Czytam właśnie książkę ojca Stanisława Musiała SJ. Zostawił po sobie kilka zbiorów przemyśleń, które kiedyś pisywał dla „Tygodnika Powszechnego”. Jedną z takich książek jest; „dwanaście koszy ułomków”. Często dla ilustracji swoich myśli przywołuje jakieś dzieło sztuki. W jednym z tekstów – jak okiem sięgnąć, krzyże –  przywołuje rycinę Ernesta Barlacha: Anno Domini MCMXVI post Chrystum natum (Roku Pańskiego 1916 po narodzeniu Chrystusa). Rycina ukazuje postać Chrystusa, któremu mroczna postać męska ukazuje wymownym gestem ręki bezbrzeżny pejzaż, pokryty krzyżami. Rysunek powstał po bitwie pod Verdun, gdzie zginęło pół miliona żołnierzy.
Pozwólcie na dłuższy fragment eseju.

„Żadne światła tego świata, żadna radość tej ziemi nie mogą przesłonić faktu, że życie ludzkie na naszej planecie toczy się pod znakiem krzyża. Jego cień kładzie się na wszystkim, co doczesne. Wszystko na tej ziemi jest w pewnym sensie „ukrzyżowane”. I prawda. I piękno. I miłość. Bo nic nie występuje bez skazy, bez ograniczeń. Właśnie – bez krzyża. Porwane są nici, z których świat nasz jest utkany. Nie dadzą się powiązać w jednolitą całość. Nie potrafimy ułożyć w sensowną spójność dobra i zła, piękna i brzydoty, radości i cierpienia. Próby dojścia rozumem, dlaczego jest tak, a nie inaczej, kończą się kikutami przerwanych ciągów logicznych. Jak zakończenia belek krzyża, które nie dadzą się zebrać w jedną linię.

Nikt na tej ziemi nie potrafi udzielić nam odpowiedzi dlaczego tyle cierpienia. /…/ Choć z drugiej strony, jak wyobrazić sobie życie na tej ziemi bez cierpienia? Spróbujmy  przeprowadzić konsekwentnie do końca hipotezę myślową, że nie ma na świecie cierpienia. Jak wyglądałoby wtedy życie ludzkie na ziemi? Nikt nie potrzebowałby wtedy nikogo. Chodzilibyśmy wtedy obok siebie w glorii samowystarczalności. Matka nie musiałaby nachylać się nad płaczącym dzieckiem, bo dzieci by nie płakały. I dziecko nie musiałoby się uśmiechać do matki, bo nie byłaby mu potrzebna jej opiekuńczość. Żylibyśmy obok siebie jak „chodzące” drzewa, z których każde rosłoby na odrębnym terenie i mogłoby obyć się bez drugiego”.
 
Pytanie zawsze mocne siłą życia, po co człowiekowi cierpienie? Czy da się udzielić prostych i łatwych odpowiedzi? Boję się takich, którzy znają i wykrzykują odpowiedzi na wołanie człowieka – po co  cierpienie?

Potrzebna jest wrażliwość, aby zatrzymać się w milczeniu przed tajemnicą cierpienia. Nie krzykiem i sprytem retoryki, ale milczeniem i szacunkiem wobec „niepojętego” powinien przejawiać się każdy kontakt z człowiekiem naznaczonym bólem. Jakże potrzeba nam w takiej właśnie chwili w ciszy przyjść pod krzyż i patrzeć sercem w serce Jezusa.

Zachęcam do czytania tekstów ojca Stanisława Musiała, bo jest w Nim głębsze spojrzenie na rzeczywistość.

Ks. Tomasz Sroka
 
To jest jeden obraz do tekstu
 
a tu drugi
 
 
 
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter