Z trudu pracy rośnie dom człowieka. Praca pozwala zadomowić się na świecie. Dom to kwintesencja swojskości. Dom sprawia, że świat staje się światem człowieka Dzięki domowi człowiek zamieszkuje ziemię. Pisze H. Arendt: „Świat, dom wzniesiony przez człowieka na ziemi i uczyniony z materiału, który ziemska przyroda oddaje w ludzkie ręce, składa się nie tylko z rzeczy, które się konsumuje, ale i z rzeczy, których się używa. Jeśli przyroda i Ziemia ogólnie stanowią warunki ludzkiego życia, to z kolei świat i rzeczy świata stanowią warunki tego, że specyficznie ludzkie życie może na Ziemi znajdować swój dom.

Przyroda widziana oczyma animal laborans jest wielkim dostawcą wszelkich ‘dóbr’ należących jednako do wszystkich jej dzieci, które biorą je z jej rąk i ‘łączą się z nimi’ w pracy i konsumpcji. Ta sama przyroda widziana oczyma homo faber, budowniczego świata ‘dostarcza tylko materiałów, które same w sobie są niemal bezwartościowe’, a cała ich wartość tkwi we włożonej w nie pracy. Bez brania rzeczy z rąk natury i konsumowania ich oraz bez bronienia się przed naturalnymi procesami wzrostu i rozpadu animal laborans nie mogłoby przetrwać. Natomiast bez zadomowienia się pośród rzeczy, które z racji swej trwałości nadają się do użytku i do wznoszenia świata, którego samo trwanie jest bezpośrednim przeciwieństwem życia, życie to nie byłoby ludzkie” (H. Arendt, Kondycja ludzka).

Pochylmy się na moment nad tym ważnym tekstem. Zamieszkiwanie człowieka na ziemi jest wynikiem zespolenia trudu animal laborans i homo faber. To ważne kategorie w myśleniu tej utalentowanej uczennicy Heideggera. Człowiek jako animal laborans (istota pracująca) pracuje gwoli zaspokojenia podstawowych potrzeb (zdobycia pożywienia, ubrania, mieszkania). Pracuje, aby konsumować, aby podtrzymać proces życiowy. Homo faber, czyli człowiek wytwórca narzędzi, wznosi świat przedmiotów użytkowych, świat maszyn, świat artefaktów (sztucznych przedmiotów), jak powiada Heidegger, czegoś do czegoś ze względu na coś. On nie tyle pracuje, ile wytwarza. Kiedy między tymi dwoma rodzajami ludzi panuje harmonia, świat jest miejscem zamieszkiwania człowieka.

Kiedy homo faber emancypuje się od ludzkiego procesu życiowego, świat staje się miejscem walki i przemocy, światem instrumentalnej użyteczności, gdzie wszystko i wszyscy są już tylko narzędziami służącymi realizacji jedynego celu: bezwzględnego panowania człowieka nad światem. W wytwarzaniu, które jest domeną homo faber, mamy do czynienia z dużą dawką przemocy. Oddajmy raz jeszcze głos H. Arendt: „Ów element pogwałcenia i przemocy obecny jest w każdym wytwórstwie i homo faber, stwórca ludzkich artefaktów, zawsze był niszczycielem przyrody. Animal laborans, który swoim ciałem z pomocą zwierząt domowych daje pożywienie życiu, jest może panem i władcą wszystkich żywych stworzeń, lecz nadal pozostaje sługą przyrody i ziemi; dopiero homo faber zachowuje się jak pan i władca całej ziemi. Skoro jego produktywność pojmowano na podobieństwo Boga – Stwórcy, z tą różnicą, że tam, gdzie Bóg stwarza ex nihilo, człowiek stwarza z zastanej substancji, ludzka produktywność na mocy definicji musiała zaowocować prometejskim buntem, ponieważ mogła wznieść świat tworzony przez człowieka dopiero po zniszczeniu części przyrody stworzonej przez Boga” (Kondycja ludzka).

Homo faber jawi się jako destruktor, który na gruzach świata wznosi świat nowy, zbudowany przez siebie samego, bez dania posłuchu samej ziemi. Nie chce rozumieć logiki ziemi, nie chce rozumieć logiki pracy. Świat przestaje przemawiać swoim rytmem, przesłaniem kierowanym do człowieka, a staje się wielkim kombinatem budowy, który rości sobie pretensje do bycia ostateczną rzeczywistością. Poza tym światem, sztucznie wzniesionym w wyzywającym, prometejskim czynie, nie ma innego. Taką postawę Tischner nazywał terryzmem: „Terryzm wiąże całą nadzieję człowieka z doczesnością i domaga się od niego zgody na scenę jako jego ostateczność. Jest ślepy na przygodność, metaforyczność, względny charakter sceny” (J. Tischner, Myślenie według wartości).

Praca, której rezultatem jest zadomowienie, pozostaje otwarta na mowę świata. Dom wzniesiony rękami ludzkimi narażony jest na kaprysy ziemi. Jego kruchość wyraża się w tym, że może stać się ofiarą powodzi, trzęsienia ziemi. Upływający czas sprawia, że pustoszeje. Ludzie odchodzą, opuszczają go, on sam pada ofiarą czasu. Praca ludzka wzniosła dom. Ta praca pyta teraz: „Czym jest dom, czy domem rzetelnym, czy jedynie obietnicą domu? Czy człowiek jest w stanie zbudować rzetelny dom? Czy jest w stanie zadomowić się tutaj? Czy jego przywiązanie do domu jest przywiązaniem do czegoś mocnego i trwałego?” (J. Tischner, Filozofia dramatu). Tak oto praca otwiera na czas. Człowiek poddany jest upływającemu czasowi. Czas przenika pracującego człowieka, ale przenika również owoce pracy. Zakorzenia w ziemię poprzez pracę, ale i prowadzi poza ziemię, wykorzeniając z niej człowieka.

Poprzez pracę człowiek zakorzenia się w ziemi. Wymóg pracy, jaki płynie od strony ludzkiego życia, owocuje domem. Pisze Tischner: „Dzięki pracy przestrzeń otaczająca dom przemienia się w przestrzeń służącą domowi i życiu w domu. Praca ma zdolność konstruowania. Wznosi ona między człowiekiem a naturą świat pośredni – świat przystosowany do zaspokajania zarówno stałych jak i zmiennych potrzeb człowieka… Pracować na tym świecie znaczy zakorzenić się” (Filozofia dramatu). Praca wkorzenia człowieka w ziemię. Pytamy, jak głęboko? Czy zamyka go w cyklu wytwarzania i konsumowania, w obiegu wymiany materii? Czy zamyka w mozole nieustannych czynności? Czy jak w wierszu Gałczyńskiego: „Cząstka pracy wykonana, i znów cząstka, i znów cząstka, i znów noc, i znów od rana do cząstki dodana cząstka” (Pieśni).

Bezdyskusyjne jest jedno: dzięki pracy człowiek przybliża się do poznania jakiejś prawdy o ziemi. Poznaje stopniowo, czy ziemia jest ziemią obiecaną, czy też może obietnicą ziemi innej. „Wydobywając z ziemi to, co najlepsze, człowiek doświadcza natury świata jako ziemi obiecanej. Smakując chleb, człowiek smakuje obietnicę, która się ziściła. Wierzy, że nie jest tu intruzem. Owocowanie pracy to potwierdzenie archaicznej obietnicy. Ale praca nie zawsze owocuje. Przychodzą lata nieurodzaju, wybuchają wulkany, wody występują z brzegów. Krótkie trzęsienie ziemi zamienia w ruinę pracę wielu pokoleń. Co więcej: człowiek umierając, umiera zwyciężony własną pracą. Ta sama praca, która służyła rozwojowi i podtrzymywaniu życia, staje się źródłem słabości i śmierci. Praca nie tylko uczłowiecza człowieka, praca może także zabić człowieka. Człowiek umiera umęczony pracą” (Tischner, Filozofia dramatu).

Nieprawdą jest, jakoby praca wikłała człowieka w siebie samego, we własne projekty, zamierzenia. Nieprawdą, że wznosi sztuczny świat maszyn, który niszczy zarówno człowieka jak i świat. Może się tak stać, jeśli homo faber w obłędnym cyklu wytwarzania nie potrafi zatrzymać się w namyśle nad swoim działaniem. Praca, jeśli skupia na sobie namysł nad sobą, staje się poznawaniem kondycji ludzkiej i kondycji świata. Praca rozpoznaje stabilność świata, jego trwałość, jego istnienie po śmierci człowieka. Jak słusznie zauważa H. Arendt, gdyby wiedziało się, że świat przeminie wraz z naszą śmiercią, lub krótko po niej, utraciłby całą swoją realność, całą swoją konsystencję, jak to się stało w wypadku pierwszych chrześcijan, kiedy byli przekonani o prędkim spełnieniu się żywionych przez nich oczekiwań eschatologicznych. Jednocześnie człowiek dzięki pracy poznaje, iż „przemija postać tego świata”.

Ks. Leszek Łysień
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter