fot. pixabay

Dzisiaj warto odwołać się do Ewangelii z ostatnich niedziel. Zawierają one wskazania trudne do zrozumienia i realizacji, jeśli patrzy się na nie z ludzkiego tylko punktu widzenia. Choćby posłanie uczniów na krańce świata w celu głoszenia Dobrej Nowiny - wydaje się być nierealną mrzonką. Gdy będziemy próbowali sami, o własnych, naturalnych siłach zrozumieć - skazani jesteśmy na niepowodzenie. Dopiero wiara pozwala dotrzeć do pełni treści zawartej w słowach Chrystusa.
Najlepszym dowodem na konieczność „pomocy z góry” jest gwałtowny rozwój Kościoła w pierwszych dziesięcioleciach i wiekach swojej historii. Po ludzku to niemożliwe, by grupka kilkunastu nieuczonych ludzi, bez pomocy techniki, środków przekazu, dużych pieniędzy, mogła rozkrzewić swoje ideały i sposób życia na cały ówczesny świat. A jednak dokonali tego – nie oni sami, lecz Duch Święty, którego Jezus im posłał, tak jak obiecał.
Duch Święty na ogół nie działa z pominięciem człowieka i jego wkładu, lecz powołuje go do współpracy. Obdarza go uzdolnieniami i możliwościami, których sam z siebie, nawet z największym wysiłkiem nie byłby w stanie wykrzesać. Gdy jednak pozwolimy Bogu działać w sobie, wtedy natychmiast zaczną się pojawiać rezultaty, o których nam się nie śniło. Efektów tych działań nie jesteśmy w stanie przewidzieć, dlatego wielu będzie zaskoczonych i zdziwionych – „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Spragnionym i daliśmy Ci pić?”. Jest w tym coś ze znanego w naukach przyrodniczych „efektu motyla” – mała przyczyna zaistniała na jednym końcu świata może spowodować ogromne skutki na drugim. Zobaczenie wszystkich efektów (dobrych i złych) moich czynów, to według niektórych teologów, istota sądu ostatecznego.
„Beze mnie nic nie możecie uczynić”, mówi Pan Jezus do swoich uczniów. To bardzo ważna prawda, która ma nam uświadomić naszą bezradność, także wobec samych siebie i uwrażliwić na potrzebę gorącej modlitwy o Ducha Świętego w naszym życiu.

Andrzej Kozubski, ks.

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter