Wakacyjne spotkanie zespołu Domowego Hospicjum św. Kamila w Bielsku-Białej odbywa się każdego roku w lipcu, w którym obchodzony jest dzień patrona Hospicjum. Odbywa się na posesji Urszuli i Wacława Sobierajów od początku istnienia Hospicjum – wspomina założycielka i koordynator zespołu hospicyjnego lek. med. Anna Byrczek i dodaje: Było wtedy jeszcze bardzo skromnie, na łące, zwykłe ognisko i kiełbaska na patyku, ale zawsze było sympatycznie i wesoła  zabawa.  Dla wszystkich to ognisko jest formą odpoczynku, budowaniem wspólnoty, pobytem ze sobą, bo normalnie na co dzień mamy mało czasu, aby nacieszyć się sobą. Dziś na  spotkanie przyszło  ok. 40 osób.Ta grupa składa się z wolontariuszy o różnych temperamentach, o różnych osobowościach, o różnych potrzebach, tu się docierają, pracują nad swoimi słabościami. Gdyby wszyscy byli idealni  byliby obok siebie, nie tworzyli by wspólnoty. Różnice powodują wzajemne zacieśnianie się między sobą, mocniejsze zazębianie się.

Wolontariusz z własnej woli, bezinteresownie zgłasza gotowość służby na rzecz potrzebujących oraz włączenia się do wspólnoty posługującej nieuleczalnie chorym na raka. Jest to posługa wyczerpująca emocjonalnie i dlatego organizowane są sukcesywnie spotkania zespołu hospicyjnego mające na celu odprężenie, uspokojenie a przez zabawę zawiązanie więzi wspólnotowej. O swojej posłudze hospicyjnej tak opowiada Urszula Sobieraj – organizatorka ogniska: Spotkania integrujące odbywają się w lipcu, bo wybraliśmy na patrona Hospicjum św. Kamila, a świętego Kamila obchodzimy 14 lipca, toteż organizujemy spotkania w soboty najbliższe tej dacie. Jest to relaks dla całego zespołu, staramy się, aby zawsze było wesoło. Posługa w Hospicjum to ciężkie zadanie i  chociaż w ten sposób pomagamy  ludziom, którzy działają w Hospicjum. Jestem dziś od tego z dala, ale wiem, co znaczą  noce u chorych, jakie  to są obciążenia dla całej rodziny. Każdemu pobytowi z chorym towarzyszył wielki stres i nawet po powrocie do domu trudno było się zrelaksować, czy zajmując się zawodowo czymś innym. Pomimo tych trudności nie zrezygnowałam z tej działalności, bo jeżeli ktoś czekał, to nie można było nie pójść. Przydzielony chory wymagał odłożenia innych spraw i nie można było go zostawić z jakiś osobistych powodów. Tak trzeba było. I obecni tu wolontariusze też tak postępują. To nie wynika tylko z naszych charakterów. Wolontariusze są do tego działania bardzo dobrze  przygotowani duchowo poprzez rekolekcje, dni skupienia i świetne prowadzenie duszpasterskie.

W domowym Hospicjum św. Kamila służą kapelani hospicyjni ks. Edward Lasek SDS i ks. Andrzej Pacholik SDS z parafii Salwatorianów pw. NMP Królowej Polski w Bielsku-Białej, gdzie Hospicjum ma swoją siedzibę. Dbają o przygotowanie  chorych do życia wiecznego, na spotkanie z Bogiem. Biorą też udział w wakacyjnych spotkaniach zespołu hospicyjnego, które rozpoczynają się Eucharystią odprawianą w kaplicy domu zakonnego Salwatorianów. Tak też było tym razem a Mszę Św. odprawił ks. Edward. Na spotkanie zapraszano  artystów.  Uświetnili je prowadzący Scholę  młodzieżową w parafii pw. MB Pocieszenia w Straconce Stefan Kamiński wraz z małżonką, którzy wspólnie z grającymi na harmonii Kacprem – wnukiem Sobierajów oraz na flecie Marią Kuźniar-Renardt zachęcili zebranych biesiadników do wspólnych śpiewów .Wśród uczestników spotkania była obecna Elżbieta Adamus, farmaceutka – długoletnia wolontariuszka w zespole hospicyjnym. Z racji wieku ograniczam moją aktywność w Hospicjum, ale nadal pomagam – zaznacza i zaraz dodaje: mam  pod stałą opieką panią od 20 lat. W Hospicjum działam od samego początku od 1992 r. Poznałam dr Annę  Byrczek na rekolekcjach w Czechowicach-Dz. Dowiedziałam się wówczas o jej planach założenia Hospicjum. I wtedy wszystko się zaczęło. Działałam bardzo intensywnie, często chodziłam do chorych. Miałam na to więcej czasu niż inni, bo jestem osobą samotną i chciałam czas pożytecznie, dobrze dla innych wykorzystać. Moja pomoc chorym była różna – czasem tylko sama obecność przy chorym była ważna. Czasem  pomagałam w codziennych czynnościach w obecności  rodziny, która nie radziła sobie z sytuacją jaką stwarzał chory. Były również przypadki dramatyczne, kiedy chory w nocy zmarł a obecny członek rodziny z tego powodu zasłabł. Musiałam wtedy otoczyć opieką tę drugą osobę, aby nie została sama. Dyżur przeciągnął mi się wtedy do czasu, aż wszystko się unormowało. Ta obecność przy chorych uświadamia mi również moje przyszłe odejście, też zastanawiam się jakie ono będzie, wielu lęka się tego, ale myślę, że jeśli będzie trzeba, to też pomoc uzyskam. Wspólne działanie  i przynoszenie dobra  stworzyło wspólnotę, w której mogę spotykać się  z drugimi, oni są dla mnie darem, cieszę się z tych znajomości, chciałabym, aby to wszystko dalej trwało i chcę przy tym uczestniczyć jak długo  będę mogła.  Wzór czynienia dobra  wyniosłam z domu rodzinnego – mój tato był osobą oddaną dla społeczności. Mama zajmowała się rodziną, było nas w domu sześcioro. Wiele też dobrego zaznałam od innych i to również zachęca mnie do spłacania długu. Krótszy staż służby w zespole hospicyjnym ma inna wolontariuszka Michalina Kulpa uczestnicząca w hospicyjnym ognisku. Choć kurs przygotowawczy dla wolontariuszy ukończyłam 3 lata temu  – stwierdza - to działam w wolontariacie hospicyjnym krótko, bo od nie całego roku, opiekując się chorymi na nowotwory – wyjaśnia, - zajmuję się: myciem, przebieraniem, zakupami albo tylko towarzyszeniem choremu, zależnie od jego potrzeb. Wolontariat sprawuję obok mojej normalnej pracy, nie związanej z medycyną. Spotkania z chorymi bardzo wpływają na mnie,  przeżywam je mocno, każde jest inne, bo każdy chory jest inny. Ale z towarzyszącym stresem sobie radzę, bo miałam chorą mamę i z takimi sytuacjami byłam zaznajomiona i  staram się być odporna przy kontaktach z chorymi. Pomagając chorym jestem przekonana, że dobrze czynię, przynosi mi to zadowolenie.  Wolontariuszem jestem z dobrego serca, czuję taką potrzebę, aby nieść innym pomoc, radość, dobre słowo.

Na wakacyjnym spotkaniu hospicyjnego zespołu nie zabrakło też zupełnie nowych wolontariuszy. Mam umowę od początku lipca tego roku – mówi Wiesława Łozińska.  Pracuję zawodowo, z zawodu jestem technikiem żywienia i  chcę zajmować się chorymi jako wolontariusz w Hospicjum. Do tej pory jeszcze nikomu nie zdążyłam pomóc. Chcę pomagać i nie zastanawiam się nad tym z jakimi trudnościami się spotkam. Mam swoją rodzinę, męża, córkę, mamę i myślę, ze dam radę. Liczę, ze oni mi będą pomagać, a ja uważam, że dam córce dobry przykład, oswoję ją z takimi sytuacjami, aby nie były dla niej obce. W rozmowie o napływie nowych wolontariuszy dr Anna Byrczek powiedziała: nowych wolontariuszy zawsze chciałoby się więcej, chociaż w tym roku było tak dużo chętnych na kursy przygotowujące dla wolontariuszy, że trudno było ich wszystkich pomieścić.  Dużo było osób z powiatu bielskiego. Jest to dla nas ważne, bo tam też mamy pacjentów. Wolontariusze, którzy mieli pod opieką pacjentów mieszkających w dalszych miejscowościach, roznoszą informacje o Hospicjum w Bielsku-Białej. I powstały  już podobne np. w Wadowicach, Żywcu. Chcielibyśmy, aby było ich więcej, aby nie trzeba było dojeżdżać z Bielska. Znacznie lepiej byłoby, gdyby w każdej parafii znalazła się taka lokalna grupa. Czytelnikom Gwiazdki Cieszyńskiej życzę zdrowia, aby nie musieli korzystać  z Hospicjum. Ale wszystkich nas czeka starość i różne z tym związane dolegliwości. Warto  więc się zainteresować działalnością hospicjum, aby poznać sposoby podejścia do chorego, do umierającego. Życzmy sobie, aby w trudnych dla nas momentach, znaleźli się ludzie, którzy pozwolą nam spokojnie umierać w domu z powodu choroby lub starości.

Tekst i fotografie: Urszula i Andrzej Omylińscy

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter