Początkiem roku mamy niewiele rozrywek. Właściwie po suto zastawionym, świątecznym stole i szampańskiej zabawie w Sylwestra na niewiele mamy ochotę. Pojawia się jednak determinanta w postaci rychle nadchodzącego postu. Wtedy przypominamy sobie, że zanim nasze czoło naznaczone zostanie popiołem, to warto by się zabawić. Doskonałym pretekstem jest karnawał, który w tym roku jest wyjątkowo długi. Nazwa tego okresu jest adekwatna, gdyż oznacza „żegnaj mięso”.

I tu pojawia się przyzwolenie na swawole i nieumiarkowanie, żeby nie powiedzieć „pójście w tango”. Karnawał jest kolejnym przykładem spuścizny kultury europejskiej. Tym razem jednak swe korzenie ma w pogańskim Rzymie i kulcie Dionizosa. Mięsopust ściśle powiązany jest również z tańcem. Dawniej dzięki niemu oraz dzikim skokom przez ogniska prognozowano wzrost plonów. Pląsy pośród ognisk miały spowodować obfitość darów ziemi. Formy zabaw w czasie epok ewoluowały. W tym kontekście najsłynniejszym miejscem w Europie jest Wenecja, gdzie od wieków przywdziewa się maski by móc nieskrępowanie zabawić się na Placu Świętego Marka. Nie trzeba być wcale Casanovą by skraść podczas tańca pocałunek nieznajomej w cieniu Kampanili. Natomiast cały świat przygląda się Rio de Janeiro i pardzie skąpo ubranych tancerek, które w rytmie samby przemierzają ulice. Gorąca latynoska krew – tak nam odległa. Lecz jej wyraz w postaci parad jest wentylem dla mocno podzielonego społeczeństwa.

W Polsce niepodzielnym królem karnawału jest bal, czyli impreza taneczna zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci. Przy czym należy zauważyć, że bal dziecięcy to uroczystość o charakterze lekkim. Przodują wesołe piosenki Majki Jeżowskiej oraz kostiumy. W moich czasach najpopularniejszy wśród chłopców był strój Zorro - współcześnie bohater dzieciom zupełnie nieznany. Dziś zapewne chłopcy wybierają Spidermana albo jakiegoś innego super bohatera. Upodobania u dziewczynek są trwalsze i dałbym sobie uciąć rękę, że nadal najpopularniejsze są księżniczki.

Zupełnie inaczej ma się sprawa z balami dla dorosłych. Te zabawy są dużo poważniejsze, choć nie tak jak utwór Maryli Rodowicz „Niech żyje bal”. Mimo, że piosenka nawiązuje do epikureistycznego podejścia do życia, to jest smutna jak stypa. Nie o taką powagę tu chodzi. W mroku sali rozbłyska reflektor. Salę wypełniają goście w wieczorowych strojach. Skórzane buty wypastowane na błysk. Kopertówki wypchane po brzegi, dyskretnie skrywają to, co tylko kobieta umie tam zmieścić. Wszyscy tańczą. Wznoszą toasty i życzliwie się do siebie uśmiechają. Panie kupują panom kotyliony. Panowie odwdzięczają się kwiatami. Jest loteria z fantami. Można wygrać jakieś małe RTV albo dzika.
Bal to nie tylko goście. To przecież także ci, którzy bawią. Czym byłby bal bez doborowej orkiestry oraz wodzireja? Warto więc wspomnieć postać cieszyńskiego muzyka i wodzireja Kaza „Nędzy” Urbasia - założyciela zespołu „Torka”. Kazo ubarwiał imprezy nie tylko folkową muzyką. Opowiadał kawały. Sypał z rękawa różnymi anegdotami z życia mieszkańców Śląska Cieszyńskiego. Jego imieniem uhonorowano Pogrzeb Basów, którego był współtwórcą. Impreza ta zamykająca okres karnawału w Cieszynie odbędzie się 28 lutego.

Na początku wspominałem o niewielu rozrywkach początkiem roku. Są takie „rozrywki”, których nikt sobie nie życzy, ale chcąc nie chcąc w nich uczestniczy. Tym razem zdradziecka epidemia grypy nie przyszła zza Olzy. Przynajmniej nic o takim sabotażu nie słyszałem. Być może stoi za tym niezwykle popularny smog, którego do zeszłego roku nikt jeszcze nie wyczuwał, choć wcześniej używano dużo gorszego opału. Kiedy ma się dziecko w wieku przedszkolnym to ta „świetna zabawa” może trwać w nieskończoność. Dziecko zaraża rodziców. Rodzice zarażają dziecko. Powstaje koło zamknięte. Przy czym trzeba docenić, że kiedy każdy ojciec leży z gorączką i majaczy, to matka polka ogarnia cały domowy lazaret, robi pranie, gotuje obiad i jeszcze CHORUJE! Te bohaterskie czyny świadczą o nierówności płci. Bóg nie obdarzył mężczyzn takim hartem ducha.


tekst: Paweł Czerkowski
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter