Jestem dzieckiem lubianym. Prawda, że dziwnie to brzmi? Tym bardziej, że mam czterdzieści parę lat i sama już od dawna jestem mamą. Ale nie o mnie będziemy dzisiaj rozmawiać, tylko o naszych córkach i synach. O miłości nigdy nie wyznanej, albo wyznawanej za pomocą profili internetowych. Czy gorszej? Nie chcę oceniać, ale nie chcę też pozostawiać tematu samemu sobie. Bo jest zbyt ważny. Zbyt wiele od niego zależy. Za bardzo wżera się w serce.

Żeby była jasność - nie mam patentu na wychowanie. Więcej we mnie wątpliwości niż pewności. Ale jedno wiem – nic nie jest w stanie zastąpić dziecku bliskości. Słowo „kocham” napisane w facebookowym poście, opatrzonym kolorowymi obrazkami z dopiskiem „w dniu urodzin – mama” nie doda twojemu dziecku odwagi, nie nauczy go szacunku do ludzi, wiary w siebie… To za mało. A może mniej niż mało? Bo wszystko to, co wypisujemy w internecie do 7-latka, czy 12-latki - nasze dziecko powinno usłyszeć osobiście. Inaczej można by nabrać przekonania, że adresatem tych wiadomości nie jest nasz syn, nasza córka, ale świat. To jemu komunikujemy „patrzcie jak kocham”, „zobaczcie, jaka ze mnie świetna mama”…

I pewnie tak jest. Pewnie życie byś oddał/oddała za swoje dziecko. Duszę w zastaw zostawił/a. Ale o miłości musisz mówić sama/sam. Bo nikt tak pięknie nie mówi o niej, jak ty. Nikt nie brzmi tak doskonale. Nikt nie buduje tak dojrzale swoimi zapewnieniami. Nikomu się tak nie ufa.

A miłość… przecież wiesz. Będzie brzmieć w uszach twojego dziecka i w jego sercu już na zawsze. Nigdy jej nie zapomni. Nigdy nie zagubi, bo wpije się w niego i będzie trwać. „Będzie lekiem na całe zło”, „Na czarnych myśli tłok, na oczy pełne łez”, „Na szary mysi strach, bliźniego wrogi gest”…

Nawet jeśli po drodze zbłądzi, straci kierunek– to tylko na chwilę. Na złość. Ale to minie…

Moi rodzice nie mieli Facebooka. Nie znali komputera. Słowami nie nazywali uczuć. Okazywali je codziennością. Obiadem, ciepłym mlekiem, dobrocią. Czekaniem na powroty, obawą, lękiem, nocami bez snu. Strojem uszytym na bal, wyczekanymi w kolejce pomarańczami. Zwyczajnym życiem. Skromnym. Najcenniejszym, choć często bez słów, tych na które czeka każde dziecko.

Oni dali mi przykład, o resztę musiałam zadbać sama. Chyba zdałam egzamin. Potrafię słowami nazwać miłość. Odmieniam ją na głos przez liczby i przypadki. Moja córka wie, ile dla mnie znaczy, a ja pękam z dumy, bo wyrosła na wspaniałego człowieka, który potrafi powiedzieć "kocham". W dodatku ma w sobie morze dobra, z domieszką swoistego humoru i zrozumienia. Więcej mi nie trzeba :) Udała mi się, a może to ja stworzyłam pięknego człowieka? 

Dlatego dzisiaj patrząc na Twój wpis w internecie – proszę Cię - mów swojemu dziecku, że kochasz. I kochaj "…uśmiechem, słowem, gestem, dopóki jesteś, dopóki jesteś.."


Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter