Agnieszka Kostuch: Podczas warszawskiej premiery księdza książki „Zachwyt i inne skutki wiary. Od wiersza do traktatu”[1] ks. Marek Gancarczyk powiedział, że z całego księdza dorobku pisarskiego, najbliższa jest mu poezja i dodał: „Człowiek po przeczytaniu jednego, drugiego, trzeciego wiersza chce być lepszym”. Również i ja po lekturze księdza wierszy mam podobne odczucia. Ale jest ksiądz profesorem teologii, pisze poważne traktaty, mógłby ksiądz poprzestać na ewangelizacji tylko nimi. Dlaczego jednak ksiądz wraca do wiersza?

Ks. Jerzy Szymik: Przede wszystkim dlatego, że człowiek składa się nie tylko z rozumu. Choć mówię to w jednym z dni Światowego Tygodnia Mózgu, powiem tak: nie wystarczy „umeblować mózg”, żeby zbliżyć się do Boga, ale trzeba też poruszyć inne ważne sfery ludzkiego życia – sferę wolitywną, emocjonalną a przede wszystkim serce, rozumiane jako najgłębsze centrum osoby, gdzie spotyka sie duch i ciało, rozum i uczucia, świadomość własnej skończoności i pragnienie wieczności, nieśmiertelnej miłości. Dobry wiersz nie jest wszystkim, jasne, ale może dotrzeć do takich rejonów człowieczeństwa, do których najdoskonalszy nawet traktat teologiczny nie dotrze. I odwrotnie, oczywiście... Poza tym: Ewangelia nie jest traktatem teologicznym, natomiast jest w niej niemało poezji... Zdaje się, że rację mają ci, którzy uważają, że wiele pasm Jezusowego nauczania (np. przypowieści) to poezja najwyższego lotu, Boska w istocie... To po pierwsze. Po drugie – ogromnie jest mi bliskie to, co mówi Benedykt XVI, a mianowicie, że chrześcijaństwo ma dwa argumenty główne, nie do zakwestionowania i nie do przebicia: święci i wielka sztuka. Nie twierdzę, broń Panie Boże, że moja poezja jest wielka, ale chciałbym w moim życiu uaktywniać oba te „główne argumenty” – dążenie do świętości i próbowanie się z wierszem rozumianym jako spotkanie piękna i prawdy

Zastanawiam się, co jest księdza główną troską, ideą przy tworzeniu wierszy? Dobro Kościoła? Nawracanie czytelnika?

Główną moją troską jest to, żeby wiersz był dobry. Artystycznie i etycznie. Ujmę to od strony negatywnej: żeby wiersz nie był gniotem i by nie uwodził czytelnika w stronę zła, nie podtruwał go.

Czyli podchodzi ksiądz do tworzenia wierszy racjonalnie?

Bardzo racjonalnie. Wiersz musi być dobry, jeśli ma działać po swojemu, jeśli warto poń sięgnąć, czytać, poddać mu się. Musi wywoływać dreszcz, musi być wartościowy literacko. Jeżeli miałby być, dajmy na to, samą publicystyką czy rodzajem kaznodziejstwa (z całym szacunkiem i dla publicystyki i dla kaznodziejstwa!), to lepiej nie tworzyć poezji a zająć się czymś innym. Nikt nikomu nie każe być poetą... Co w żaden sposób nie kłóci się z dobrem Kościoła, nawracaniem bliźnich czy ewangelizacją. Te wartości – estetyka i głoszenie Chrystusa, słowo wiersza i służba Słowu - się nie spotykają jedynie w skrajnie liberalnym poziomie myślenia i wartościowania (absolutna wolność wypowiedzi artystycznej – jakby poetę bądź instalatora obowiązywał inny dekalog niż zduna bądź elektryka – i tym podobne dyrdymały). Który to poziom jest mi najgłębiej obcy. Tymczasem piękno, prawda i dobro są z Boga. Bo skąd? Im więcej piękna - czystego, prawdziwego piękna - tym silniejsza dawka prawdy. I vice versa. Oczywiście: nie twierdzę, że mi się w wierszach udaje to, o czym tu mówię. To tylko ludzkie dzieła, nic więcej. Jedne wiersze są lepsze, drugie słabsze, rzecz jasna. W każdym razie zależy mi na tej syntezie, dążę do niej – na ile się do niej zbliżam, nie wiem. Ale jest to moją troską. I też twórczą udręką.

Czesław Miłosz w „Ars poetica?” napisał: „wiersze wolno pisać rzadko i niechętnie, pod nieznośnym przymusem”. Ów „przymus” nazywał również „Głosem”. Inni poeci nazywają go „natchnieniem”. Czy ksiądz odczuwa rodzaj wewnętrznego przymusu do tworzenia wierszy?

Ja nie nazwałbym tego wewnętrznym przymusem. Jeżeli udaje mi się napisać dobry wiersz, to składa się on z dwóch elementów, które koniecznie muszą się spotkać. Jednym z nich jest coś, co popularnie nazywa się natchnieniem czy daimonionem, ale ja nazwałbym to raczej skromniej: inspiracją, błyskiem, może iskrą Bożą. Bez tej iskry nie ma dobrego wiersza. Może powstać dobry reportaż czy felieton, ale nie dobry wiersz. Tą inspiracją może być wydarzenie, doświadczenie, obserwacja, skojarzenie czy jakaś forma iluminacji (rozumiana prosto, racjonalnie, bez mistycyzmu). Stosunkowo często robię notatki, również w podróżach. Napisałem trochę tzw. „wierszy podróżnych”, głównie dlatego, że tylko wtedy mam odrobinę czasu [śmiech]. Bo ja przede wszystkim jestem jednak człowiekiem ciężkiej pracy – akademickiej, duszpasterskiej. Zajmuję się poezją jedynie „na boku”. Więc próbuję zapisywać te błyski w notesach. Później musi nałożyć się na nie praca i te dwa elementy muszą się spotkać: błysk i praca w języku, nad tekstem.

Ksiądz często podpisuje swoje wiersze dwoma datami i dwoma różnymi miejscami.

Ta pierwsza data to jest najczęściej data błysku, druga zaś jest datą pracy nad notatkami do wiersza.

Ks. Gancarczyk podczas wspomnianego spotkania równie pięknie określił księdza stosunek do Kościoła, że mimo że teksty księdza bywają krytyczne wobec tego, co w Kościele się dzieje, to jednak odnosi się ksiądz do Niego z takim samym szacunkiem, troską, miłością jak do swojej Matki, i podkreślił, że: „Człowiek czytając te teksty może być pewny, że jest w środku Kościoła”. Co znaczy dla księdza „być w środku Kościoła”?

Być w środku Kościoła znaczy - na pierwszym poziomie - dbać o to, co jest istotą trwania w Kościele: spowiadać się, przyjmować Komunię Świętą, uczestniczyć w Eucharystii, łożyć na Kościół i Maluczkich, nie wypinać się na „zgrzebność” Kościoła, na moje grzeszne siostry i grzesznych braci i na mnie, grzesznego, lichego; cały czas pamiętać, że jeśli Kościół nie byłby otwarty na grzeszników, to przede wszystkim nie zmieściłbym się w Nim ja; interesować się Kościołem, współtworzyć Go.
Kościół jest dla mnie domem, ojczyzną. Jest w Nim ludzkie i Boskie, proza i poezja, duchowość i cielesność wiary. Trzeba absolutnie wyzbyć się wobec Niego nie tyle krytyki (ta bywa nieraz potrzebna i konstruktywna), ile pretensjonalności, tego „inteligenckiego kwękania”, że On jest ciągle nie taki, jakim ja chciałbym, żeby był. Kościół zresztą nie jest nasz, nie jest też naszym wymysłem – Kościół jest Pana.

Wie Pani, zasadniczy bój w przestrzeni wiary toczy się między pokorą a pychą. W każdym sercu, w każdym środowisku, zawsze i wszędzie. Zgoda na Kościół jest powiedzeniem „tak” pokorze, a niezgoda na Kościół… niech sobie Pani dopowie. To jest moja teza, za którą stoi czterdzieści lat kapłaństwa, jakieś doświadczenie duszpasterskie i sporo kłopotów z własną pychą... Ja absolutnie nie nadaję swoim tezom nie wiadomo jakiego ciężaru i nieomylności. Mogę się mylić w różnych kwestiach, to oczywiste. Ale też wiem, jak myślę i czego chcę. I jeśli mnie Pani pyta - z przekonaniem odpowiadam.

Od pewnego czasu odkrywam środowisko „Tygodnika Powszechnego”. I z jednej strony wciąż mam do niego szacunek, a z drugiej strony zaczęłam mieć pewne wątpliwości, co do słuszności ich drogi. Te moje wątpliwości zostały wywołane właśnie przez księdza teksty.

Środowiska osobiście zbyt głęboko nie znam, „Tygodnik” czytam dość regularnie od 50 lat. Wiele mu zawdzięczam.  O linii ideowej, teologicznej i politycznej ostatnich lat jestem bardzo krytycznego zdania. Zwłaszcza teologicznej, eklezjalnej. Bardzo krytycznego. Ale nie chcę o tym.

Wróćmy do wierszy. Zna Pani mój wiersz „Prawie jak Liga Mistrzów”?

[przytoczę go prawie w całości dla czytelników, A.K.]

„(…)

Mój kolega długie lata się męczy,

grając w drużynie, która gra przeciw

Barcelonie, a ta, jak wiadomo, stale

prowadzi atak pozycyjny.

Mój kolega duszpasterzuje w wielkich miastach,

czyli stale gra na wyjeździe, jakby zawsze

na Camp Nou. Publiczność jest przeciwko.

 

A przecież zna języki, ma wysokie IQ,

zna się na wicach i wszystko mogłoby wyglądać

zupełnie inaczej niż z wnętrza przepoconej sutanny.

Stąd agresja.

Mamy bowiem tak niski procent posiadania piłki

(jak to z Barceloną), że wielu nie wytrzymuje nerwowo.

Mój kolega jest tak zdesperowany,

że jako defensywny pomocnik z ambicjami rozgrywającego,

z bezsilności zaczyna atakować wślizgami własnych

napastników.

 

Mój kolega ma doskonałą wydolność i Barcelona chce go kupić.

Potrzebuje kogoś, kto dobrze zna przeciwnika i odetnie jego atak

(…)

Prawdopodobnie nie wyjdziemy w tych latach z grupy,

Ale dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe

(twierdzą Kazimierz Górki i katechizm katolicki).

Nawet finał.

Ale i to, że mój kolega będzie ich Messim.

Ale i to, że puchar będzie nasz.

 

Bo piłka jest okrągła, a bramki są dwie.”

 

No właśnie. Nic dodać, nic ująć. Wiersz niech się broni sam.

 

Ksiądz na każdym kroku podkreśla, żeby stawiać Boga na pierwszym miejscu. Nie uznaje ksiądz dróg pośrednich, o czym chociażby świadczy „List do Karla Rahnera SJ”, w którym m.in. ksiądz przywołuje słowa Chrystusa „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”(Łk 18,8) i pyta ksiądz dalej: „I czyż nie właśnie wiary żąda On od ludzi, do których został posłany? (…) Więc może nie wystarczy być <prawdziwym człowiekiem>, żeby uratować siebie i świat? Może jeszcze trzeba prawdziwie szukać prawdziwego Boga”.

To znaczy, że nie można łudzić siebie i innych, że humanizm bez wiary w Boga jest wystarczająco receptą na dobre życie. Jak zbudował w sobie ksiądz tak silne przekonanie, że nie ma innej dobrej drogi niż droga wiary?

Czysta łaska Boża. Wiara jest łaską, po prostu. Oczywiście z racji teologicznej profesji mam jakąś wiedzę w tej sferze. Czytam, piszę, wykładam, słucham innych, podróżuję, rozmawiam, pomagam. To wszystko odkłada się jakąś wiedzą, jasne. A łaska buduje na naturze - gratia supponit naturam - to jest stara, katolicka teza. To ważne. Łaska współpracuje zawsze z ludzką wolnością, ale nie przestaje być łaską, czyli czymś darmo danym i czymś Bosko suwerennym, niepodległym ludzkim strategiom. Fenomen łaski polega również na tym, że ludzkie wysiłki, zsumowane, powiedzmy, dają efekt, którego logicznie dać nie powinny. Łaska współpracuje z ludzką pracą, wysiłkiem, staraniem. Nie jest ona magią, jakimś hokus-pokus. Jest współpracą wolnego, wszechmogącego Boga z niewiele mogącym, lecz wolnym człowiekiem.

Często odwołuje się ksiądz w swoich tekstach do teologii kardynała Josepha Ratzingera, późniejszego papieża Benedykta XVI. Jaki miał wpływ na księdza poglądy na tematy wiary?

Ogromny. Prawdopodobnie byłbym teraz w głębokim lesie, gdybym tego człowieka nie spotkał na drodze swojego życia. Ja go też spotykałem fizycznie, ale te spotkania nie miały decydującego znaczenia, chociaż były piękne i głębokie – w latach 2004-2013 byłem członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej w Watykanie i spotykaliśmy się wielokrotnie. Ale najgłębsze znaczenie miało wejście w jego myśl, w jego genialne teologiczne teksty. To najlepsze, co mnie w teologii spotkało. Przeczytałem prawie wszystko, co ten człowiek napisał i czytam dalej, po raz wtóry. Jego dzieła zostały zebrane w kilkudziesięciu tomach, w tłumaczeniu na polski - to tzw. „Opera Omnia” wydawane aktualnie przez KUL. Podstawowym owocem spotkania z jego myślą jest moja trylogia „Theologia benedicta” (Wydawnictwo Księgarnia Św. Jacka, Katowice), która ukazywała się w latach 2010-2015, a też najnowsza moja książka pt. „Prawda i mądrość. Przewodnik po teologii Benedykta XVI” wydana w Krakowie (Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy, 2019) Spotkanie z Benedyktem XVI było czymś absolutnie decydującym dla mojej teologii.

Wiele miejsca w swoje poezji poświęca ksiądz różnym miejscom Zachodniej Europy i w Stanach Zjednoczonych, jakie ksiądz odwiedził lub gdzie pracował.  Są to często opisy bardzo krytyczne, ale i niepozbawione współczucia i troski o ludzi, którzy zatracili właściwy azymut i staczają się na dno.

Tak, ale nie można generalizować. Widzę też wiele piękna w świecie zachodniej cywilizacji.

Ale jednak styl życia, który nazwałabym topowym w zachodnim świecie, daleki jest od stylu życia proponowanego przez Chrystusa, Ewangelię. Jakby w opozycji do tych obrazów przywołuje ksiądz w wierszach swój rodzinny Śląsk jako miejsce, gdzie ludzie wciąż są wierni Bogu. Bardzo dosłownie mówi o tym tekst „Nie samym chlebem żyje człowiek”, kończący się tak:

O biedacy, mówiła jadąca ze mną osiemdziesięcioletnia Ślązaczka, / zerkając w Tychach na bilbord z napisem <Ateiści są boscy>, / Jeszcze będziecie robić różańce z chleba / I dopiero to was nawróci”

Czy rzeczywiście Śląsk jest dla księdza taką ostoją wartości chrześcijańskich, wiary na mapie Polski i Europy? Czy nie ma ksiądz obrazu Śląska zbyt wyidealizowanego?

Niekoniecznie, wie Pani. Bo przecież, owszem, ta mądrość (w wierszu, który Pani cytuje) spłynęła na nas z ust i serca Ślązaczki (zresztą i prywatnie: mojej Mamy), ale ten idiotyczny bilbord też zrobili Ślązacy. Tak że tu mamy remis... Ale powiedzmy tu i to, że pisarz ma prawo (i tendencję...) do tworzenia mitu „kraju lat dziecinnych”.

Mitu małej ojczyzny?

Tak. Jestem o Śląsku i dobrego, i złego zdania. Ogólnie rzec biorąc: realistycznego. Ale jego fundamentalna wartość płynie stąd, że jest mój. Dokładnie tak samo jak dla Piemontczyka Piemont, dla Podlasiaka Podlasie czy dla Pani Trzemeszno. To określenie „mój” nie ma sensu egoistycznego, szowinistycznego czy narcystycznego. Ono dla mnie ma sens głęboko teologiczny. To znaczy: Śląsk jest chciany i wybrany dla mnie przez Boga. Z jakichś powodów, sobie znanych, Bóg chciał, bym się nie rodził w stanie Ohio, ani w Argentynie, ani na Podlasiu, tylko w Pszowie na południu Górnego Śląska. I albo wyciągnę z tego korzenia jak najwięcej dobra, albo nie. Nie wierzę w reinkarnację i wiem, że drugi raz się nie urodzę. Dlatego chodzę wokół swoich korzeni „na paluszkach”, by nie zmarnować daru Bożego. Stwórca musiał mieć w tym jakiś zamysł, że nie uczynił mnie Eskimosem, tylko Ślązakiem. Ja mogę tęsknić całe życie, żeby „być z Paryża”, ale to będzie idée fixe. Akceptacja mojego tu i teraz, próba budowania dobra na tym – realnym - fundamencie jest par excellence teologiczna. To jest zaufanie zamysłowi Bożemu i Jego woli, po prostu.

Jesteśmy w trakcie kolejnego Wielkiego Postu. Czego szczególnie chciałby ksiądz życzyć czytelnikom „Gwiazdki Cieszyńskiej” w tym czasie?

Gwiazdki nie tyle z Cieszyna, co z samego Nieba [śmiech]. Niby żart, ale tylko trochę. Bo życzę bliskości Boga, pokoju w sercu, wiary; żeby ten czas nas wzmocnił w drodze ku temu, o czym mówiliśmy – ku prawdzie, pięknu, dobru. To nie jest niepotrzebny patos. Każdy człowiek chce, żeby jego życie było udane. A udane będzie tylko wtedy, kiedy będzie przeżywane z Bogiem, w Kościele. Tego życzę wszystkim moim siostrom i braciom, Pani i sobie.

Dziękuję. Poza życzeniami zostawmy czytelnikom w prezencie piękny księdza wiersz:

Niepokój Boga

 

nie tylko nasze;

Jego serce jest o wiele bardziej niespokojne,

skrajnie.

 

O nas.

Drży o mnie,

czuję to, wiem.

 

Jego serce szuka tych,

którzy podzielaliby Jego namiętność

do ludzi.

 

Woła, kołacze, uwodzi proroków.

Uwiódł i mnie, żeby mnie tym samym

uratować.

 

Moja nadzieja jest cicha  wielka,

że kiedy wróci,

powie:

 

miałeś staranie o moich.

Moje dziecko,

moja krew

----------------------------------

 

13-15 marca 2019r.

 

ZAPROSZENIE NA SPOTKANIA AUTORSKIE W BIELSKU-BIAŁEJ

24 marca o godz. 11.00 w Zamku Książąt Sułkowskich,   ul. Wzgórze 16,

  1. prof. Jerzy Szymik będzie gościem Krakowskiego Salonu Poezji

(akompaniować będzie Tomasz Pala),

a o godz. 17.00 w krypcie kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa, ul. Traugutta 13, odbędzie się spotkanie z jego udziałem wokół książki „Zachwyt i inne skutki wiary. Od wiersza do traktatu” (Teologia Polityczna, Warszawa 2018)

Biogram

Jerzy Szymik - ur. 1953 r. w Pszowie na Górnym Śląsku, kapłan Archidiecezji Katowickiej, teolog i poeta. Jest profesorem nauk teologicznych, wykłada teologię dogmatyczną.
W latach 1986-2008 związany z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, gdzie był m.in. kierownikiem Katedry Chrystologii (97-05). Od 2005 r. pracownik Zakładu Teologii Dogmatycznej WTL Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, od 2014 r. Katedry Teologii Dogmatycznej i Duchowości WTL UŚ; od 2007 r. jako profesor zwyczajny. W latach 2004-2014 członek watykańskiej Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Od 2015 r. członek Komitetu Nauk Teologicznych PAN. Od 1991 r. stały współpracownik „Gościa Niedzielnego”.
Autor przeszło 60 książek naukowych, poetyckich, eseistycznych (ostatnio m.in.: „Hilasterion”, Katowice 2014; „Teologia i my”, Katowice 2014; „Theologia benedicta”, t. I-III, Katowice 2010-2015; „Poezja i teologia”, t. I-III, Katowice 2009-2016; „25 wierszy niezapomnianych w wyborze czytelników”, Katowice 2017; „Dobre wino”, Katowice 2017; „Zachwyt i inne skutki wiary. Od wiersza do traktatu”, Warszawa 2018; „Prawda i mądrość. Przewodnik po teologii Benedykta XVI”, Kraków 2019). Promotor 25 doktoratów, 196 magisteriów. Specjalizuje się w chrystologii, metodologii teologii, teologii kultury, teologii J. Ratzingera/Benedykta XVI.
Laureat nagród naukowych (m. in. Rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego - 2001, Rektora Uniwersytetu Śląskiego – 2013, 2016), nominowany do nagrody „Totus” w dziedzinie kultury chrześcijańskiej (2010). Laureat nagrody dziennikarskiej „Ślad” (2005), srebrnego medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP (2006), „Medalu Komisji Edukacji Narodowej” Ministerstwa Edukacji Narodowej za zasługi dla oświaty i wychowania (2013), nagrody „Feniks” w kategorii nauk kościelnych za trylogię „Theologia benedicta” (2016), tytułu „Książka Roku” Komitetu Nauk Teologicznych PAN w dziedzinie nauk teologicznych za trylogię „Theologia benedicta” (2017),  ogólnopolskiej „Nagrody Literackiej im. Franciszka Karpińskiego” Civitas Christiana (2017), tytułu Honorowy Obywatel Miasta Pszów (2017/2018), wrocławskiej „Nagrody Czterech Kolumn” za całokształt twórczości (2018).

Mieszka w Pszowie i Katowicach.

 

 

 [1]  Nagranie spotkania: https://www.youtube.com/watch?v=5660dzS-ZGk

 

 

[1]  Nagranie spotkania: https://www.youtube.com/watch?v=5660dzS-ZGk

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter