Nie bójcie się zwłaszcza bycia blisko, kochania się i – tu was zaskoczę – także umierania…" - pisał w swoich książkach ksiądz Jan Kaczkowski - kapłan, który odważył się przeżyć życie na „pełnej petardzie”. Na przekór okolicznościom, na przekór chorobie.
Bliskość porównywał do mięśnia… mistyki nakazywał szukać w prozie dnia codziennego… uczył rozmawiać z umierającymi… zachęcał do życia w kontekście wieczności… o przyzwoitości mówił nieraz… lubił używać słowa „wielkoduszność” i często do niej zachęcał. – „Spróbujmy być wielkoduszni we wszystkim: w dawaniu, kochaniu, walce o relacje. Dajmy z siebie więcej, niż musimy…” „Kochajcie, przytulajcie, bądźcie…” – apelował niestrudzenie. Kim był ten kapłan, którego tak chętnie dzisiaj cytujemy, którego książki nosimy w plecakach, o którym toczymy rozmowy? Dlaczego pozostawił po sobie aż tyle dobrych wspomnień i przesłań?

Ujmował prostotą, szczerą aż do bólu, pokorną, życiową. Lubił prowokować, nie bał się tematów tabu, o wielu sprawach rozmawiał otwarcie. –Nigdy nie myślcie, że Bóg jest przeciwko wam – powtarzał aż do znudzenia, gdyby przyszła nam do głowy myśl o chorobie, jako karze za grzechy, albo pojawiło się dręczące pytanie o Auschwitz – gdzie wtedy był Bóg, gdy ginęły dzieci? Gdy człowiek człowiekowi był wilkiem?
- W Auschwitz Bóg był w przykazaniu „Nie zabijaj!”, bo ono tam nie przestało obowiązywać – wyjaśniał, tłumaczył, pisał ksiądz Jan. Pytany o to, gdzie teraz jest Bóg, gdy sam choruje, odpowiadał – Bóg jest ze mną.. Bez względu na to, czy nam się życie wali czy nie Bóg jest stały, niezmienny, wierny. To my bywamy niewierni. Musimy to przyjąć, że choroby się zdarzają. Musimy to wszystko otulić miłością.
Jako założyciel hospicjum w Pucku szczególną troską otaczał drugiego człowieka. – Katolik nie może być anty drugi człowiek, zwłaszcza kiedy ten drugi jest słaby, chory. Im bardziej ktoś jest inny, im bardziej ktoś jest dziwny, tym bardziej ma twarz Chrystusa – pisał w swoich książkach.
- Trochę kpiny, szczypta złośliwości, trochę absurdu. A wszystko to otoczone serdecznością, dobrocią i poczuciem humoru – tak mówią o nim ci, którym dane było spotkać go na swojej drodze.
…Być może to, że zostałem księdzem, że ileś lat pracowałem w szkole, że zrobiłem doktorat i specjalizację z bioetyki, nawet to, że wybudowałem hospicjum i że je prowadzę, nie było tak istotne jak to, że zachorowałem. „Moc w słabości się doskonali”. Skoro św. Paweł w swojej słabości zobaczył wartość, to może ja wtedy, kiedy będę już nieprzytomny, będę w stanie otworzyć innych na jakiś ważny wymiar? Może moja bezbronność, której do tej pory tak się bałem, okaże się pięknem, które będę mógł innym ofiarować? Może ktoś będzie miał szansę uszanować we mnie, nieprzytomnym księdzu Janie Kaczkowskim, bo tak się przeważnie kończy glejak, człowieczeństwo? I otworzę go w ten sposób na dobro. Będzie mógł też w swojej wolności tym moim człowieczeństwem pogardzić. Wolna wola. To jest jedna z moich lekcji dojrzewania… - napisał w książce „Grunt pod nogami” ksiądz Jan, w której tak wyraźnie przybliżał najważniejsze dla siebie wartości, opisywał swoje odczucia i relacje z Bogiem.
Ksiądz Jan odszedł od nas w Poniedziałek Wielkanocny /28 marca 2016 roku/, miał 38 lat. Mimo ciężkiej choroby – glejaka mózgu, nie zwalniał biegu. Żył pełnią. Lubił powtarzać, że Bóg jest kimś dramatycznie bliskim. O swojej chorobie pisał otwarcie, czasami trochę z przymrużeniem oka. „Dziękuję ci, mój raku, że wyzwoliłeś mnie z wielu strachów” - "Zanim zachorowałem bałem się wielu rzeczy, wielu więcej niż dziś. Przestałem za przyczyną raka, a także jak sądzę – Jerzego Popiełuszki, który mówił, że największą tragedią człowieka jest strach, który go paraliżuje, zwłaszcza moralnie."

Nigdy nie zgadzał się na nieczułość. Nie wyrażał zgody na pogardzanie kimkolwiek. Walczcie o siebie – wołał – nie traćcie nadziei. Zachęcał –wymagajcie od siebie w najmniejszych sprawach, bądźcie więcej niż przeciętni - ale przede wszystkim wymagał od siebie. Prosił tylko o jedno – modlitwę.
Niech i dzisiaj ta modlitwa nie gaśnie. A Ty Księże Janie wstaw się tam za nami, "byśmy kiedyś umrzeć mogli godnie, bez wariactwa. Byśmy gdzieś na końcu drogi nie przywalili gębą w błoto". O to bardzo prosimy.

Cytaty pochodzą z książki:
Ks. Jan Kaczkowski nieco poważniej niż zwykle „Grunt pod nogami”.
Wydawnictwo WAM 2016
Pamiętajmy – kupując tę książkę, wspieramy Puckie Hospicjum pw. św. Ojca Pio, które w sercu księdza Jana Kaczkowskiego zajmowało miejsce szczególne.

Barbara Stelmach-Kubaszczyk

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter