzeniu, trzeba by chyba odłożyć na bok nudnawe filozoficzne dywagacje Hegla czy Fichtego, a sięgnąć do myślicieli czy poetów z których języka wyłania się rzeczywistość, jaka wyszła z mocy stwórczej Boga pierwszego dnia. Cenię tych poetów, którzy precyzyjnie operując słowem, osiągają wyżyny przejrzystości semantycznej, to znaczy eksplodowania rzeczywistości za sprawą słowa.

A. S.: Cechą charakterystyczną Księdza tekstów jest otwartość na myślenie inne niż to uznane w Kościele za prawomyślne. Z jednej strony taka postawa nie powinna dziwić biorąc pod uwagę fakt, że jest Ksiądz filozofem, a jednak chwilami podczas lektury czułam się zaskoczona stopniem tej otwartości. Zazwyczaj <relatywizm> w dyskursie z ortodoksyjnym katolikiem jest uznany za jednoznacznie zły, jako podważający ustalony system wartości. Sama mam z nim problem, bo z jednej strony człowiek potrzebuje prawd, o które mógłby oprzeć swoje życie, a z drugiej - pozostawianie marginesu błędu, co do swoich przekonań, okazuje się rozsądniejsze (szczególnie z perspektywy czasu). W „Przygodach myślenia religijnego” pisze Ksiądz: „niepokojąca niepewność jest owocem myślenia, które jest przeciwieństwem powierzchownego i banalnego bycia w świecie. Z takiej niepewności, jako swoistego cierpienia, rodzi się myślenie jako szukanie prawdy.” Wydaje się, że Ksiądz jest zwolennikiem postawy relatywnej czy to błędne odczucie?

L. Ł.: Nigdy, w żadnym ze swoich tekstów nie głoszę pochwały relatywizmu, który uważam za porażkę myślenia, a nawet więcej, klęskę człowieka. Przecież relatywizm głosi, że jesteśmy przypadkową igraszką ślepych losów, które najmniejszego zainteresowania naszym istnieniem nie wykazują. Możemy zatem żyć wedle tego, na co zezwala dowolna konfiguracja rzeczywistości. Jest to myślenie z gruntu nieludzkie i destrukcyjne. Trzeba jednak relatywizm odróżnić od relacjonizmu. Sam Bóg jest relacyjny to znaczy odniesiony do Osób Boskich, które wytryskują z najgłębszej Jego rzeczywistości. (Bóg jest relacją osób). Bóg relacyjny, to Bóg zorientowany na drugiego, to Bóg wychylony ku drugiemu, Bóg rozmowy miłosnej, wrażliwej i nasłuchującej odgłosów owego Ty. Taka relacyjność (nie relatywizm) winna znaleźć swoje odzwierciedlenie w relacjach międzyludzkich. Zatem słuchajmy siebie, wsłuchujmy się w to, co mamy sobie do zakomunikowania, nie bijąc się poglądami, jak pałkami po głowach. W takiej perspektywie przyznanie się do niepewności, niewiedzy bądź mniejszej wiedzy, jest aktem najgłębszego szacunku i miłości drugiego.

A. S.: Bardzo bliskie jest mi podejście Księdza do Ewangelii, o której pisze Ksiądz w swojej książce „Myślenie według Ewangelii” m. in. tak: „Nie ogarnęliśmy jeszcze (zresztą nigdy tego nie będziemy w stanie zrobić) przesłania Jezusa z Nazaretu. Mało tego, dokonaliśmy jego przeinaczenia, spłyciliśmy je na nasze doraźne potrzeby, obliczone na dłuższą metę zapotrzebowania Kościołów doskonale zorganizowanych i uporządkowanych”. Ks. Tischner uważał podobnie, że: „naszym wielkim błędem jest przekonanie, że my coś z tego [z Ewangelii] rozumiemy. My, moi drodzy, jesteśmy dopiero u progu rozumienia chrześcijaństwa.” (Wojciech Bonowicz, „Tischner”) W innym miejscu cytowanej książki Ksiądz idzie jeszcze dalej zakładając, że: „Być może logika Ewangelii pozostaje poza zasięgiem naszego myślenia, być może ciągle niezgodnie z tą logiką odczytujemy tekst Ewangelii.” Brzmi trochę pesymistycznie… Co zatem możemy zrobić, żeby do rozumienia Ewangelii się przybliżyć?

L. Ł.: Rzeczywiście istnieje ogromna dysproporcja pomiędzy poetyckim (w najgłębszej warstwie przychodzącym spoza świata) orędziem ewangelicznym a stanem świata w danym czasie historycznym. Żeby w otchłanny przekaz ewangeliczny wkroczyć trzeba cierpliwości i bezruchu – swoistej bezczynności. Astronom musi się wyrzec wszelkiej aktywności, obserwując niebo. Dopiero wtedy zobaczy, że jedne gwiazdy są jaśniejsze od innych, zaś kolejne pędzą z zawrotną prędkością, że na niebie coś się dzieje. Z powierzchownego czytania Ewangelii nie wyniknie nic. Tyle co z powieści przeczytanej jako lektura obowiązkowa (pozostanie niesmak i zniechęcenie). Kiedy jednak zmęczeni długim obcowaniem z tekstem Ewangelii odkryjemy, że tak naprawdę czytamy o najgłębszych warstwach naszego własnego jestestwa, doznajemy wstrząsu. De te fabula narratur. To o tobie, najgłębszych tęsknotach twojego ducha, opowiada Ewangelia. Jednocześnie odsłania ona jak daleko odeszliśmy od siebie widzianego oczami Boga, przywykając do siebie, postrzeganego wedle kompromisów świata. To dopiero tajemnica Ewangelii.

A. S.: Jest ksiądz wyczulony na piękno języka poetyckiego i pokłada w nim duże nadzieje, jeśli chodzi o jego możliwości w zakresie przekazu wiary. Zastanawiam się, czy podobne nadzieje wiąże Ksiądz ze sztuką. Zna Ksiądz wypowiedzi Prof. Jerzego Nowosielskiego na temat powiązań sztuki z sacrum? Uważał, że poza nim sztuka nie istnieje. A jednocześnie twierdził, że: „w Kościele dominuje nastawienie i supremacja etyki – nad mistyką, nad estetyką i nad liturgią. (…) I taka sytuacja jest szalenie niewygodna dla artysty w Kościele, i dla sztuki w Kościele. Artysta czuje się niepotrzebny! (…) Porządny człowiek nie lubi sztuki! Bo sztuka mu wywraca wszystko do góry nogami.” (Jerzy Nowosielski, „Listy i zapomniane wywiady”). 

L. Ł.: Co do wypowiedzi Jerzego Nowosielskiego, zgadzam się z jego dość chybotliwą i karkołomną hipotezą o prymacie etyki nad mistyką, estetyką i liturgią. Rzeczywiście duch moralizatorstwa w Kościele jest ciężkawy i przytłaczający: musisz, powinieneś, nie jest dobrze, należy, trzeba – znamy te trujące modalności z kazań moralizatorów w sutannach. Odpychają i do niczego nie inspirują. Artysta winien być wyzwolony, ale to nie znaczy, że niemoralny. Popadniemy inaczej w jednostronny Nietzcheanizm, który głosi, że artysta jest ,,poza dobrem i złem”. W takiej jednak konfiguracji w świecie istot stworzonych znajduje się jedynie szatan. Ale on nie jest siłą twórczą, lecz z gruntu destrukcyjną.

 A. S.: Jak już wspomniałam, Ksiądz zaprasza do Jasienicy muzyków. Otworzył kawiarenkę przyparafialną, w której organizuje spotkania wokół poezji. A czy włącza Ksiądz innych artystów w dzieło ewangelizacji? 

L. Ł.: Jarek Kąkol wpisuje w swoją twórczość głębokie przesłanie Ewangelii. W witrażach, które wykonał dla parafii w Jasienicy możemy oglądać syntezę artystycznej inwencji i wierności ewangelicznemu przesłaniu.

A. S.: Dziękuję za rozmowę i życzę wytrwałości na twórczej drodze ewangelizacji. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ks. Leszek Łysień - doktor filozofii, proboszcz Parafii św. Jerzego w Jasienicy. Ukończył studia w Papieskiej Akademii Teologicznej na wydziale filozoficznym i teologicznym. Doktorat z filozofii obronił w 2000 roku. Wykładowca metafizyki, filozofii Boga, filozofii religii, antropologii filozoficznej w Instytucie Teologicznym w Bielsku-Białej. Tłumacz języka niemieckiego. W swoim dorobku ma tłumaczenia dzieł Karla Rahnera i Hansa Urs von Balthasara oraz Legendy krakowskie. Autor m. in. książek: „Na tropach człowieka” (2009), „Przygody myślenia religijnego” (2016), „Myślenie według Ewangelii” (2018), „Wciąż skandaliczna Ewangelia” (2019). Współtwórca spektakli poetycko-muzycznych, m. in.: „ponad ciemność”, „porty kruchemu wznoszę trwaniu”, „są takie noce, przyjacielu, kiedy świat się kończy”.












Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter