/pixabay/

Rachunek sumienia jest dialogiem o wzajemnej miłości. Jest „rozliczaniem się” z miłości. Warunkiem dobrze odprawianego rachunku sumienia jest uprzednie doświadczenie miłości Boga. Praktyka rachunku zakłada, że wierzymy głęboko, iż Bóg zakochał się w człowieku. Najpierw nasycamy się miłością Boga. Podziwiamy Jego bezwarunkową akceptację i hojność wobec człowieka ujawniającą się w Jego darach. Tak rozumiany rachunek sumienia nie sprowadza się do przykrej praktyki, w której człowiek miałby się czuć poniżony i upokorzony przez Boga lub przez siebie samego. Spojrzenie na nas samych i całą naszą historię życia, nawet jeżeli znajdujemy w niej dużo chaosu i zagubienia, nie będzie przygniatającym doświadczeniem, kiedy ujrzymy najpierw miłość Boga do człowieka, kiedy odkryjemy, że miłość ta nie zależy bezwzględnie od ludzkiej postawy. Od doświadczenia miłości Boga przechodzimy do refleksji nad naszą miłością do Niego; pytamy siebie, jaka była, jaka jest i będzie nasza odpowiedź.

Dobrze jest rachunek sumienia rozpoczynać od: dziękczynienia Bogu za otrzymane dobro. Wszystko jest darem, a zatem za wszystko winniśmy dziękować. (Np. co było dla mnie szczególną łaską ostatnich dni, tygodni, miesięcy czy lat, za którą chciałbym teraz podziękować Panu? Wyjdźmy od konkretnych doświadczeń wewnętrznych, sytuacji zewnętrznych, zdarzeń, więzi z bliźnimi, które były dla nas źródłem szczególnej radości. Czy przeżywaliśmy je z wdzięcznością wobec Boga jako Jego dary?)

Kolejnym etapem jest wyznanie swoich słabości, niewierności i grzechów. Rachunek sumienia winien być nie tylko „rachowaniem grzechów”, ale również, a może przede wszystkim, badaniem sumienia, badaniem świadomości naszej wiary. Pierwsze pytania w rachunku sumienia winny się odnosić do naszej postawy wobec Boga. (Jakie miejsce zajmuje Bóg w moim życiu? Czy rozeznaję, jaka jest Jego wola, kiedy podejmuję decyzje dotyczące nie tylko samego życia religijnego, ale życia jako takiego? Czy ufam Bogu w codziennych trudnościach, przeciwnościach i niepowodzeniach życiowych?) W rachunku sumienia winniśmy pytać się także o autentyczność naszego zaangażowania w modlitwie. (Czy pozwalam Bogu, aby Jego słowo osądzało mój sposób myślenia, moje postawy życiowe, przyzwyczajenia i reakcje?). Odpowiedź na pytanie, jakie są nasze najgłębsze postawy życiowe wobec Boga, wobec bliźnich, wobec siebie samych, wobec świata rzeczy stworzonych dają nam przede wszystkim nasze uczucia i sposób reagowania na nie. Trzeba w nie wejść, aby móc stanąć w prawdzie przed sobą samym i przed Bogiem. Taki rachunek sumienia jest o wiele trudniejszy od „rachowania tylko faktów grzechu”, ponieważ wymaga od nas dużego dystansu do samego siebie i świadomości tego, co dzieje się w nas.

Bóg powołał nas do wielkości, stwarzając nas na swój obraz i podobieństwo. Pragniemy budować własną wielkość sami na sobie, zamiast na Bogu i na Jego woli. I to jest istotą naszej pychy. Jak pycha może się w nas przejawiać? W dążeniu do sukcesu za wszelką cenę, bez liczenia się z własnym sumieniem, z innymi czy z własnym zdrowiem; w przesadnej trosce o własną opinię; w podtrzymywaniu urazów do innych i mściwym odgrywaniu się przy różnych okazjach; w wyniosłym myśleniu o sobie, które nie ma pokrycia w rzeczywistości. Pycha jest pierwszym grzechem i źródłem wszystkich innych grzechów. Stąd też grzech ten może być najtrudniejszy do odkrycia i uznania. Drobiazgowe zajmowanie się małymi grzeszkami może być nieraz pewnym unikiem, by nie odkryć grzechu pychy. W rachunku sumienia pytamy się, w jakich sytuacjach, decyzjach, wyborach, faktach życiowych przejawia się nasza pycha; w czym wyraża się nasza pogoń za wielkością, za tym, co przerasta nasze siły. Czy nie dążę do czegoś idąc na kompromisy z własnym sumieniem? Czy z jednej strony nie poniżam się przed wyżej stojącymi ode mnie, a z drugiej strony czy nie lekceważę tych, których uważam za postawionych niżej ode mnie? Czy nie podtrzymuję w sobie uczucia wyniosłości wobec innych? Czy nie ulegam jakiemuś niezdrowemu perfekcjonizmowi?

Pycha jest źródłem niemożliwych do urzeczywistnienia pragnień i dążeń człowieka. Kiedy nie spełniają się one w nas, wówczas nachodzą nas uczucia niezadowolenia z siebie, przygnębienia, smutku i apatii. Nasza pycha każe nam się dręczyć, iż nie jesteśmy tacy, jakimi ona chciałaby nas widzieć. Uleganie tym uczuciom prowadzi do braku zaangażowania i rezygnacji wobec życia, niedbalstwa w wykonywaniu obowiązków, lenistwa i ociężałości w modlitwie, egocentryzmu. Ulegając niezadowoleniu z siebie i przygnębieniu pozwalamy się kierować złemu duchowi, który sieje przede wszystkim bezsens i zwątpienie w działanie Boga w nas. Czy staram się relatywizować niepowodzenia, upadki i słabości przezwyciężając zniechęcenie i niezadowolenie z siebie? Czy w przygnębieniu i smutku zwracam się w modlitwie do Boga starając się w sobie wzbudzić wiarę w siłę Jego łaski działającej w moim życiu? Czy nie przerzucam moich stanów depresyjnych na innych wytwarzając wokół siebie atmosferę zgorzknienia i ponuractwa?

Lękiem, zbytnią troską zadręczamy siebie samych i innych próbując nieraz wpływać na to, co absolutnie od nas nie zależy. W poddawaniu się lękowi nierzadko przejawia się nieufność zarówno wobec Boga, bliźnich, jak i wobec samego siebie. Czy nie poddaję się uczuciom lęku o siebie, o swoją przyszłość? Czy usiłuję zawierzyć Bogu w sytuacjach trudnych, w których po ludzku nie widzę rozwiązania? Czy nie kieruje mną zbytnie zabieganie i zbytnia troska w sprawach doczesnych? Czy żyję prawdą o Opatrzności?

W każdym człowieku rodzą się uczucia niechęci, nieżyczliwości czy nawet wrogości wobec innych. Uczucia te są źródłem przykrych słów, nieżyczliwych gestów, odmawiania innym słusznej pomocy, przerzucania na innych całej odpowiedzialności za zaistniałe konflikty. W przygotowaniu do spowiedzi pytamy siebie także: czy nie mam do kogoś żalu, pretensji? Jeżeli tak, to do kogo i z jakiego powodu? Czy nie podtrzymuję niechęci, budzącej się nieżyczliwości wobec innych? Czy chcę przebaczyć moim winowajcom i co robię, aby doszło do prawdziwej jedności i życzliwości wobec nich? Czy w sytuacjach konfliktowych wychodzę pierwszy, aby przeprosić? Czy modlę się za tych, którzy są mi nieżyczliwi, czy może nawet wrogo nastawieni do mnie? Czy dostrzegam wokół siebie ludzi potrzebujących, samotnych i zranionych przez życie i co robię, aby im przyjść z pomocą? Jak spełniam moje obowiązki wobec członków rodziny, wspólnoty w której żyję? Czy nie zwalniam się od odpowiedzialności za nich? Czy nie przerzucam na nich ciężarów, które powinienem nieść? Czy modlę się za moich najbliższych?

Można kochać siebie za dużo, ale tylko złą miłością, która przejawia się: w ucieczce od swojego prawdziwego życia w życie pozorne, w egoistyczne konsumpcje lub też w iluzje o sobie. Prawdziwą miłością nie można nigdy kochać za dużo. Miarą miłości bliźniego, jest miłość do samego siebie. Ktoś, kto nie umie kochać siebie miłością ofiarną i wymagającą, nie jest zdolny do prawdziwej miłości bliźniego. Czy cenię sobie własne życie, jako dar Boga? Jak wygląda moje zaangażowanie, aby dobrze przeżyć swoje życie? Czy podejmuję problemy i pytania, które stawia mi moje życie? Czy nie uciekam od życia i odpowiedzialności za nie w marzenia i rożnego rodzaju konsumpcję? Czy nie marnotrawię czasu na oglądanie bezwartościowych programów telewizyjnych, liczne i płytkie kontakty towarzyskie lub mało wartościowe lektury? Czy jestem odpowiedzialny za powierzoną mi pracę? Czy dobrze ją wykonuję? Czy staram się być w niej twórczy, wykorzystując wszystkie talenty? Czy nie ulegam chciwości dóbr materialnych?

Na końcowym etapie naszego rachunku sumienia z zaufaniem powierzamy się Bogu. Sam wysiłek woli niczego jeszcze nie uzdrawia i nie zmienia. Jasno widzimy naszą małość, ograniczoność i słabość. To doświadczenie prowadzi nas do pragnienia coraz pełniejszego powierzenia swojego życia Temu, który jest nieskończenie dobry i miłosierny. Powierzyć się Bogu, to odpowiedzieć zaufaniem na Jego uprzedzające zaufanie do nas. Okazane nam i przyjęte przez nas zaufanie Kogoś, kto nas kocha w sposób bezinteresowny, leczy nas z naszych słabości i zranień życiowych, które najczęściej polegają na braku zaufania do siebie samego, do ludzi i do Pana Boga. Człowiek ma potrzebę wypowiedzenia siebie przed drugim w atmosferze zaufania; posiada zarówno potrzebę „wyrzucenia” zła, które w sobie odczuwa, jak też wyrażenia swoich nadziei, pragnień i tęsknot. Tam, gdzie zanika praktyka spowiedzi, wzrasta nagle zapotrzebowanie na psychologię i psychoanalizę. Człowiek nie tyle szuka mądrych i trafnych rad, ale najpierw kogoś, kto byłby z nim w jego trudnym położeniu; przed kim mógłby wypowiedzieć to wszystko, co przeżywa. Zawsze najbardziej boli człowieka zło, które wyrządzili mu inni oraz zło, które sam sobie wyrządził swoim grzechem. Zawsze najbardziej cierpi, kiedy oskarżają go inni lub też kiedy sam siebie oskarża. To oskarżane i oskarżające się serce człowieka może znaleźć ukojenie w Bogu. „Jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca”.

ks. Józef Pierzchalski SAC
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter