O. Eligiusz Dymowski OFM w rozmowie z Agnieszką Kostuch

Agnieszka Kostuch: W jednym ze swoich wierszy „Spowiedź” cytujesz słowa H. Ibsena: „Powołanie to potok, którego nie odwrócisz, nie powstrzymasz, nie przymusisz. Wciąż dąży do oceanu”. Proszę, powiedz, kiedy, w jakich okolicznościach poczułeś istnienie i siłę tego „potoku” w sobie?

O. Eligiusz Dymowski: Dziękuję, że przypomniałaś te słowa i dość odległy w czasie napisany wiersz. Z tej perspektywy minionych lat muszę przyznać, że powołanie do służby w Kościele jest i pozostanie zawsze wielkim darem i zarazem tajemnicą. Nigdy nie wiesz, kiedy zostajesz „dotknięty łaską”. Człowiek snuje różne plany i marzenia, a Bóg po swojemu je realizuje w twoim życiu. Nigdy też nie ma gotowej odpowiedzi: kiedy? Najważniejsze są dalsze etapy, kiedy zaczynasz to powołanie coraz bardziej odkrywać w sobie i układać życie według już innej hierarchii oraz potrzeb. Oczywiście, każdy ma swoje ambicje i wyznacza jakieś cele. Najważniejsze, aby nigdy nie zatracić dystansu ani do siebie, ani do tego, co nagle staje się twoim „chlebem codziennym”. Wcześniej, lubiłem stąpać po różnych gruntach, skałach i grzęzawiskach. Chciałem być człowiekiem w pełni wolnym, uczyć się, pisać wiersze, poznawać świat i ludzi. I w gruncie rzeczy stało się to także realne przywdziewając habit zakonny. Czyż teraz mógłbym oczekiwać czegoś lepszego dla siebie? Nie sądzę.

Dlaczego wybrałeś Zakon Franciszkanów a nie inny?

Nie było mi łatwo od razu wybrać zakon, to fakt. Miałem „po drodze” różne pomysły i możliwości. Pociągała mnie na pewno artystyczna dusza Biedaczyny z Asyżu. Tylko taki ktoś mógł być dla mnie wzorem wolności i miłości do wszystkiego, co stworzył Bóg. Stąd też pomysł, by przywdziać franciszkański strój i spróbować nieudolnie naśladować prawdziwego Przyjaciela Chrystusa.

Jesteś proboszczem Parafii pw. Stygmatów św. Franciszka z Asyżu w Bronowicach Wielkich w Krakowie. Gdybyś miał opowiedzieć komuś spoza Twojej parafii o wspólnocie, jaką tworzycie, co najważniejszego powiedziałbyś o niej?

Myślę, że chociaż tak naprawdę nie ma idealnych wspólnot, to w tym wszystkim najważniejsze jest to, aby czuć się dla siebie potrzebnym. Wzajemne zrozumienie, wspólne zaradzanie różnym potrzebom, tak duchowym jak i materialnym, potrafi połączyć serca w jedno. I na tym mi bardzo zależy jako proboszczowi. Z taką łatwością narzekamy, że ludzie dzisiaj coraz rzadziej chodzą do kościoła, niechętnie angażują się w liturgię czy dzieła charytatywne, i pewnie jakaś prawda w tym tkwi, tylko że świat materialny nie wystarcza do tego, aby być szczęśliwym i spać spokojnie. Myślę, że wiedzą to dobrze nasi parafianie, dlatego chętnie otwierają drzwi swoich domów i serc, aby dzielić się tym, co mają z innymi. Cenię w nich szczerość i prostotę, chociaż nie wszyscy jeszcze uświadamiają sobie soborową ideę Kościoła-wspólnoty, gdzie wszyscy, nie tylko kapłani, są odpowiedzialni za ewangelizowanie i bycie ewangelizowanym. Wiele spraw i problemów trzeba z pokorą odnieść także do nowych czasów, w których ludzie, chociaż bardziej może niecierpliwi, tak samo umieją kochać i mieć marzenia, jak dawniej.

W swojej poetyckiej twórczości wiele miejsca poświęcasz Matce Boskiej. Pokazujesz Ją jako kogoś bardzo bliskiego ludziom, uczestniczącego na co dzień w ich życiu. W Twoim kościele parafialnym znajduje się koronowany obraz Matki Boskiej z dzieciątkiem na ręku, która nazywana jest Opiekunką Małych Ojczyzn. Przywołujesz go m.in. w wierszu „Opiekunko Małych Ojczyzn”:

Madonno niebieskooka / Bronowicka Pani / boso po ściętych idziesz łąkach / my zapatrzeni / zasłuchani / w szept modlitw / które o poranku / z wiarą zanosisz nad kołyską / swojego Syna / Pana / Zbawcy / byśmy wytrwali / mimo wszystko
(z tomu „Pęknięta struna świata”, ATELIER WM, Kraków 2017)

Nasza pobożność bardzo silnie zakorzeniona jest w duchowości maryjnej. Rzeczywiście w naszej parafialnej świątyni króluje „Opiekunka Małych Ojczyzn” w obrazie młodopolskiego malarza Włodzimierza Tetmajera, notabene spoczywającego na bronowickim cmentarzu. Jest to obraz nie tylko piękny artystycznie, ale przede wszystkim z wielkim historycznym i duchowym przesłaniem, że Bóg naprawdę wybiera i uświęca to, co małe w oczach świata. W obrazie Tetmajera Maryja jest jedną z nas: kobietą, matką, z silnym przywiązaniem do miejscowego stroju i tradycji. To jest ta tożsamość, która stanowi o prawdziwości miejsca, kultury i języka. Świat jest taki piękny dzięki swej różnorodności i pielęgnowanym obyczajom. W ten sposób każde miejsce na tej ziemi jest tak samo ważne, bo ktoś w tym miejscu przecież żyje, modli się, przeżywa swoje radości i smutki. I chociaż tu, przed tym Obrazem, jesteśmy jedną z wielu malutkich iskier, to wespół z innymi możemy zawsze zapalić ten świat Bożą tęsknotą, by uczyć się kochać prawdziwie i czynić tylko dobro.

Wykorzystujesz poezję w swoich homiliach?

Poezja towarzyszy mi od najmłodszych lat, dlatego nie może dziwić fakt, że chętnie wykorzystuję wiersze podczas wygłaszania homilii czy kazań. Nie jest to oczywiście żadna reguła.

Jacy poeci są Ci bliscy?

Mamy bardzo wielu znakomitych poetów, począwszy od klasyków po współczesność, dlatego też nie chciałbym tutaj wyróżniać kogokolwiek. Osobiście bardzo cenię poezję Norwida, Staffa, czy Baczyńskiego, ale to absolutnie nie zamyka jakkolwiek rozumianej listy.

Czy język poetycki pomaga mówić o tajemnicy Boga?

Język poetycki jest bardzo bliski Tajemnicy, którą tak wspaniale pokazuje oraz interpretuje chociażby biblijna Księga Psalmów. Każdy artysta ma przecież swój poetycki „kod” docierania do tej Tajemnicy. Z pytań rodzi się najpiękniejsza rozmowa ludzkiej duszy z Nieskończonością. Czasem ktoś nawet błądzi, chodzi po omacku, szpera w jakichś zakamarkach, długo poszukując odpowiedzi na trudne pytania. Ale w tym wszystkim objawia się cała wielkość i piękno szeroko rozumianej Sztuki, a w tym szczególnie poezji. Myślę, że Pan Bóg, jako największy Artysta, doskonale rozumie taki właśnie „twórczy ból”…

Ucieszyła Cię wiadomość, że następca Stolicy Piotrowej przyjął imię Franciszek? Jak postrzegasz działalność papieża?

Kiedyś mieliśmy papieża „z dalekiego kraju”, dlaczego więc teraz nie cieszyć się z daru, że następcą św. Piotra jest ktoś „z końca świata” (śmiech). Myślę, że imię obecnego Ojca Świętego jest bardzo wymowne nie tylko dla Kościoła, ale i całego świata. Podobnie jak za czasów św. Franciszka, tak i obecnie nadszedł krytyczny moment dla całej ludzkości. Egoizm, żądza władzy i celebryctwa jest aż nadto widoczna we wszystkich dziedzinach i społecznych stanach. Kościół, którego pragnie papież Franciszek, ma być przede wszystkim Kościołem Chrystusa ubogiego i przepełnionego miłością do każdego człowieka. Nie oznacza to, że trzeba z pobłażliwością przyjmować grzech. Zło zawsze będzie niszczyć zarówno pokój jak i dobro, dlatego tak bardzo konieczna jest dziś czystość ludzkiego sumienia.

Jak Jego głos jest przyjmowany przez Twoich parafian?

Myślę, że moi parafianie są dobrymi obserwatorami tego, co się dzieje dzisiaj na świecie, dlatego z uwagą śledzą wypowiedzi oraz podróże apostolskie następcy św. Piotra. Potrzeba sprawiedliwego i miłosiernego ojca zawsze będzie doceniana w mądrych i roztropnych głowach.
23 lutego br. papież odprawił w Watykanie nabożeństwo za grzechy wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych, podczas którego dwóch kardynałów odczytało zbiorowe wyznanie win: „Wyznajemy, że biskupi, prezbiterzy, diakoni i zakonnicy w Kościele dopuścili się przemocy wobec dzieci i młodzieży i że nie zdołaliśmy ochronić tych, którzy szczególnie potrzebowali naszej troski. Wyznajemy, że chroniliśmy winnych i zmusiliśmy do milczenia tych, którzy doznali zła. Wyznajemy, że nie uznaliśmy cierpienia wielu ofiar i nie udzieliliśmy pomocy, kiedy było to konieczne. Prosimy o przebaczenie za nasze grzechy”.

Jak odczytujesz takie gesty?

Żadna krzywda wyrządzona drugiemu człowiekowi nie może pozostać bezkarna. W przypadku krzywdy wobec niewinnych dzieci wszyscy, bez wyjątku, którzy się takich czynów dopuszczają, muszą ponieść prawne konsekwencje. Tam, gdzie nie ma wiary ani moralności, tam bardzo szybko i sprawnie szatan zaczyna budować swoje królestwo. Jeśli nie będziemy troszczyć się o jakość naszych rodzin, zawsze będziemy bić się za późno w piersi. Boży Dekalog nadal obowiązuje. Nikt ani nic nie usprawiedliwi jakiegokolwiek zła. Przeprosić za swoje czyny, to na pewno już dużo, ale też trzeba jeszcze się nawrócić i nie grzeszyć więcej, dlatego świat bez fundamentalnych wartości i jasnych moralnych zasad pozostanie zawsze pustynią bez ożywczej wody. Żadnym więc grzechem nie wolno się bawić, ponieważ nikogo on nie oszczędzi.

Dziękuję Ci za rozmowę i życzę sił na Twojej pięknej acz trudnej drodze.
Agnieszka Kostuch

O. Eligiusz Dymowski - ur. 4 lipca 1965 w Sannikach na Mazowszu. Franciszkanin, wykładowca teologii pastoralnej, poeta i krytyk literacki. Studiował w Instytucie Teologicznym Księży Misjonarzy w Krakowie oraz na Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. W 2001 roku doktoryzował się w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. W roku 1994 przebywał na stypendium Ambasady Francuskiej przy Stolicy Apostolskiej w Rzymie w Uniwersytecie Katolickim w Lyonie. Pracował jako duszpasterz w Pińczowie i w Somma Vesuviana koło Neapolu. W latach 1999-2005 rektor Wyższego Seminarium Duchownego OO. Franciszkanów w Krakowie – Bronowicach Wielkich. Obecnie jest przełożonym i proboszczem w Krakowie-Bronowicach Wielkich. Zajmuję się pracą dydaktyczną, naukową i literacką. Jest Członkiem Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, a także Oddziału Polskiego Stowarzyszenia Kultury Europejskiej (SEC), którego od października 2005 roku jest również wiceprezesem. Od 2007 roku członek Krakowskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Debiutował w 1987 roku. Przez jaki czas był również członkiem jedynej w swego rodzaju grupy poetyckiej CRAS, zrzeszającej poetów w habitach. Autor licznych publikacji prasowych. Wielokrotnie występowałem w różnych rozgłośniach radiowych. Jego wiersze były tłumaczone na język włoski, esperanto, angielski i niemiecki. Prywatnie: kocha podróże, spokój i szczerość ludzi.
 
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter