fot. pixabay
Objedzona słodkościami leżę do góry dnem. Czekoladowe cukierki, którymi zostałam dziś obdarowana - przeniosły mnie w inny wymiar. Przez moment pomyślałam nawet, że ta kwarantanna nie jest taka zła, ale po chwili przywołałam się do porządku, nucąc hit sprzed lat „Niech żyje wolność, wolność i swoboda...”. A skoro już jesteśmy przy swobodzie to przypomniała mi się rozmowa sprzed kilkunastu dni ze znajomą:
- Wiesz ostatnio miałam takie wrażenie, że mnie również dopadł wirus - mówi koleżanka
- Źle się czułaś ? - pytam
- Miałam problem z oddychaniem, pierwszy raz w życiu czułam, że się duszę - odpowiada
- I co zrobiłaś? - dopytuję przerażona
- Poluzowałam stanik i przeszło – odpowiada z powagą.
Możecie wierzyć bądź nie, ale w tej rozmowie nie było cienia żartu. Może to wina ciągłego życia w stresie, a może nie, ale ten głęboki dialog pozostawił ślad w mojej psychice.
Ale wracając do kwarantanny… Nie wiem, czy ktoś będąc w kwarantannie też tak miał, ale czuję, że nie powinno się obnosić z tą informacją. To znaczy jeśli chodzi o moją osobę – nie mam z tym problemu, ale nie chcę, by ktoś przeze mnie czuł się niekomfortowo. Dochodzą do mnie informacje o stygmatyzowaniu osób w kwarantannie i ogarnia mnie pusty śmiech „ludzie przecież WY jutro też możecie się znaleźć w takiej sytuacji!! To nie jest lot balonem, na który się decydujecie, albo nie. To nie jest WASZ wybór. To loteria, przypadek, niewiadoma!!!”.
No to, gdy już mamy nauki moralne za sobą – informuję, że wciąż czekam na test. Czuję się dobrze, a aplikacja leniwie – dwa razy dziennie daje o sobie znać. Mówię leniwie, bo czasami muszę ją nieco prosić „no weź już sprawdź mnie, bo chcę sobie drzemnąć po południu. Rusz się!!”. Jak się domyślacie, ani prośbą, ani groźbą. „Kwarantanna” przychodzi zazwyczaj w momencie, kiedy biorę kąpiel, albo szoruję podłogi. Z mokrymi włosami, albo twarzą zalaną potem – staję wtedy do zdjęć poglądowych. Zawsze z szerokim uśmiechem – a co mi tam, niech widzą, że lubię to, co robię.
Teraz jednak sobie tak myślę, że ten mój uśmiech szybko zniknie mi z twarzy, kiedy pod dom podjedzie „wymazobus” i ludzie w skafandrach zaproszą mnie do środka. Będę miała swoje 5 minut sławy w oczach sąsiadów. Jestem jednak pewna, że nikt nie zapamięta mnie od tej dobrej strony. Oczywiście żartuję, bo wiary w ludzi mam jednak więcej.
Mam nadzieję, że swoimi tekstami nikogo nie urażę. Moim celem nie jest robienie sobie żarów z poważnych rzeczy, a kwarantanna bez dwóch zdań – taką rzeczą jest. Nie chcę jednak popadać w czarną rozpacz, martwić się na zapas wynikami testu i snuć negatywne wizje przyszłości. Mi osobiście w tych trudnych dniach (bo dni pozbawione wolności są trudnymi) pomaga odrobina humoru, czego i WAM życzę.
Aktualizacja:
godzina 18.00 w telewizji podają, że przed nami dopiero szczyt zachorowań;
godzina 19.00 w telewizji podają, że liczbę zachorowań udało się opanować
Fakty - Dziś zmarło 20 osób.