/fot. Kwesta na leczenie Pani Kariny/


„Jeśli nie chcesz niczego żałować pod koniec życia, nie żałuj niczego pod koniec dnia” - cytat mojej ulubionej pisarki skłonił mnie do tego, by stanąć po stronie młodości – teraz i tu. Przerwać w pół zdania wywody nad współczesną młodzieżą, które stawiają ją w niekorzystnym świetle, ukazując często młodych ludzi, jako pokolenie leniwe, źle wychowane, nie szanujące starszych, dewastujące, zapatrzone w siebie... Młodzież w mediach została już zaszufladkowana. Nalepiono jej łatkę - „zła”.

Nie wiem skąd takie wyobrażenie starszego pokolenia o współczesnej młodzieży? Czy to efekt powtarzania – zasłyszanego? Czy własnych doświadczeń? A może emisji programów telewizyjnych, które pokazują młodych ludzi tak mało ambitnie ?

Ja stawiam na młodzież i widzę w niej – nie wolnych słuchaczy życia, ale aktywnych uczestników, którzy wykorzystują w pełni każdy moment, by pomagać. Jak? Jak tylko się da.

Uczniowie Katolickiego Liceum im. św. Melchiora Grodzieckiego w Cieszynie upiekli ciasta, pieniądze z ich sprzedaży przeznaczyli na pomoc Pani Karinie, która zmaga się z glejakiem. Koszt leku, który musi zażyć każdego dnia wynosi 500 złotych. Kuracja potrwać może nawet pół roku.

- Trzeba pomagać... – mówi, wsuwając mi do ręki ulotkę jedna z uczennic. Ulotki „topnieją” w ekspresowym tempie. - Czym więcej osób się dowie, tym większa będzie pomoc – dodaje w pośpiechu, bo tyle jeszcze trzeba zrobić... do tylu osób podejść... tyle powiedzieć... żeby pomóc. Liczy się czas. Uczniowie, którzy pomagają Pani Karinie wiedzą o tym dobrze. Trzeba działać, by zebrać w całość potrzebną kwotę, która pozwoli ufundować choć jedną dzienną dawkę leku.

No i pomagają... Sami szukają sposobów, organizują akcje, poświęcają swój wolny czas, by pokazać, że można... trzeba wyciągać dłoń w stronę tych, którzy sami nie potrafią sobie pomóc. Ofiarując część siebie, nie liczą na uznanie i wdzięczność. Przecież i tak świat już orzekł „młodzież jest roszczeniowa”, przecież telewizja już pokazała ich pokolenie „jako kłopotliwą kategorię socjologiczną”. Po co więc komuś coś udowadniać? Nie muszą. Pomagają, bo chcą.

Każda okazja jest dobra, żeby zrobić coś dla drugiego człowieka.

Młodzież Katolickiego Gimnazjum w Cieszynie zainspirowała do dzielenia się dobrem - swoich kolegów z wymiany polsko-niemieckiej, a dokładnie ze St. Josef Gymnasium z Bocholt. Uczniowie wspólnie przygotowali świąteczne wypieki, które następnie sprzedali na cieszyńskim rynku. Pieniężna darowizna przeznaczona została na rzecz Domu Matki i Dziecka „Słonecznik” w Cieszynie, z całym zdecydowaniem sprawiając radość mamom i dzieciom.

- Uczniowie wykazali się dużym zaangażowaniem i troską o najmłodszych podopiecznych naszego Stowarzyszenia, którymi są dzieci i mamy z Domu Matki i Dziecka „Słonecznik”...– czytamy w podziękowaniu dla grupy młodzieży z wymiany polsko-niemieckiej, której opiekunem jest Pani Aldona Kałuża-Kanadys.

Dobro się dzieje...

Ludzie Kochani! Mamy dobrą młodzież. Mamy młodzież, która oddaje honorowo krew, która dzieli się szpikiem, która czerpie satysfakcję z wolontariatu, której się chce – działać. Która daje część siebie – anonimowo, bez rozgłosu... po cichu, ale z radością... która obcina włosy by zrobić z nich piękne peruki, które później za darmo trafią do kobiet, które walczą z rakiem.

Oczywiście, w swojej idealizacji świata nie mogę być skrajna. Każdy, zwłaszcza młody człowiek dokonuje wyborów... czasami gorszych... błądzi, wątpi. O jednym jestem przekonana jednak, jeśli odważę się narzekać na młodych ludzi, muszę uświadomić sobie, że przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi we mnie. Na długo w uszach pozostaną mi słowa kapłana, którego bardzo cenię: „Chodzi o to, by własnym postępowaniem pokazywać dzieciom właściwą drogę... By nie moralizować, nie wskazywać palcem, czy nakazem..., ale swoim życiem dawać przykład. By być autentycznym... A jeśli nawet młody człowiek pogubi się w swojej wędrówce, bądźmy pewni, że wróci na odpowiednią drogę – mając mocne korzenie...” Te słowa towarzyszą mi już od lat i do nich zawsze wracam (dziękuję ks. Jacku).

Myślę, że warto podkreślać te „mocne korzenie”... że warto skupić się na tym co pozytywne, co dobre, i głośno o tym mówić. Wciąż jednak pojąć nie mogę, jak to możliwe, że najgłośniej w świecie krzyczą negatywne rzeczy. Gazety rozpisują się o psie, który pogryzł właściciela, ale nigdy nie napiszą o tysiącu innych psów, które każdego dnia wyczekują swojego właściciela, wierne niczym najdroższy przyjaciel. Dlaczego nie mówi się o milionach ojców, którzy opatrują zranione kolana dziecka...? a tętni informacja z pierwszych stron papierowych gazet o jednym ojcu, który skrzywdził swoją córkę? Dlaczego afera z jednym pijanym nastolatkiem w roli głównej, więcej znaczy niż tyle pięknych historii z udziałem młodych ludzi? … na przykład tych, którzy po lekcjach zawierali przyjaźnie ze staruszkami w domach opieki, by dać im troszkę swojej radości?

Nie chcę już słyszeć, że „zła wiadomość to dobra wiadomość, a dobra wiadomość to żadna wiadomość”. Nie zgadzam się z taką opinią. Dobre wiadomości są w cenie i takie sobie przekazujmy. Moja wiadomość na dziś brzmi – mamy wspaniałą młodzież. A jaka jest Twoja dobra wiadomość?


Barbara Stelmach-Kubaszczyk
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter